Estero, masz rację. Bliska mi osoba, SJ, nie fanatyk, ze względu na wiek i stan zdrowia , od kilku lat nie bierze udziału w służbie, ale chodzi na zebrania. Ostatnio byłam świadkiem, jak została potraktowana przez swoje siostry ze zboru- jak powietrze, nawet żadne "dzień dobry" nie padło. No , ale to były siostry bardzo "dojrzałe duchowo"...Te lepsze.
Zauważam, że poza, niejako obowiązkowym ostracyzmem wobec wykluczonych, jest jeszcze ten drugi rodzaj
ostracyzmu panujący w zborach ... i to kierowany od władzy zborowej, wobec tych kulejących ... Słyszałam, że starsi, mają jakby celowo, nie okazywać zbyt serdecznych uczuć, wobec tych, którzy nie biorą zbytnio, udziału
aktywnego w życiu zborowym. Taka postawa, ma wyraźnie nieść sygnał dla zboru, że taka osoba, jest jakby naznaczona,
przez ten lód emocjonalny ... "niech się kaja w popiele" ... żeby powrócić do normalnego życia zboru ... Jak to usłyszałam, postanowiłam przeprowadzić pewien
eksperyment. Ponieważ na zebrania pokazuję się raz na 2-3 miesiące,
więc, chciałam zaobserwować jak to będzie wyglądało w praktyce. I tak, pojechałam na zebranie któreś, tak, jak zawsze miałam
zwyczaj, wcześniej ... i po zebraniu ... celowo ... zostawałam dłuższą chwilę, by dać szansę, starszym zboru, podejść, porozmawiać
ze mną, żeby nie było tłumaczenia,
"a, późno przyjechała, szybko po zebraniu wyszła, nie zdążyliśmy jej złapać ..." Nie uwierzycie, moje obserwacje się potwierdziły ... obserwowałam, a jakże tych wszystkich usługujących ... mieli czas na
rozmowy to z tym, to z tamtym ...aktywnym br., s.,
żaden do mnie nie podszedł, po 2 miesiącach mojej nieobecności ... Ledwie wytrzymywałam wewnętrzny śmiech, żeby nie parsknąć na całą salę, z właśnie negatywnych owoców mojego
eksperymentu ... owszem, podchodzili ... ci zwykli, szarzy członkowie zboru, nawet serdecznie się ze mną witali ...przed i po zebr,
pytali, a co się ze mną dzieje, i w ogóle gdzie się podziewam, że mnie nie ma, że im smutno, że mnie nie ma itd., itp.,
... ALE NIE STARSI ... a starsi, to stali jak zamurowani, zajęci zadaniami, jakby mnie nie było ... Gdybym nie miała tej wiedzy, o tej WTS, jaką mam i rozkminioną tą ich warunkową miłość, to pewnie z płaczem wyszłabym z SK,
bo
dla wrażliwego, dłuższy czas nieobecnego członka zboru, sytuacja emocjonalnie, wręcz traumatyczna ... uśmiechałam się tylko sobie, znacząco pod nosem, co myślałam, głośno tu nie powiem, ze względu na kulturę tego forum.
A tak, to mi to tylko potwierdziło informację, która do mnie dotarła. Straszne to jest, co ta wts funduje swoim owieczkom!!!
I co w ogóle robi z człowieczeństwem w ludziach. Nic dziwnego, że tam nie ma miłości ani współczucia, o której mówił Jezus.