Z tego, co widzę, to rzucasz się na głęboką wodę. Masz jakiś konkretny plan? Masz ludzi, którzy Ci pomogą, gdy wszyscy się odwrócą? Jesteś niezależna finansowo? Nie to, że się czepiam, ale nie chciałbym, żebyś skończyła (a raczej zaczęła) z walizką pod mostem. Może warto stopniowo wygaszać aktywność przy jednoczesnym układaniu sobie życia na nowo?
Oczywiście, że rzucam się na głęboką wodę. I wcale nie jest mi z tym źle. Nawet nie wiesz jaką radość odczułam kiedy wzięłam pierwszy oddech wolności. To jest tak jakbym zdobyła szczyt ogromnej góry. Po wyczerpującej walce duma zdecydowanie przeważa nad zmęczeniem. Od lat przygotowywałam się do odejścia od swojej toksycznej rodziny,a przede wszystkim od ludzi, z którymi zmuszona byłam żyć. Odłożyłam pieniądze potrzebne mi na start (na dłuższy start tak na wszelki wypadek). Ludzi do pomocy nie potrzebuję, bo wystarczy mi wiedza, że są tacy jak ja i wasza obecność to już jest motywacja sama w sobie.
W tym wszystkim najbardziej boję się życia, poznawania NORMALNYCH ludzi, bo przecież latami wmawiano mi, że to wszystko jest brudne i złe. Dam radę, przecież najgorsze co mogło mnie spotkać od dzisiaj jest za mną.
Jeśli chodzi o samotność to przez lata zdążyłam się z nią pogodzić, z nienawistnymi spojrzeniami pełnych miłości członków zboru też. Na tyle dobrze sobie z tym radziłam, że chyba zacznie mi tego brakować.
Na koniec jeszcze dodam, że życie nie zawsze jest przyjemne, ale zdecydowanie łatwiej je przeżyć ze świadomością, że to MOJE decyzje.
Dziękuję za troskę kochany optymisto!