Zastanawiam się czy ja odniosłam jakieś korzyści z trzech lat studium Biblii, wiedzy biblijne raczej większej nie nabyłam, od najmłodszych lat Biblia była dla mnie autorytetem, od swojej cioci zakonnicy dostawałam na różne okazje piękne, z dużymi obrazkami Biblie dla dzieci. Czytałam je z zapałem, podobały mi się te historie. Często do nich wracałam. W trakcie studium dostawałam pochwały od moich nauczycieli, że jako katolik dosyć dobrze znam Biblię. Zastanawiam się co mnie pociągnąło do organizacji i myślę, że chyba ich pochwały jak to ja znam pisma i zaciekawiła mnie interpretacja, zupełnie inna niż u katolików. Podobała mi się ta interpretacja. Powtarzałam jedynie moim nauczycielom przynajmniej na początku, że świadkiem nie zostanę. Zapewniali mnie, że wcale nie muszę zostać świadkiem. Z upływem miesięcy czasem byłam skłonna zmienić zdanie. Po trzech latach kłamstwa wyszły na jaw bo okazało się, że muszę zostać świadkiem jeżeli chcę żyć wiecznie, a jeżeli nie zgadzałam się z jakąś doktryną to okazywało się, że zbyt mało znam Biblię. Na początku znałam Biblię dobrze, a potem według nauczycieli za mało. Jak bardzo potrafią manipulować dla własnych korzyści, pochwalą jak chcą coś przez to osiągnąć, a jak coś nie tak " bo ty za mało znasz Biblię ". Nie widzę korzyści ze studium Biblii. Bo czy korzyścią może być depresja? Mam to już za sobą, teraz jest etap złości, potem pewnie stwierdzę, że to taki etap w życiu. Jednego jestem pewna, wierzę w Boga, ale w żadnej organizacji nie będę. Nie pozwolę wiązać sobie sumienia. Jedyny plus to napewno taki, że nie pozwolę się nigdy zmanipulować żadnej sekcie.