Adam i Ada Lekarz spojrzał na moje dzieci, później na mnie, jakby czekał na moją reakcję. Nic nie powiedziałam, wyszłam z pokoju, znałam moją córkę, wiedziałam, że tak łatwo nie odpuści. Zza drzwi dobiegały podniesione głosy, bałam się, że w trójkę mogą wpłynąć na metodę leczenia. Jednak lekarz, nie dał się zastraszyć, ani wziąć na krzyki. Otworzył drzwi i stanowczym głosem powiedział....państwo nie są decyzyjni, nie będę o leczeniu, ani stanie zdrowia pacjentów z państwem rozmawiał. Przepraszam, ale nie mam czasu, pacjenci czekają.
Jak szybko przyszli, tak szybko i bez słowa poszli. A ja zostałam całkiem sama z moim strachem, bólem i tą niepewnością. Chciałam, aby żyli, nawet jeśli mnie znienawidzą za tę decyzję, jak powiedziała córka, to nic. Ja będę spokojna, że robiłam wszystko dla ratowania największej wartości, jaką jest życie. I jeśli Bóg jest miłościwy, to mnie zrozumie i mi wybaczy, nie zależało mi na akceptacji ludzi, nawet jak to były moje dzieci.
Lekarz kazał mi iść do domu, było już późno. Jednak nie miałam jak, w mieście nie miałam nikogo, poza dziećmi, a do domu już autobusy nie jechały, na taryfę nie było mnie stać. Postanowiłam tę noc spędzić w szpitalu.
Przysypiałam i modliłam się, tak na zmianę, prosiłam o siłę , wytrwałość, ratunek dla męża i syna i rozsądek dla moich dzieci. I z takiej zadumy wyrwał mnie jakiś kobiecy głos.... Danusia to ty? Spojrzałam, obok stała salowa o znajomej twarzy. Widząc, że jej nie kojarzę, powiedziała...to ja Tereska. Terenia moja koleżanka, z którą odbywałyśmy praktyki u cukiernika, przez kilka lat.
Kończyła swoją zmianę, zabrała mnie do siebie, mieszkała z mężem z córką oraz wnukami. Przyjęli mnie jak bliską krewną, ich dom przez miesiąc był moim domem. To Teresie pierwszej powiedziałam, jak postąpiły moje dzieci, do niedawna byłam z nich taka dumna, że są religijni, gorliwi, a teraz było mi za nich bardzo wstyd, że na Biblii wychowałam takie potwory. Wtedy koleżanka mnie poprawiła... Danusiu, nie na Biblii, ale na strażnicy. Znała temat, jej ciotka też była świadkiem Jehowy.
Kobieta opowiadała o swoich odczuciach, a ja byłam ciekawa czy przeżyli i co dalej. Mówię ci Adam, aż mnie skręcało z ciekawości, więc wprost zapytałam....a mąż i syn jak? Nic nie odpowiedziała, sięgnęła do jednej z szarych kopert. Wyjęła plik zdjęć, młody mężczyzna na wózku, to mój syn, po długiej rehabilitacji i dużym niedowładzie, tylko nogi nie wróciły do formy. Uśmiechnęła się i wyjęła kolejne zdjęcie, znów syn, jako pan młody, obok piękna brunetka. Później fotografie dzieci, małych i większych. Pomyślałam...niezła gromadka, piątka dzieci, niepełnosprawny mąż, odważna kobieta. Staruszka jakby wyczuła moje myśli, zaczęła opowiadać. Asia przeszła ciężką operację, lekarze nie dawali szans na własne potomstwo, a więc zaraz po ślubie zaczęli starać się o adopcję. Przyjęli rodzeństwo, dwie dziewczynki, jedna miała 3-latka, druga 12 lat i praktycznie bez szans na adopcję. Syn jest psychologiem, synowa ma wykształcenie pedagogiczne, uznali, że dadzą sobie radę. Po kilu latach, gdy mała poszła już do szkoły synowa podupadła na zdrowiu, odezwały się stare dolegliwości. Bardzo żeśmy się o nią bali, syn kiedyś mnie zapytał...mamo a może faktycznie Jehowa chce się na mnie zemścić, tak jak mówili? Wtedy na niego nakrzyczałam, że jakby się chciał mścić to na mnie, a nie na nim. Na szczęście wyzdrowiała, po kilku miesiącach nagle przytyła i to dość znacznie. Niedługo okazało się, że jest w ciąży, lekarze byli zaskoczeni, ale prawdziwe osłupienie dopiero miało nadejść. Okazało się, że Asia urodzi trojaczki.
Mąż też z tego wyszedł , zmarł dwa lata temu, spokojnie we śnie. Kiedyś zapytałam syna, czy nie ma do mnie żalu za moje decyzje? Zaśmiał się głośno, pocałował mnie w rękę i powiedział....mamuś ty mi przysługę zrobiłaś, zobacz ile wspaniałych rzeczy mnie spotkało, o czym ty mówisz.
Kobieta chwyciła mnie za rękę...wiem dziecko, że się niecierpliwisz, myślisz, po co ona mi to opowiada? Jednak aby dojść do sedna, musisz znać całą historię.
Moje dzieci nie chciały znać mnie, ojca ani brata, najbardziej gardzili mną. My po tym wypadku i trudnych doświadczeniach nie chcieliśmy już być świadkami. Napisaliśmy list do zboru, po czasie przyszła odpowiedź, że nie mamy z czego rezygnować, ponieważ nie jesteśmy już śJ, zostaliśmy wykluczeni za odstępstwo.
Ani dzieci, ani bracia w wierze nigdy nas nie odwiedzili, nie zapytali, czy czegoś potrzebujemy, jak sobie radzimy?
Nie znam wnuków, o śmierci zięcia dowiedziałam się od obcych ludzi po kilku miesiącach.
Gdy zmarł mąż, Asia zawiozła mnie do córki, chciałam ją powiadomić o pogrzebie. Nawet mnie nie wpuściła do domu, powiedziała, że jej ojciec zmarł prawie trzydzieści lat temu, myślałam, że mi serce pęknie. Na pogrzebie był drugi bliźniak, ale nie podszedł do nas, stał z boku i nim się skończyło, poszedł sobie.
Nie mieściło mi się to w głowie, gdyby nie te zdjęcia, ciężko w to uwierzyć. Zamyśliłam się, to niemożliwe, przecież to ludzie pełni miłości, tacy ciepli. Po raz pierwszy kobieta zwróciła się do mnie po imieniu pani Ado, chce pani być świadkiem ma pani do tego prawo. Jednak niech pani poprosi swoich znajomych o szczerość, aby pani powiedzieli co się dzieje z tymi, co odchodzą, jak są traktowani? Jeśli pani chce, mogę dać namiary na kilka innych osób, które też już nie są świadkami, oni opowiedzą o swoich doświadczeniach.
Nie, miałam dość. Podziękowałam i chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść i wrócić do domu. Podbiegłam do samochodu, nie było w nim ojca. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, nigdzie go nie było. Po chwili poszukiwań zobaczyłam jakieś nogi wystające zza ogromnego drzewa, pobiegłam tam. Ojciec leżał na trawie, nie reagował gdy do niego mówiłam....
PS Miało być o Adamie, ale Ada się oburzyła, że też jest częścią tej rodziny i nie chce być pominięta. Jak jej odmówić?