Sala Królestwa w ŚwierzawieTaki tam zwyczajny widoczek z WojcieszowaŚwierzawa była kolejnym małym, wiejskim zborem (pomimo faktu, że Świerzawa ma prawa miejskie, ale jest to chyba najmniejsze miasto w Polsce, niecałe 2500 mieszkańców). Rozpiętość terenu - kilkadziesiąt kilometrów. Mi jednak to miejsce bardzo się podobało ze względu na swój urok. Zawsze lubiłem góry, a w tych rejonach nie brakowało miejsc, które były po prostu przepiękne. Za to sam zbór był dość podobny do poprzedniego - dużo osób w podeszłym wieku, tylko trzech starszych, około 70 głosicieli. Za to mnóstwo pionierów. Oprócz nas do zboru przyjechało z czasem z polecenia nadzorcy obwodu w sumie 5 dziewczyn, które zamieszkały w jednym dużym mieszkaniu. Taka kwateria pionierska. Bardzo się zżyliśmy z nimi i jeszcze jednym lokalnym małżeństwem pionierów. Spędzaliśmy razem prawie każdą wolną chwilę, jeździliśmy razem na wycieczki. Wyjechaliśmy nawet razem na specjalną kampanię głoszenia na Litwie, gdzie spędziliśmy 6 tygodni. Do dzisiaj pamiętam wstęp po litewsku, którego się uczyliśmy, bo trafiliśmy na rejon w którym polaków praktycznie nie było. Dla mnie osobiście pobyt w tym zborze, a konkretniej - w towarzystwie tych ludzi - był jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie mnie spotkały podczas mojego pobytu w organizacji. Posiadam z tego trzyletniego okresu prawie 5 tysięcy zdjęć, na które składa się wiele miłych wspomnień. To właśnie dzięki tym ludziom udało nam się przeżyć te trzy lata. Wszyscy mieliśmy problemy z kasą, ale wspieraliśmy się nawzajem finansowo gdy ktoś akurat był na górce, a inny w dołku. Tylko co z tego, skoro teraz żadna z tych osób nie odezwie się do nas nawet słowem. Tylko dlatego, że zmienił się nasz status w jakiejś organizacji...
Najłatwiejszy sposób na podreperowanie stanu "godzin" w służbie - pisanie listów"Kochanie, może zostańmy dzisiaj w domu... - Ale ja nie mogę, mam tyły w godzinach"Jak to bywa w wiejskich zborach, atmosfera w Świerzawie była iście rodzinna i podobnie jak w Kucharach - wiele rzeczy traktowano z przymróżeniem oka. Jednak również tam zderzyłem się z organizacyjną machiną, która ma za nic człowieka. Krótko przed nami do zboru sprowadził się z innego województwa brat po 50-tce po rozwodzie. Wykluczony, ponieważ zainteresował się inną kobietą. Ok, jestem w stanie to zrozumieć (nie będę wchodził w szczegóły dlaczego się rozwiódł, ale ponoć żona robiła mu z życia piekło i miał tego po prostu dość), trzeba zachować czystość zboru itp. On jednak od początku starał się o przyłączenie, chodził na wszystkie zebrania, posłusznie z nikim się nie witał i ogólnie dawał się upokarzać tak jak wytyczne nakazują. Przez lata. Pisał wiele razy listy z prośbą o przyłączenie, które najwyraźniej lądowały w koszu. I to nawet nie przez niechęć miejscowych starszych. Otóż w organizacji jest tak, że jeśli kogoś jakiś złożony z 3 starszych komitet wykluczył, to ten sam komitet ma dokonać przyłączenia. Że mieszka 300 km dalej? Nie szkodzi! Procedura zatem wyglądała tak, że "grzesznik" pisał list do starszych, ten list był wysyłany do jego poprzedniego zboru i następowała cisza. Po jakimś czasie ktoś z miejscowych starszych zadzwonił do nich się przypomnieć, po czym słyszał w słuchawce że "jeszcze musi poczekać". Na co? Z jakiego powodu? Bo tak, i już. Wszyscy na taki stan rzeczy marudzili, łącznie z miejscowymi starszymi, ale z drugiej strony nikogo wydawało się to nie dziwić. Taka sytuacja trwała chyba przez 2-3 lata, po czym w końcu starsi z poprzedniego zboru w akcie wielkiej łaski orzekli, że upłynął już "wystarczający czas" i można gościa przyłączyć. Mnie to osobiście bardzo uderzyło, no ale co może wiedzieć jakiś tam przyjezdny sługa pomocniczy.
Zdjęcie pamiątkowe z Kursu dla Starszych w Jeleniej Górze, w grudniu 2012 rokuW Świerzawie zostałem zamianowany na starszego zboru. Udało mi się też rzutem na taśmę dostać na Kurs dla Starszych w grudniu 2012 roku - 5-dniowe szkolenie na podstawie podręcznika "Paście trzodę Bożą" i innych materiałów. Byłem jednym z najmłodszych uczestników tego kursu, co widać na zdjęciu powyżej. Starałem się wynieść z niego jak najwięcej, dlatego pilnie notowałem - mam do teraz mój zeszyt z kilkudziesięcioma stronami A4 notatek. Chociaż przewijały się tam tematy dotyczące Boga, Biblii i zasad biblijnych, to jednak duża część kursu była poświęcona legalizmowi, a chyba najbardziej wyczekiwane były punkty dotyczące komitetów sądowniczych. Po kursie nic się praktycznie w zborze nie zmieniło - tak jak olewano wcześniej pewne sprawy, tak olewano je nadal. Mi osobiście coraz trudniej było pogodzić wszystkie obowiązki i tak zimą 2012 roku zrezygnowałem z bycia pionierem stałym po 5 latach pełnienia tej służby. Oczywiście z wielkim poczuciem winy i "tymczasowo", dopóki nie odkujemy się trochę finansowo. Mniej więcej wtedy też zaczęliśmy zastanawiać się nad zmianą terenu, bo w Świerzawie znaliśmy już chyba każdy dom i wiedzieliśmy jakiej reakcji się w nim spodziewać. Wtedy do zboru przyjechał nowy nadzorca obwodu - Michał Wicenciak. Na pierwszej obsłudze powiedzieliśmy mu, że rozglądamy się za nowym miejscem (podobnie zrobiły dwie inne pionierki i jedno małżeństwo) i gdy przyjechał do zboru po raz drugi, to oznajmił nam, że znalazł dla nas nowy zbór z potrzebami - Wołów. Pozostali trafili do innych okolicznych zborów. Po ostatnim niedzielnym zebraniu, na którym byliśmy w Świerzawie, zbór zorganizował nam pożegnalne przyjęcie, co muszę przyznać było bardzo miłe z ich strony. Całość miała miejsce na Sali Królestwa, co niestety już się nie zdarza, bo oficjalne wytyczne z Nadarzyna zabraniają wykorzystywania sal do innych rzeczy niż zebrań i zbiórek.
Nasze ostatnie zebranie w zborze Świerzawa
2 czerwca 2013 roku"Impreza" pożegnalnaI tak naładowani pozytywną energią i z wielkimi nadziejami zapakowaliśmy wszystkie nasze graty i ruszyliśmy w nieznane... Nie wiedzieć czemu bardzo spodobał nam się pomysł usługiwania właśnie w Wołowie. Nie mieliśmy wtedy pojęcia, że ta jedna decyzja nadzorcy obwodu zmieni całe nasze późniejsze życie. Ale więcej o tym w następnym odcinku.
cdn.PS. Sala Królestwa w Świerzawie była wybudowana jakieś 10 lat temu. Była unikatowa w swoim wyglądzie (pasowała do miejscowych terenów) i dzięki niej osoby mieszkające w okolicznych wioskach miały blisko na zebrania. To wszystko jednak nie miało znaczenia dla kierownictwa organizacji, bo w tym roku ni stąd ni zowąd zapadła decyzja, że zbór Świerzawa zostaje rozwiązany, sala idzie pod młotek, a ludzi porozdziela się po 3 różnych zborach i od tej pory będą dojeżdżać 20 i więcej kilometrów na zebrania. Dobra zmiana.