To bardzo trudne pytanie.
Nie wiem na ile to, jakim jestem człowiekiem wynika z tego, co wysłuchiwałam na zebraniach.
A na ile z tego, że moi rodzice, jak to mówią, poznawali "inną prawdę", bo wtedy gdy stawali się świadkami Jehowy zebrania odbywały się w domach, były pełne luźnych dyskusji, szczerości, z jednoczesnym posmakiem nielegalności (stan wojenny), ludzie wspierali się i sobie pomagali.
Nie wiem na ile zasady, którymi kieruję się w życiu są przynależne WTS, a na ile są to uniwersalne zasady moralne.
Myślę, że jest jedna rzecz.
Nie boję się być INNA.
Jestem przyzwyczajona do tego od dziecka, że miałam jakieś inne poglądy, których musiałam bronić.
Taki trening odwagi.
Mała dygresja - oglądam z moim dzieckiem bajki z cyklu "Tomek i przyjaciele".
W jednej z nich był tekst "odwaga to nie jest brak strachu. Odwaga ujawnia się wtedy, gdy się czegoś boimy".
Tak, od dziecka bałam się tych wszystkich świąteczno-państwowych konfrontacji, gdy trzeba było zachować neutralność.
Ale teraz, po wielu latach dzięki temu nie boję się.
Trening przyniósł rezultaty - nie boję się mieć zdecydowanych poglądów na wiele spraw.
Nie boję się być przeciw systemowi.
W szkole przechodziłam różne prześladowania, ale moi rodzice pokazali mi, że można walczyć o swoje prawa, że mamy prawo być "innowiercami" i domagać się szacunku od innych.
Tak naprawdę, to najwięcej zawdzięczam IM.
Wychowali mnie w PRAWDZIE.
Nie tej WTS-owskiej, ale w przekonaniu, że szczerość i brak hipokryzji są zawsze ważniejsze od liczby przyjaciół.
Uczciwość intelektualna jest jednym z najwyższych dóbr i trzeba żyć w zgodzie z nią, inaczej życie uwiera jak niedobrane buty.
Moi rodzice tak intepretowali to, czego dowiadywali się przez lata.
W naszym domu ważniejsza była praca nad osobowością inspirowana tym, czego się dowiadywaliśmy, niż wyrabianie godzinek i chodzenie na zebrania.
Stąd kolejna korzyść - WYĆWICZONE panowanie nad sobą.
Ja się tego musiałam nauczyć.
Od dziecka wiedziałam, że mam problem z tym ostatnim owocem ducha i że zawsze będę musiała na to uważać.
Wiele osób, które nie znają mnie dobrze mają mnie za opanowaną.
Właśnie dzięki ciężkiej pracy.
Natomiast najwięcej dało mi już samo WYCHODZENIE z WTS.
Bardzo mnie to uczuliło na jakiekolwiek próby manipulacji we wszelkich dziedzinach.
Znienawidziłam teorie spiskowe.
Stałam się sceptykiem.