No cóż rzadko coś piszę chociaż na forum jestem codziennie bez logowania...
Jednak muszę się nie zgodzić ze stwierdzeniem jakoby to świadkowie bardziej unikali pracy niż inne wyznania. Z moich obserwacji wynika, że jak ktoś jest leniem i kombinatorem to nie garnie się do pracy i tyle. Zauważcie co dzieje się teraz w Polsce po wprowadzeniu 500+ .....tragedia. Ludzie wcale nie garną się do pracy.... znam wielu katolików którzy od wielu, wielu lat siedzą na różnego typu zasilkach a od pracy migaja się jak mogą. Z tą różnicą ze u świadków owszem jest podobnie tylko SJ są zachęcani do tego by ten czas wolny poświęcić na stojaki itp a reszta rodaków siedzi w tym czasie wygodnie przed telewizorem i ogląda serial za serialem.
Nie chcę oczywiście generalizować. Myślę, że wiele zależy też od samego człowieka. Jeśli ktoś wyniósł ze swego środowiska skłonności do lenistwa, kombinatorstwa i ślizgania się po innych, korzystania na max z opieki społecznej, to według mnie sporo wody w Wiśle musi upłynąć, żeby ktoś taki się zmienił.
To mało realne zwłaszcza teraz, kiedy dla WTS ważniejsza jest frekwencja na zebraniach, stojaki i upraszczanie życia, a miejsce tematów o szacunku do pracy, godnym utrzymaniu siebie i rodziny zajmuje broda i spodnie rurki.
Sam znam takich ludzi, którzy zanim zostali świadkami, nie potrafili utrzymać żadnej pracy. I co? Nagle po chrzcie wszystko się zmieniło? A gdzie tam. Szybko został pionierem, albo sługą pomocniczym bo starsi zachwyceni, że brat taki gorliwy. I owszem, punkty na zebraniach super. Ale na pracę jak nie było tak nie ma czasu. Dopiero jak bracia przestali za darmo dawać żryć i życie dało w d... to dopiero się ogarnął. Nawet za granicę się odważył wyjechać. I nagle wszystko zaczęło się powoli układać.
Ale to nie religia w tym wypadku pomogła tylko bida, która zajrzała w oczy.
To samo z braćmi, którzy "zatrudniali" współwyznawców a sami mieli żyłkę cwaniaka. Taka sama zależność. Religia nie ma tu nic do rzeczy. Również znam przykład, gdzie u brata przewinęła się większość męskiej populacji zboru, tak że na koniec musiał on zatrudniać "światusów", bo z braci nikt u niego pracować już nie chciał. Nawet rodzony szwagier.