Poczatek lat 90-tych , zbor Berlin -Britz . Mlody , gorliwy SJ , emigrant z Polski , zaczyna miec watpliwosci co do doktryny .
Podstawowa sprawa : co sie stanie z Chinczykami ?
Ostatnie publikacje podgrzewaja atmosfere oczekiwania na Armagedon do czerwonosci , koniec systemu tuz-tuz ! Ale statystyki sa bardzo wymowne . W Chinach (poza Hong-Kongiem ) prawie nikt nie slyszal Dobrej Nowiny . W Indiach to samo , tylko garstka glosicieli na grubo ponad miliard ludnosci .
Gorliwy glosiciel pyta starszych , co o tym mysla ?
Wymigiwanie sie od konkretnej odpowiedzi , jakies bleblanie o "zbiorowej odpowiedzialnosci " , twierdzenie , ze to nie nasza sprawa tylko Jehowy itp, itd...
Glosiciel jest uparty , pisze do Nadarzyna ( na korespondencje z Selters , jego niemiecki jest niewystarczajacy ) .
Zatroskani bracia z Biura Oddzialu przysylaja po dwoch miesiacach odpowiedz , w ktorej opieprzaja brata rowno , ze sie zajmuje nieswoimi sprawami i , ze przedklada wlasna sprawiedliwosc nad sprawiedliwosc Jehowy . Oczywiscie , robia to bardzo kulturalnie , bulka przez bibulke , ale tak , ze glosiciel czuje sie jak ostatni smiec .
Final jest taki , ze gorliwy glosiciel robi sie coraz mniej gorliwy i w koncu opuszcza ta spolecznosc .
I tak to z Listonoszem bylo .
Od tamtych wydarzen minelo juz grubo ponad 20 lat , ale jak czytam wypowiedzi Trampka to widze , ze taktyka SJ , pod tym wzgledem sie nie zmienila . To samo podgrzewanie oczekiwan , ze koniec tuz za progiem i to samo ignorowanie faktow , ze mniej wiecej 1/3 ludzkosci nie ma pojecia o jakiejs Dobrej Nowinie .