Storczyczko, nie wszystko co zainwestowaliśmy w siebie jako ŚJ.jest złe. Dożo rzeczy wyszło nam na dobre. Ba, nawet dało nam ochronę w późniejszym życiu.. Patrząc z perspektywy lat, kiedy to jako członek KK wraz z kolegami i koleżankami w wierze brałem z życia,, wszystko co najlepsze,, (a tak mi się wtedy, gdy byłem młody to wydawało) W momencie, kiedy zaczęłem studiować Biblię i poznawać Boga i Jezusa(wcześniej tzn. na religii, nie miałem żadnej więzi z Bogiem Ojcem i Jezusem), zaczęłem się zmieniać, dosłownie na lepsze. I za to jestem i będę wdzięczny ŚJ. Osobiście nigdy nauk ŚJ nie wchłaniałem automatycznie, zawsze do nowinek podchodziłem z rezerwą. Natomiast niektóre ich nauki były niejasne, czy niezrozumiałe dla mnie. Dlatego w odróżnieniu od innych wybudzonych nie dostałem szoku spowodowanego odkryciem wielu fałszerstw (do końca nie wiem, czy to świadomych, bądź nieświadomych..) Myślę, że wiele ich nauk nieświadomie jest powielanych... Dzisiaj, mam pretensje głównie do siebie, że w naiwny sposób podchodziłem do wielu zagadnień. Nie mam pretensji do tych, którzy mnie karmili duchową strawą, bo oni również byli tą samą strawą karmieni przez innych.. Wszyscy tam obecni są do siebie podobni, są jak w młynku nakryci kapsułą, gdzie maszyna ciągle się obraca, ziarenka się wzajemnie mieszają, nie mogąc wypaść na zewnątrz... Tak, że najlepiej, gdy się jest już na zewnątrz, to najlepiej jest wyrzucić, odzucić jak plewy, te złe emocje, pozostawiając te dobre. Z których to można robić w dalszym ciągu pożytek.