Dlatego w myśl tego i słów Światusa życzmy sobie iść tam po śmierci gdzie pójdziemy naprawdę.
Twierdząc, że nie ma takiej prawdy twierdzimy, że mamy ją właśnie i tylko my.
Można bujać do woli.
Tylko mam wrażenie, że niewierzący nie za bardzo chcą przyznać, że po śmierci skończą jako
pokarm dla mieszkańców gleby i koniec wszystkiego.
Jeśli jest inne wyjaśnienie pośmiertnych dziejów niewierzących to ja poproszę.
Jeśli nie ma to nie różnimy się niczym od ślimaków i reszty zwierząt - do gleby i po ptokach. Cały dorobek istoty wyższej zjedzą czerwia.
Wiązanie wartości wyższej człowieka z takim samym losem zwierzęcia słabo przemawia
do mnie,
dlatego nauki Chrystusa mają
dla mnie więcej na+.
A jak ktoś lubi teorie o robieniu się samo z siebie skomlikowaności i ufoludkach to czemu nie. Może być nawet szczęśliwy z tym.
A jak chce to może wierzyć w inkarnację do formy drzewa. Gorzej jak takie drzewo trafi na fabrykę desek klozetowych, albo do kominka.
Wtedy to już kaplica.
Ostatnio miałem okazję rozmawiać z osobą zindoktrynowaną na tłumaczenie wschodu, że np. dziecko doznające gwałtu przez swego ojca
potrzebuje tego doświadczyć aby uzdrowić swój ród ileś pokoleń wstecz...
Takie kwiatki rosną teraz w miejscu, gdzie niegdyś mieszkał Bóg/ Jezus/ org - jaki by nie był świadkowski.
Dlatego to nie obojętne co zrobimy z pustką jaka powstaje po wyjściu z orga, bo można napakować sobie do głowy kupę i to bardzo śmierdzącą.
Uważam, że rozmowa jaka wynikła w tym wątku jest ciekawa, bo każdy wyraża swoje przemyślenia, a inni czytają, porównują.