Tazła ...
Chciałam jeszcze nawiązać do Twojej wypowiedzi w tym wątku, bo nawiązałaś do tego, co napisałam.
Jasne, że łatwiej jest okazywać empatię tym, co chcą coś ze swoją sytuacją robić, niż tylko narzekać, że jest źle.
Dla jednych odejście z wts jest wykonalne, dla innych mniej wykonalne.
I ci co mają całe rodziny tam i ci, co nie mają, muszą od nowa składać swoje życie. Sytuacja obu grup podobna.
Jasne też jest, że wychowani w organizacji, wychodząc z niej, idą w wielką niewiadomą, bo ci co byli w świecie, wiedzą do czego wracają.
Mają mniejsze obawy, niż ci, którzy tam nie byli.
Ale mimo wszystko, to nie są łatwe decyzje, ani do podjęcia, ani do zrealizowania.
I każdy człowiek ma różną mentalność. Ty byłaś silna, poradziłaś sobie, ale nie każdy ma taką siłę.
... a jeszcze jest tak, że dla niektórych, po prostu potrzebny jest czas, żeby do takiej decyzji dojrzeć ...
I chyba nie zaprzeczysz, że jednak szok jest ogromny po odkryciu prawdy o wts-ie, bo sama to przeżyłaś.
... A prawo do samostanowienia o sobie, zostało odebrane wszystkim, tam, przez mechanizmy manipulacyjne wts ...
Bo ludzie decydujący się na zostanie świadkami Jehowy, nie wiedzieli, że są okłamywani, nie byli potraktowani uczciwie.
Dlatego nie postrzegam tej sytuacji tak tylko w ... czarno-białych barwach ..., tj. to Ty widzisz.
Próbuję dostrzec też te odcienie szarości, które wpływają na decyzje, czy zostać, czy odejść z wts i kiedy to zrobić i czy w ogóle to zrobić. Ilu ludzi, tyle decyzji.
To prawdziwe dylematy do rozwiązania, wiążące się z tym, co dalej ze swoim życiem zrobić.
... To nie jest przesunięcie mebla, z jednego końca pokoju w drugi ... to prawdziwe życie ...
Za tym się kryją prawdziwe dramaty ludzkie, z ranami szarpanymi i tak indywidualne, jak każdy z nas jest indywidualny.
A i uważam, że też będą tacy, co być może nigdy się nie pozbierają po tym, co im zaserwowała ta "najjaśniejsza" WTS.
Z tym swoim niewolnikiem omylnym i nienatchnionym i tą całą swoją tęczą światełek, przeróżnistych zmian w zrozumieniu rzekomej prawdy.