Uważam,że to dość dobry tok myślenia.
Jeżeli do tego byście zagrali osoby skrzywdzone,które bardzo kochają Jehowę i organizację i które myślą o powrocie,to siłą rzeczy rodzice (i inne bliskie osoby) nie śmieliby Was odrzucić,lecz zrobiliby wszystko,by utrzymać z Wami jako taki kontakt.Może nawet mieliby żal do braci za to wykluczenie i zaczęliby się krytyczniej przyglądać temu co się dzieje wewnątrz.
Oczywiście Wasz powrót przeciągałby się w nieskończoność,a z czasem-jak już emocje by ostygły-moglibyście ostrożnie przemycać swoje spostrzeżenia i wnioski.
To jest co prawda hardcorowy scenariusz i wymagałby sporej dawki stalowych nerwów,ale efekt byłby zadowalający dla wszystkich.No,może tylko na początku musielibyście się kryć ze swoimi prawdziwymi poglądami na temat organizacji,ale to byłaby cena za zachowanie rodziny w całości.
Napisanie szczerego listu nic nie da.Żadna szczerość i głębokie uczucie nie wygrały z fanatyzmem i zaślepieniem.Nawet jeśli rodzice chcieliby pójść za głosem serca,to i tak wytyczne organizacji są w tym temacie jednoznaczne.W najlepszym wypadku usłyszycie standardowe wytłumaczenie:"Tak,dzieci kochane,rozumiemy was.Jednakże wiecie co niewolnik mówi o takiej sytuacji i jakie są zalecenia organizacji-żadnych kontaktów z odstępcami! Nawet,jeśli to są własne dzieci.Jehowa jest najważniejszy".
Jeśli poinformujecie rodziców uczciwie o wszystkim,to oni staną między młotem a kowadłem i na nich spadnie obowiązek kombinowania,jak utrzymać z Wami kontakt i nie narażać się na przykre uwagi w zborze.Z tego powodu lepszym wyjściem byłoby chyba zagranie z Waszej strony.