Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 2 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Moja słodko - gorzka historia  (Przeczytany 19031 razy)

Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 517
  • Polubień: 14345
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #45 dnia: 15 Kwiecień, 2017, 13:44 »
Macie rację. Przywróciłem dyskusję o małżeństwach w młodym wieku i umieściłem ją tutaj:  https://swiadkowiejehowywpolsce.org/bylem-swiadkiem-nasze-historie/odp-moja-slodko-gorzka-historia/msg83116/#msg83116
Proszę jednak o powstrzymywanie się od wycieczek personalnych w tym temacie. Nie zawsze odmienne zdanie innej osoby musi być złe.
Pozdrawiam


« Ostatnia zmiana: 15 Kwiecień, 2017, 13:47 wysłana przez Nemo »
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Vida

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #46 dnia: 15 Kwiecień, 2017, 19:54 »

Vida - kiedy masz tą rozmowę z rodzicami? Czy masz plan A, B i C - tzn. różne wersje odpowiedzi uwzględniające ich ewentualną reakcję?

Właśnie dzisiaj widziałam się rodzicami. Opowiem Wam jak to wszystko obmyśliłam - myślałam, że zrobię tak, że po prostu wszystko opowiem rodzicom - że nie chodzę na zebrania i nie chcę na razie chodzić, bo muszę sobie to wszystko przemyśleć i poukładać (tak jak radziliście - aby nie rzucać ich od razu na głęboką wodę, co było dobrym pomysłem, ponieważ tata bardzo źle zareagował na to wszystko, myślałam, że za chwilę zawału jakiegoś dostanie), opowiem wszystko co działo się w moim wnętrzu przez te wszystkie lata.
Ale szczerze, to było tak, że okropnie się zestresowałam, głos mi się totalnie załamał i dobrze, że tak jak poradziliście napisałam to wszystko wcześniej w liście, więc po prostu im go dałam. W trakcie czytania tata się załamał, wyszedł do innego pokoju i zaczął okropnie płakać, ja też w ogóle byłam w szoku, bo spodziewałam się od wstępu jakiś oskarżeń itd, więc też się popłakałam. Mama również zaczęła płakać, zaczęła przepraszać mnie za wszystko co musiałam przeżyć, była totalnie załamana i nachodziły ją różne refleksje co do jej zachowania i naprawdę szczerze zaczęła ze mną rozmawiać o wszystkim(co nigdy w życiu jeszcze nie nastąpiło, w sensie taka szczera rozmowa między nami). Powiedziała również mniej więcej coś takiego -" ja wiem, że w zborach jest niesprawiedliwość, dzieją się okropne rzeczy, wiem to i nie podoba mi się to, ale nie mogę na razie nic z tym zrobić". Mam taką cichą nadzieję, że zasiałam w niej to ziarnko niepewności, tak strasznie bym chciała, żeby chociaż ona nie tylko dostrzegła to wszystko, ale też zrobiła coś z tą wiedzą. Jeśli chodzi o tatę to powrócił do nas po jakiejś godzinie. W gruncie rzeczy cieszyłam się z jego płaczu, a to dlatego, że to był szczery płacz, pierwsza szczera reakcja taty od... zawsze, nigdy nie zdobył się na coś takiego, żeby pokazać swoje emocje, nie płakał nawet na pogrzebie własnej matki, tylko chodził i pocieszał wszystkich ze swoim sztucznym uśmiechem, mówiąc "no dobrze już, dobrze nie płaczcie już, damy radę". Jest mi go dzisiaj strasznie szkoda, bo widzę jak mocno jest to człowiek urobiony przez organizację. Po tej godzinie płaczu, gdy wrócił do pokoju, prawie natychmiast rozpoczął atak w moim kierunku.... Zaczął myśleć... (od razu zauważyłam ten wzrok) co by tu jej powiedzieć żeby jednak poszła na zebranie, ku mojemu obrzydzeniu zaczął mi puszczać jakieś filmiki z jw.org, ja mu mówię - nie chcę tego oglądać, a on  - no to wyślę Ci później wszystko na maila, musisz to oglądać, musisz porozmawiać z braćmi, musisz zadzwonić do brata starszego, musisz powiedzieć wszystkim co myślisz, oni się tak martwią, musisz podjąć szybko decyzję, a ile ci to zajmie to zastanawianie i tak dalej i tak dalej w nieskończoność... Wiecie jak się czułam? To było okropne porównanie - najpierw ta jego szczera reakcja, ten płacz, emocje, a za chwilę - moment  - i przemiana w zaprogramowanego robota organizacji, poczułam się jakbym ja była zainteresowaną, osobą która właśnie otworzyła mu drzwi w służbie, a on na siłę silił się, co by tu jeszcze, co by tu wymyślić, jakiego chwytu jeszcze użyć. Nie myślał o osobie, która przed nim stoi, nie myślał o jej uczuciach - działał jak na autopilocie. Może to nic odkrywczego, po prostu dzisiaj poczułam do tego tak okropne uczucie zniesmaczenia, tzn do organizacji do tych metod "obłaskawiania" nowych osób...pewnie dlatego, że już dawno nie miałam kontaktu ze zborem i z tym wszystkim "na żywo". Ojej, to było ciężkie, ale warto było, bo kamień spadł mi z serca, dzisiaj mogę spać spokojnie, jedyne czego chcę, to to, żeby nikt już nie wyręczył mnie w powiedzeniu osobiście rodzicom, że odchodzę całkiem. Teraz zamierzam odczekać trochę, dać rodzicom czas na przemyślenie tego wszystkiego, zastanowienie się i powiem im wtedy, że całkowicie rezygnuję.
Oprócz tego całego nakłaniania itd to było też widać, że rodzice są dla mnie po prostu przemili (tzn widzę, że mama jednak reaguje trochę inaczej, widać, że zaczyna myśleć, ona nic mi dzisiaj nie wmuszała, nie kazała mi nic robić, po prostu widać było, że żałuje tego wszystkiego), co innego pewnie by było, gdybym od razu powiedziała, że odchodzę. Szczególnie tata działa jak typowy Świadek, który właśnie złapał jakąś nową ofiarę w postaci zainteresowanej i widać, że w żaden sposób nie popuści, widać, że zrobi wszystko żeby zaciągnąć mnie na zebranie. A i dodał jeszcze na koniec niesamowicie budujące stwierdzenie (jak dawałam mu tabletki na ból głowy i pytałam, czy nie potrzebuje jeszcze czegoś) - " widzisz, bo nie będą mi takie tabletki potrzebne, jak tylko pójdziesz na zebranie..." no normalnie już przy tym to szczęka mi opadła. Ale podsumowując, cieszę się, że rozbiłam to wszystko na raty, cieszę się, że rodzice na razie wiedzą to co mają wiedzieć, w niedługim czasie pozostaje mi im do przekazania jeszcze wiadomość o odejściu, a w międzyczasie mam jeszcze nadzieję, na jakieś szczere rozmowy z mamą, może uda mi się ją troszkę odmienić i jej pogląd na ŚJ. Dzięki Wam bardzo za pomoc, bo chyba nie byłoby tak dobrze bez Waszych dobrych rad  :-*


Offline HARNAŚ

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #47 dnia: 16 Kwiecień, 2017, 09:01 »
Vida to są Twoje relacje z rodzicami i nikt nie ma prawa wymuszać na Tobie jakichkolwiek zachowań. Możemy tylko doradzić lub podzielić się swoimi doświadczeniami. Domyślam się z opisu ,że rodzice Cię kochają i to jest wspaniałe. Mama , gdyby nie lęk przed otoczeniem a szczególnie przed Twoim tatą pewnie inaczej pokierowałaby swoim życiem. Reakcja ojca szczera. warto przemyśleć tylko czy to łzy rozpaczy po córce , którą , uważa że straci w armagedonie, czy łzy bezsilności , że nie ma nad Tobą już takiej władzy jak do tej pory. To Twój ojciec i nie mnie go oceniać , bo mógłbym zranić Twoje uczucia , ale mam wrażenie , że jest wampirem energetycznym choć w środku pewnie dobry z niego chłop.


Offline Vida

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #48 dnia: 16 Kwiecień, 2017, 11:02 »
Mama , gdyby nie lęk przed otoczeniem a szczególnie przed Twoim tatą pewnie inaczej pokierowałaby swoim życiem. Reakcja ojca szczera. warto przemyśleć tylko czy to łzy rozpaczy po córce , którą , uważa że straci w armagedonie, czy łzy bezsilności , że nie ma nad Tobą już takiej władzy jak do tej pory. To Twój ojciec i nie mnie go oceniać , bo mógłbym zranić Twoje uczucia , ale mam wrażenie , że jest wampirem energetycznym choć w środku pewnie dobry z niego chłop.

Zgadzam się z Tobą, dokładnie takie same były moje myśli, gdy widziałam płacz taty, myślę, że był właśnie rozdarty tym faktem -  jednocześnie myślą, że mnie straci i uświadomieniem sobie bezsilności. I niestety to prawda co piszesz o nim, w głębi jest bardzo dobrym człowiekiem, niestety mocno zmienionym przez organizację. A co do mamy to mam nadzieję, że może nie teraz, ale kiedyś będzie w stanie też podjąć jakąś samodzielną decyzję.

 W każdym razie, dzisiaj już czuję się całkiem oswobodzona z tego wszystkiego, jakbym wyszła z okropnej choroby, nareszcie mi lekko na sercu. I dlatego właśnie dziękuję za te rady od Was, bo dzięki temu mogłam przedstawić rodzicom to wszystko, w jak najbardziej przystępny sposób, nie zrażając ich całkiem do całej tej sytuacji(sama nie wpadłabym na to aby napisać ten list, który w zasadzie uratował całą sytuację). Dodam jeszcze, że miałam dzisiaj telefon od mamy, która powiedziała, że zawsze będzie dla mnie i nie zostawi mnie w żadnej sytuacji, czyli jest szansa, że chociaż ona, nie odwróci się ode mnie po moim całkowitym odejściu, a więc kamień spadł mi z serca :)


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3498
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #49 dnia: 16 Kwiecień, 2017, 11:13 »
Uhh ! Czytam twoja historie z "gesia skora" i scisnietym gardlem i  mysle , ze naprawde dobrze  sobie  radzisz z ta sytuacja .
Najgorsze masz juz za soba . Twoi Rodzice musza to teraz przemyslec i probowac zrozumiec Twoje motywy.
Troche rozumiem Twojego ojca bo mu sie wali na glowe caly poukladany do tej pory swiat .
My ,chlopy niestety tak mamy , ze bardzo jest nam trudno przyznac sie do bledow , a w stosunku do wlasnych dzieci szczegolnie.
Jezeli moglbym Tobie cos jeszcze doradzic , to sproboj spotkac sie z Twoja mama sam na sam i pogadac szczerze . Byc moze latwiej  wtedy  bedzie Tobie i Jej powiedziec co macie na sercu .
Pozdrawiam serdecznie...


Offline sylvia

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #50 dnia: 17 Kwiecień, 2017, 14:27 »
Autorko
Smutne to co napisałaś a nawet bardziej mi smutno bo to jakbym wróciła do czasów kiedy ja tak czułam
Nie będę się rozpisywać jedynie powiem odwagi odwagi
Zrób to dla siebie
Rodzice to tylko ludzie nie mogą zabrać Ci już nic, poczucia godności wolności Twojego życia
Jesteś Wielką osobą dałaś radę i dalej dasz
Ciepło pozdrawiam


Offline Litwin

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #51 dnia: 22 Kwiecień, 2017, 09:43 »

 W każdym razie, dzisiaj już czuję się całkiem oswobodzona z tego wszystkiego, jakbym wyszła z okropnej choroby, nareszcie mi lekko na sercu. I dlatego właśnie dziękuję za te rady od Was, bo dzięki temu mogłam przedstawić rodzicom to wszystko, w jak najbardziej przystępny sposób, nie zrażając ich całkiem do całej tej sytuacji(sama nie wpadłabym na to aby napisać ten list, który w zasadzie uratował całą sytuację). Dodam jeszcze, że miałam dzisiaj telefon od mamy, która powiedziała, że zawsze będzie dla mnie i nie zostawi mnie w żadnej sytuacji, czyli jest szansa, że chociaż ona, nie odwróci się ode mnie po moim całkowitym odejściu, a więc kamień spadł mi z serca :)
I właśnie, wyzwoliłaś w sobie MOC, tego się  trzymaj. Przejęłaś inicjatywę.
Miałem kilka rozmów z "braćmi ", którzy chcieli wyrzucić swoje dzieci z domu, że względu  na ich sprzeciw doktrynom WTS-u.
Pytałem każdego z nich, czyje to są  dzieci? Jehowy czy Wasze?  Zawsze odpowiadali, że ich.
Więc im podpowiadałem - dbajcie o nie, a nie wyrzucajcie. Jehowa o nie nie zadba.
Sam, zgodnie z naukami ŚJ, prowadziłem swoje, na zebrania, organizowalem studia. Ale widząc,  że nie bardzo je to interesuje, przestałem.
Nigdy nie wywierałem presji. Uważałem, coś  takiego za obrzydliwość.

« Ostatnia zmiana: 22 Kwiecień, 2017, 10:21 wysłana przez Litwin »


Offline Vida

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #52 dnia: 05 Sierpień, 2017, 00:01 »
Minął już jakiś czas odkąd moi rodzice znają moje stanowisko wobec ich wyznania, pozwolę więc sobie, na krótką aktualizację  :P

W rezultacie niewiele się zmieniło - nadal nie chodzę na zebrania, nie mam w ogóle kontaktu z braćmi z "mojego" zboru, czuję się z tym doskonale. Rodzice jednak troszkę już ochłonęli i widzę, że sami nie wiedzą co ze mną i z moim podejściem począć.

Troszkę próbują "po dobroci", w rozmowach telefonicznych są przesadnie mili i "słodzą" jak nigdy wcześniej. Po chwili jednak potrafią ukazać swoje prawdziwe oblicze i wściec się o to, że np. nie przyjechałam do nich na zgromadzenie ( a to też ciekawa historia była - zaprosili mnie do domu w lipcu na weekend, ale coś mnie tknęło, myślę - czemu akurat na tą konkretną datę, a więc sprawdziłam i okazało się, że własnie będą mieli zgromadzenie, do którego podstępem chcieli mnie przymusić... Na szczęście w porę odmówiłam).

W lipcu pojawiłam się jednak w domu na jeden z weekendów i wywiązała się dyskusja, o tym czy nadal tak sądzę jak sądziłam, czy nic się nie zmieniło i czy pójdę z nimi w niedzielę na zebranie (ważne, że w sobotę ktoś ze zboru widział mnie z mamą, więc rodzicom chodziło o to, żeby nie tłumaczyć się przed braćmi, dlaczego mnie nie ma).

Na pytanie o to, czy pójdę na zebranie powiedziałam szczerze, że: "jeślibym poszła to tylko ze względu na Was (rodziców)" i powtarzałam to stwierdzenie dopóki nie dotarło do nich (szczególnie do taty) o co mi chodzi.

Żałuję, że mama, która początkowo zrozumiała moje stanowisko i zaczęła się otwierać na to co mówiłam, teraz od nowa odgrodziła się murem i w ogóle nie wkracza na te tematy, rozmawiamy o wszystkim innym, tylko nie o tym. Nie mam pojęcia jak to będzie, kiedy w końcu napiszę ten list i odejdę tak formalnie. Myślę, że tato nie zrozumie tego, bo widzę, że nawet teraz nie jest w stanie tego pojąć (wciąż dostaję od niego miliony wiadomości z filmami z jw.org, ze słowami pieśni itd.....) i nie widzi innej opcji, niż ta, że niedługo powrócę do zboru.

Z kolei mama rozumie mój sposób myślenia, nawet dawała wciągać się w dyskusje, wyciągała logiczne wnioski (w sumie to i tak więcej niż to, na co liczyłam), ale wydaje mi się, że po rozmowie z dobrymi znajomymi ze zboru (jest tam kilka par, które opuściły swoje dzieci i nie odzywają się do nich ani słowem przez wiele lat) ma pewne dylematy.

Mimo wszystko wciąż liczę, że uda mi się z nią jeszcze porozmawiać i nakłonić do przemyśleń. Jako że jestem w dogodnej sytuacji, nic już mnie nie goni, właściwie już od momentu, gdy powiedziałam o wszystkim rodzicom, czuję się, jakbym całkowicie wyszła z organizacji, staram się na razie odwlekać napisanie listu z myślą właśnie o mojej mamie, choć nie ukrywam - nie wyobrażam sobie mojej radości, gdy oficjalnie nie będę już w tym wyznaniu, niezależnie od tego, czy rodzice będą ze mną rozmawiać, czy nie (już się z tym pogodziłam) będę czuła się całkowicie wolna.

Dzisiaj mogę powiedzieć, że od kilku miesięcy czuję się wspaniale, również pod względem zdrowotnym, to niesamowite, że dopiero teraz nerwy całkowicie mnie opuściły i mogę cieszyć się życiem :)


Offline HARNAŚ

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #53 dnia: 05 Sierpień, 2017, 08:25 »
Mądra babu z Ciebie :)


Offline Vida

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #54 dnia: 05 Sierpień, 2017, 10:47 »
Mądra babu z Ciebie :)

Hahaha  ;D Dziękuję  :)


Offline Litwin

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #55 dnia: 07 Sierpień, 2017, 19:58 »

Rodzice jednak troszkę już ochłonęli i widzę, że sami nie wiedzą co ze mną i z moim podejściem począć.

Troszkę próbują "po dobroci", w rozmowach telefonicznych są przesadnie mili i "słodzą" jak nigdy wcześniej.

Z kolei mama rozumie mój sposób myślenia, nawet dawała wciągać się w dyskusje, wyciągała logiczne wnioski (w sumie to i tak więcej niż to, na co liczyłam), ale wydaje mi się, że po rozmowie z dobrymi znajomymi ze zboru (jest tam kilka par, które opuściły swoje dzieci i nie odzywają się do nich ani słowem przez wiele lat) ma pewne dylematy.

Mimo wszystko wciąż liczę, że uda mi się z nią jeszcze porozmawiać i nakłonić do przemyśleń.

Wtrącę swoje trzy grosze, jeśli pozwolisz.
Mów im jak najczęściej, że  ich kochasz i że nie wyobrażasz sobie życia z dala od nich i tyle im zawdzięczasz. Ale masz przed sobą całe życie i chcesz je sama sobie układać i nikt nie powinien Tobą sterować, jednak Dobrych rad zawsze wysłuchasz.
Ja pożegnałem swoją matkę  tydzień temu. Miała 85 lat. Powiedz rodzicom, że życie przemija i szkoda straconych wspólnych chwil, bo w końcu to są  najbliższe osoby i kiedyś  ich zabraknie.
Wtrącanie we wzajemne rodzicielskie stosunki, Boga, jest największym człowieczym szyderstwem.


Offline sunshine

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #56 dnia: 08 Sierpień, 2017, 00:23 »
Vida, mam podobnie, z tym że nie  rozmawiałam z rodzicami. Od ponad roku nie chodzę na żadne zebrania ani zgromadzenia,  wydaje mi się że się domyślają. Dziś mnie odwiedzili. Tata zapytał wprost czy byłam na kongresie, powiedziałam że nie. Nie wydawał się zbyt zaskoczony. Ale nie stać mnie jeszcze na na to, by powiedzieć że zdecydowałam się odejść :-(


Offline ogórek kiszony

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #57 dnia: 08 Sierpień, 2017, 12:07 »
Vida z tymi Twoimi przygodami w przedszkolu, to Ci strasznie współczuje. Dobrze, że ja swojemu dziecku tego nie zafunduje.
O ile do niedawna byłem nawet przeciwny np komunii, co i tak nie miało znaczenia, bo obiecałem żonie, że wychowamy dziecko w jej wierze (katolickiej), to teraz już mi takie myśli nie chodzą po głowie.
Ja nie lubiłem swojej podstawówki, choć nie miałem takich problemów.
Nie poradzę też jak sobie poradzić bez kontaktu z rodzicami, bo ja jakiś mam, no poza ojcem, którego sam odstawiłem. Ale najważniejsze, że masz partnera, że tworzycie rodzinę. W tym szukaj siły. Ważni też są przyjaciele, a ich wiara...to jest drugorzędna sprawa. Ja mam spoza organizacji, a niby moi przyjaciele z org. to tylko się kontaktowali jak trzeba było gdzieś podjechać, bo miałem auto, albo jak ktoś szukał pracy...
trzymaj się ciepło :)


Offline sunshine

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #58 dnia: 08 Sierpień, 2017, 13:03 »
Ogórku, miałam podobnie i to przez wszystkie lata, zarówno szkolne jak i po -szkolne.. Choć byłam w org, to poza nią otaczali mnie szczerzy, godni zaufania przyjaciele.
W orgu także próbowałam nawiązywać przyjacielskie relacje, ale te dość szybko się kończyły, tam ludzie są interesowni, na bezinteresowną przyjaźń przecież nie ma czasu, trzeba iść głosić..
Szkoda tych wszystkich ludzi którzy idąc ślepo za pseudo -radami, by przyjaciół mieć jedynie w orgu, nie mają tak naprawdę nikogo..


Offline Vida

Odp: Moja słodko - gorzka historia
« Odpowiedź #59 dnia: 16 Sierpień, 2017, 16:58 »

Wtrącę swoje trzy grosze, jeśli pozwolisz.
Mów im jak najczęściej, że  ich kochasz i że nie wyobrażasz sobie życia z dala od nich i tyle im zawdzięczasz. Ale masz przed sobą całe życie i chcesz je sama sobie układać i nikt nie powinien Tobą sterować, jednak Dobrych rad zawsze wysłuchasz.
Ja pożegnałem swoją matkę  tydzień temu. Miała 85 lat. Powiedz rodzicom, że życie przemija i szkoda straconych wspólnych chwil, bo w końcu to są  najbliższe osoby i kiedyś  ich zabraknie.
Wtrącanie we wzajemne rodzicielskie stosunki, Boga, jest największym człowieczym szyderstwem.

Dziękuję za te słowa i bardzo współczuję. Ja również tak uważam, staram się doceniać każdą chwilę, która jest mi dana i kilka razy próbowałam już rozmawiać z rodzicami pod takim "kątem", czasami wydaje mi się, że to dostrzegają, czasami zaślepia ich organizacja i "miłość" do niej (i to, że w gruncie rzeczy mówi się im coś odwrotnego, że nie można cieszyć się tą chwilą i nią żyć, bo najlepsze dopiero w raju), ale robię co mogę, puki mogę.

Sunshine żadna pora na powiedzenie rodzicom, nie wydaje się odpowiednia, ja zwlekałam ile mogłam, no i nadal zwlekam z powiedzeniem o "całkowitym odejściu", także rozumiem Twoją sytuację, a co do przyjaciół w organizacji, to często jest tak jak piszesz, jednak ja poznałam kilka naprawdę wspaniałych osób, szkoda, że w gruncie rzeczy mocno zaślepionych tym wyznaniem.
« Ostatnia zmiana: 16 Sierpień, 2017, 17:06 wysłana przez Vida »