Dobytek zapakowany, czas ruszać w drogę
Wojcieszów, 9 czerwca 2013 rokuW czasie największego kryzysu w Świerzawie, kiedy znaliśmy już każdy dom, wszystkie metody głoszenia głosicieli i znowu potrzebowaliśmy zmian, wtedy na obsłudze nadzorca obwodu, Michał Wicenciak, zaproponował nam przeniesienie do Wołowa. Natychmiast się zgodziliśmy! Cóż to była za euforia! Szaleństwo.
Pewnej niedzieli pojechaliśmy na zebranie do Wołowa na "przeszpiegi/oględziny". Bardzo nam się zbór spodobał, bo był duży (około 100 głosicieli), było sporo dzieci, a głosiciele bardzo aktywni. Na Sali nie było można palca wcisnąć, taka frekwencja! No ogólnie czad. Postanowiliśmy, że przyjeżdżamy.
Nasza pierwsza kwatera w Wołowie, już po generalnym remoncieMieliśmy na początku trochę problem ze znalezieniem mieszkania, ale ostatecznie dzięki pomocy siostry ze zboru zamieszkaliśmy w super mieszkanku na poddaszu. Tanie, umeblowane, wygodne. Jednak najpierw przez trzy miesiące mieszkaliśmy w 25 metrach w pokoju po pijaku-syfiarzu i przez pierwszy tydzień nie robiłam nic prócz czyszczenia, sprzątania i malowania. Tak nam się spieszyło do nowego zboru! Jaki był sens tak się nadwerężać na kilka tygodni mieszkania tam? Żaden. To było głupie. Bardzo głupie. Potem kolejna przeprowadzka - na mieszkanie właściwe.
Przez mniej więcej pierwszy rok zbór Wołów bardzo mi się podobał. Sporo młodych, fajne rodziny, dużo chętnych do głoszenia, po prostu wypas. Kolejki się ustawiały do mnie, żeby się umówić do służby. Potrzebowałam tego.
Z czasem okazało się, że to co pozornie wyglądało na mocne, trwałe i piękne w rzeczywistości było nadętą bańką mydlaną, która fruwała sobie po świeżutkiej Sali Królestwa. W zborze powstawały kliki, zapał głosicieli stopniowo przygasał, frekwencja spadała... Okazało się, że każda dosłownie rodzina/małżeństwo miały poważne problemy (zdrady, kryzysy małżeńskie, pedofilia, itp.). Nie będę się wdawać w szczegóły, bo nie chcę źle mówić o pewnych osobach, ale powiem tak: jeśli chodzi o grono przeświętych starszych zboru, to doprowadzało mnie do szału. Pod różnymi naciskami tych ciemięskich pasterzy bracia dosłownie gasnęli na naszych oczach. Sztywno trzymając się litery prawa stawiali wdowom i samotnym (w wierze) matkom, rodzicom i małżonkom wygórowane wymagania i dawali absurdalne rady. Wiedziałam o niektórych bardzo dobrze, bo różne osoby zwierzały mi się często.
Tak balują starsi z Wołowa na imprezach z młodymi pionierami. Na zdjęciu po prawej toaścik z osobą "ze świata"Jeden starszy bardzo wysoko nosił głowę i wymądrzał się zza mównicy, a sam np. nie stronił od pijatyk i częstego balangowania z młodzieżówką. Nieudolnie pokierował pewna sprawą, kłamiąc i oczerniając pewne osoby. Przy każdej okazji wybielał się jak tylko mógł, wiecznie się usprawiedliwiał. Tchórz i cwaniak.
Drugi, pionier specjalny, wysłannik samego Nadarzyna, obecny tylko ciałem, w oczach niebyt, niemoc, zero życia, uśmiechu. Mocno oderwany od rzeczywistości. Nie rozumiał, że posiadanie dzieci wiąże się z ciężką pracą zarobkową i że nie każdy musi być pionierem i stać przy stojaku. Betelczyk, pedant, służbista.
Trzeci, posiadający własna firmę, chyba dobrze mu się powodzi. Niby miły, ale miewał twoje problemy głęboko gdzieś. Wykorzystał pozycję starszego, żeby się na nas zemścić (on już wie o co mi chodzi
).Taki sam policjant jak pozostali. Jeden lepszy od drugiego.
O ostatnim z szacunku do wieku nie będę się rozpisywać. Najbliższy człowieczeństwu, choć nie zawsze.
Każdy miał inne rozwiązanie na ten sam problem. Każdy działał jakby po swojemu, ale jak co do czego, to potrzebowali nagle zwołania spotkania w gronie. Wszyscy bardzo dziwili się na każde moje "nie"
. Żaden nie zasłużył sobie na mój szacunek. Żaden z nich nam nie pomógł, a raczej kopał i ciemiężył. Maciek może będzie miał więcej cierpliwości, żeby opisać co nieco ze szczegółami.
Chociaż to zdjęcie było ustawiane dla zabawy, to idealnie oddaje charakter tej osobyA! Warto też wspomnieć, że dodatkowo nieustającym problemem zboru Wołów było plotkarstwo! Dwie wielkie plotkary dosłownie burzyły spokój nieustannie. Ciągle na coś donosiły starszym (ujawniając przy tym obficie swoje lizusostwo). Chodziło im też zapewne o zemsty personalne. A starsi głupole zamiast skupiać się na poważnych problemach rodzinnych, których w tym zborze nie brakowało, to zajmowali się plotami. Kto z kim, kto o czym, po co, a na co. Z resztą ze swoimi "kompetencjami" i tak by nikomu nie pomogli.
Nakreśliłam troszeczkę problematykę zboru Wołów i nasze położenie na jego tle. Teraz Maciek opisze swój punkt widzenia, a potem dojdziemy do sedna sprawy: jak doszło do tego, że zaczęliśmy się wybudzać...