Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 6 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 345997 razy)

Offline A

  • Głosiciel
  • Wiadomości: 258
  • Polubień: 1164
  • Nikt nie lubi, kiedy jego świat rozsypuje się.
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #495 dnia: 02 Luty, 2017, 10:06 »
@Tazla zdrówka :)
...


Offline NiepokornaHadra

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 078
  • Polubień: 2333
  • "Zabierz ze sobą tylko dobre wspomnienia" (GD)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #496 dnia: 03 Luty, 2017, 00:16 »
  I fajnie, Adama to cieszy, a mnie jeszcze bardziej.
Teraz mają trochę problemów, ojciec w szpitalu, było ciężko a nawet bardzo źle. Na szczęście co najgorsze już za nimi.

Adam może i miałby  ochotę się  ujawnić, ale żona jest stanowczo przeciwna. Zgodziła się na opowiadanie tej rodzinnej historii, jednak już na nic więcej. Kiedyś rozmawialiśmy o książce, powiedział mi...Aniu jak się zdecydujesz, ja nie mam nic przeciwko, niech ludzie wiedzą jak można spaprać komuś życie. I to nie jednej osobie, ale całej rodzinie. Jednak beze mnie,  muszę zostać NN, Alinka by się ze mną rozwiodła.

Nigdy nie drążyłam tematu dlaczego? Szanuję ich decyzję, to ich życie, mają do tego prawo. Wiem tylko, że jest o niego bardzo zazdrosna, może to dlatego, a może ma inne swoje powody?

A teraz pozdrawiam wszystkich kichających, smarkających, zmagających  się z grypą jak ja. Oraz całą resztę .
Wczoraj czekałam u lekarza trzy godziny, a ta aż gęsto od bakterii i wirusów.  ;D

Zazdrosna, nie zazdrosna. Ma do tego prawo. uważam że juz dużo ŚJ zniosła w życiu, teraz żeby jeszcze pielgrzymki mieć. Niech teraz ciesza się spokojem i zajmuja ojcem. to najważniejsze. Reszta, moze z czsem, a jak nie, ich historia mói głośniej niż cokolwiek innego.

Zdrowiej kochcna, buziaczki i gorace uściski.
"Bardziej niż w kwiaty, które więdną, możemy wdać się w chwasty. A te stale rosną i trudno się ich pozbyć" <T.O.P>

"...niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie..." <Immanuel Kant>


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #497 dnia: 03 Luty, 2017, 09:10 »
Zazdrosna, nie zazdrosna. Ma do tego prawo. uważam że juz dużo ŚJ zniosła w życiu, teraz żeby jeszcze pielgrzymki mieć. Niech teraz ciesza się spokojem i zajmuja ojcem. to najważniejsze. Reszta, moze z czsem, a jak nie, ich historia mói głośniej niż cokolwiek innego.

Zdrowiej kochcna, buziaczki i gorace uściski.

  Pewnie, że ma do tego prawo i to samo mówię Adamowi, gdy czasem nie rozumie swojej żony. Mówi ...ja nic złego nie robię, a ona się dąsa.
Wtedy mu przypominam o jego relacje z teściową, jak opowiadali, że lepiej się dogadywał z teściową niż z własną żoną, to też był jakiś problem.
Ona biedna też by go chciała tak rozumieć, jego bóle, żale i rozterki. Jednak ona nie była w to umoczona jak jej mama czy inne osoby powiązane z tym bagienkiem. I tu ma szczęście, bo to żadna przyjemność, nosić w sobie taki zakalec, a nosi się całe życie.

Ostatnio skontaktował ze mną młodego mężczyzną, który niedawno odszedł z organizacji i jest bardzo wojowniczo nastawiony, ale o tym skrobnę wieczorem. 

Dzięki Slonko, mam nadzieję że przez weekend wykończę zmorę.  >:( :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #498 dnia: 03 Luty, 2017, 20:22 »
Tak jak zapowiedziałam o pewnym Panu...

  Jakiś czas temu Adam skontaktował ze mną pewnego mężczyznę, który niedawno odszedł z organizacji .
Nic by w tym nie było nadzwyczajnego, jednak Adama zaniepokoiło jego wojownicze nastawienie.
Powiedział...ty sobie z nim poradzisz. Ja, a niby jak? Co wezmę na kolanu i dam po d...aby zmądrzał?

Zgodziłam się. Aby go ośmielić opowiedziałam o sobie, jak to ze mną było itd itp.
Później on o sobie...w wieku piętnastu lat spotkał świadków, tzn jego koleżanka była, która mu się podobała. To ona go zaprosiła na pierwsze zebranie. I choć ich drogi się rozeszły to on wsiąkał w to coraz bardziej.
Rodzice kategorycznie  zabronili mu kontaktów, dlatego spotykał się po kryjomu, a symbol przyjął jak skończył osiemnaście lat.  Później wciągnął do organizacji matkę (ojciec nie żyje) brata i jakąś kuzynkę.

I teraz on nie jest świadkiem, a rodzina tak. Traktują go jak powietrze, mieszka z matką ( nie założył rodziny), ale powiedziała mu, że lepiej jakby sobie coś znalazł. Brat wydawał córkę za mąż i nie zaproszono go.
Niby wszystko to zna, ale taki jest zły, wściekły że najchętniej by podłożył bombę pod salę w swoim byłym zborze.
Wiedział jak się traktuje buntowników, ale myślał że jego rodzina jest mniej ortodoksyjna.
On sam jeszcze jako świadek pomagał wykluczonemu koledze, uważał że tak trzeba, a tu jego własna rodzina tak go potraktowała.

Z kimś takim rozmawia się trudno, to jest raczej monolog, widać ma taką potrzebę aby się wygadać, wyrzucić z siebie, dać upust tym złym emocjom. I ja go cierpliwie słucham, rozumiem ponieważ wiele z tego co on teraz przechodzi, sama przeszłam.
 Gdy mój rozmówca tak się nakręca, nakręca mówi o...karmieniu ludzi starociami, przemieloną papką, chłamem itd itp.
Pytam go wtedy czy przez te 20 lat, nie widział że te materiały się powtarzały, tylko zmieniono im czcionkę i okładkę? Czego nauczał swoich zainteresowanych? Czy sam im nie podtykał tej papki, tak samo ich wabił jak jego zwabiono?
Wtedy milknie...masz prawo się złościć, tylko na kogo bardziej powinieneś...pytam.
Na organizację, która ci się spodobała i sam wpadłeś ramiona? Na rodzinę, którą zwerbowałeś? Czy może powinieneś być zły na siebie, za własną....?

Zarzucił mi, bronienie organizacji. Nie, jestem jedną z ostatnich osób która będzie bronić organizacji.
Jednak szukając winnych, szukając sposobu aby dać upust złym emocjom, warto się zastanowić i pierw uderzyć we własne piersi. Nikt cię tam nie zaprowadził z pistoletem przy głowie, ani też nie trzymał, byłeś bo chciałeś, podobało ci się i to jest fakt. A że do czasu, to już inna bajka.
Obraził się na mnie i przepadł na kilka tygodni.

Nawet Adam się pytał..co mu zrobiłam, że nawet z nim nie chce gadać? Nic mu nie zrobiłam, jeśli już to sam sobie zrobił.
Odezwał się w sobotę, napisał tylko.. miałaś rację. Ucieszyło mnie, nie to że miałam rację, ale że to oznaczało postęp w jego myśleniu. W poniedziałek pogadaliśmy, widać że dał sobie na luz. Zachęciłam go, że skoro oni nim gardzą, niech on ich traktuje tak jak należy traktować bliźniego. I wtedy okaże się lepszy od nich. Pokaż  klasę, że jesteś ponad to, że jesteś ponad ich chorymi zasadami. Jak się za dużo pluje na swoje stare środowisko, to także się pluje na siebie.

Znalazł sobie mieszkanie, miał się w czwartek przeprowadzać i zejść mate z oczu. Doradziłam aby tak się z nią nie żegnał, wychodząc powiedz...do widzenia mamo, jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń.
Ty będziesz w porządku, a jej da do myślenia. Ja do swojej mam żal, ale jak trzeba pomagam. Ostatnio gdy na odchodne mówię..jak coś to dzwoń..ona płacze. Dlaczego? Nie wiem, mogę się tylko domyślać.
W religii której rozbija się rodziny, nie ma miejsca na  Boga.
Zapytał mnie, skąd we mnie tyle spokoju i czy on kiedyś to osiągnie? Pewnie, że tak. Dość sił i spinania miałeś jako świadek, teraz ciesz się życiem. I mam nadzieję, że tak będzie. Teraz czekam jak się urządzi i znów odezwie.
Pewnie jeszcze nieraz załapie doła i będzie syczał, ale za każdym razem ten syk będzie cieńszy.

Tak pokrótce.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #499 dnia: 05 Luty, 2017, 15:07 »
Adam i Ada


    I wtedy w żonę jakby diabeł wstąpił, zarzucała mnie jakimiś hasłami, mało zrozumiałymi zwrotami, w których co jakiś czas pojawiał się ..armagedon i zginiesz. Widziałem, w jakim jest stanie, było to dla mnie niezrozumiałe. Postanowiłam z nią nie dyskutować, obróciłem się na pięcie i wyszedłem do drugiego pokoju.
Kilka kolejnych dni minęło jako ciche dni, ja się nie odzywałem, żona chodziła jak chmura gradowa.
Nie wiem co bardziej ją rozzłościło, to że ją złapałem na kłamstwie to, że jej tajemnica się wydała, czy świadomość, że mnie nie przekona do swoich nowych wierzeń?

Na jakiś czas zrobiło się spokojnie, niby wszystko wróciło do normy, jakby więcej była w domu, ale za to legalnie na widoku leżały różne publikacje. Początkowo nie zwracałem na nie uwag, ale jak były wszędzie to już mnie irytowało.
Zwróciłem jej uwagę, że skoro już to ma niech trzyma sobie w jednym miejscu, bo strach otworzyć lodówkę.
Wtedy znów na mnie naskoczyła, że gdybym był, choć odrobinę inteligentny to bym zobaczył i poczytał, a nie czepiał się.Dziwne, bo zawsze powtarzała, że urzekła ją moja inteligencja i polot, a tu nagle jestem głupkiem, bo mnie nie interesuje to, co ją urzekło.

Na takich przepychankach minął jakiś czas. Pewnego dnia zaproponowała, aby z nimi szedł na ich święto ku pamięci śmierci Jezusa. Odmówiłem, ale gdy dzieci zaczęły mnie prosić, uległem.
Masa odświętnie ubranych ludzi, uśmiechniętych, na pierwszy rzut oka szczęśliwych, serdecznych względem siebie.
Przywitali mnie jak dobrego znajomego, a nawet przyjaciela. Kilka osób coś żonie szeptało na ucho, raz nawet usłyszałem..gratuluję, w końcu dałaś radę. Żona promienna, zadowolona, rozdawała uśmiechy na prawo i lewo, dawno jej takiej nie widziałem. I tak mi przemknęło przez myśl, że może to nic złego, że mają na nią dobry wpływ?
Spotkałem tam też kolegę z mojej pracy, nawet nie wiedziałem, że jest świadkiem. Był chyba kimś ważnym, ponieważ jako jeden z nielicznych zabierał głos i przemawiał do wszystkich. Wszyscy jak z jednej szczęśliwej bajki jak nie z tego świata. Wyszedłem stamtąd jak oszołomiony, tą serdecznością, zainteresowaniem drugim człowiekiem, wtedy mi się nawet wydawało ogromnymi pokładami miłości.

Jednak gdy dotarliśmy do domu, moja żona znów była sobą, jak przez ostatnie miesiące. Gdzieś znikł jej uśmiech, serdeczność do wszystkich w koło, zaczęły się pretensje i żale. A gdy na jej dopytywania o moje wrażenie, powiedziałem, że to nie dla mnie, bardzo się zdenerwowała. Zaczęły się przepychanki o dzieci, Adaś nie chciał chodzić z matką na zebrania, chciał być ze mną w domu. Wtedy były krzyki, szarpanie i karanie, a najgorsze to, że straszyła go śmiercią w armagedonie i gniewem Jehowy.

Tego nie mogłem znieść, jaki rodzic może tak terroryzować swoje dziecko? Stawałem w ich obronie, nie pozwalałem zabrać, a później długo tłumaczyłem, że nie umrą i nic złego ich nie spotka.
Jednak to matka przebywała z nimi większość czasu, doszła do takiej perfekcji, że już nie protestowały. Do dziś mam przed oczami taki obraz..cała trójka stoi ubrana, gotowa do wyjścia, maluchy się przepychają, Adam patrzy na mnie takim błagalnym wzrokiem. Pytam go...chcesz zostać ze mną w domu? Nie zdążył odpowiedzieć, matka szarpnęła go za ramię i popchnęła w kierunku drzwi. Wtedy sobie uświadomiłem, że moje dzieci nie są wychowywane, one są tresowane. Kobieta, z którą żyłem miała dwie twarze.......
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Maro

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #500 dnia: 06 Luty, 2017, 18:32 »
Tak jak zapowiedziałam o pewnym Panu...

 Doradziłam aby tak się z nią nie żegnał, wychodząc powiedz...do widzenia mamo, jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń.
(...) Ostatnio gdy na odchodne mówię..jak coś to dzwoń..ona płacze. Dlaczego? Nie wiem, mogę się tylko domyślać.

Tak pokrótce.


Dla mnie to zdanie brzmi jak:   mamo... kocham cie... jak bedziesz mnie potrzebowac to dzwon...     mysle, chmmm, to bardzo wane zdanie, a szczegolnie to jedno slowo:  mamo...
« Ostatnia zmiana: 06 Luty, 2017, 18:34 wysłana przez Maro »


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #501 dnia: 07 Luty, 2017, 19:49 »
Adam i Ada

    Kobieta z którą żyłem miała dwie twarze, moja żona i matka w domu i ta wyjściowa na spotkania ze świadkami. Widać i takich tam przyjmują, tylko skąd w nie taka zmiana, ona nigdy taka nie była, brzydziła się obłudą? Kiedyś przyszła jedna sąsiadka i obgadywała drugą, swoją dobrą koleżankę. Wtedy żona jej powiedziała co myśli o takich ludziach i kazała nie przychodzić jak ma zamiar obgadywać innych.

Kolega z pracy też nie był lepszy, jako brygadzista był nielubiany za swój brak zrozumienia i pogardę dla innych. Ludzie woleli iść załatwić sprawę z kierownikiem niż z nim. Kiedyś nie wytrzymałem i zapytałem go..a gdzie ta twoja miłość do bliźniego, o której tak pięknie mówiłeś mówiąc o Jezusie? Odp.mi...a co ty tam wiesz, nie znasz się jestem kimś, widziałeś jak ci ludzie mnie słuchają, jak czerpią z każdego mojego słowa? Tak widziałem, słuchają cię jak stado owiec pijanego bacy.

Później nasłałam na mnie dwóch facetów, którzy mnie próbowali zachęcić do poznania ich religii. Nie miałem zamiaru, wstałem od stołu i powiedziałem grzecznie..panów wizyta już dobiegła końca.
Oni poszli, a od tego dnia w domu było piekło na ziemi. Dzieci przestały mnie słuchać, Adaś był starszy on mi nigdy nie powiedział, że zginę w armagedonie. Jednak Magda i Paweł, gdy ich za coś chciałem skarcić lub zabronić, pyskowali, że nie będą mnie słuchać, bo nie wierzę w Jehowę i że niedługo umrę. Usłyszeć takie słowa od własnych dzieci to bardzo bolesne. To był efekt nauk jakie miały wprowadzone w życie.

Gdy już wiedziała, że nie będę świadkiem, chciała się mnie pozbyć z domu, nie chciałem odejść, miałem dzieci, które bardzo kochałem. Wtedy powiedziała, że zrobi tak, iż będę musiał odejść. Skargi na milicję, dzielnicowy w naszym domu, u mnie w pracy, chodził po sąsiadach wypytywał. Jednak nie znalazł potwierdzenia na zarzuty żony.
Wtedy zaczęła robić o wszystko awantury, budzić dzieci w środku nocy, aby im powiedzieć, że tata ich nie kocha.
Kiedyś zapłaciłem i chciałem dzieci zabrać na choinkę do zakładu pracy, gdy im powiedziałem ucieszyły się. Jednak później zrobiła taką awanturę, zaczęła dzieciom mówić, że jak chcą zginąć ze mną w armagedonie to mogą iść, ale wtedy ani ona, ani Jehowa nie będą ich kochać. Cała trójka płakała, a ja z nimi, nie poszliśmy na tę imprezę. Później odebrałem prezenty, jakie miały dostać, rozpakowałem z kolorowych paczek, wsypałem do siatki i dopiero przyniosłem do domu. Miałem strasznego doła, wiedziałem, że to nie ma szans, dzieci są bardzo zastraszone, żona zmanipulowana, za wszelką cenę chciała mnie pozbawić praw do dzieci. Gdy się jej to nie udało, próbowała, aby dzieci mnie znienawidziły.

To były trudne czasy, rządziła komuna, matka polka była na piedestale. Gdybym trafił na innego dzielnicowego, pewnie bym miał ograniczone prawa. Było mi żal dzieci, ale w końcu postanowiłem odejść z tym, co miałem na sobie. Nie wtedy kiedy ona mi pakowała walizki i kazała się wynosić, bo jestem bezbożnik, ale gdy ja uznałem, że mam dość.
Najgorsze było poczucie winy, to ono mnie na kilka miesięcy wpędziło w picie. Nie mogłem sobie darować, że to przeze mnie została świadkiem. To ja przyniosłem do domu jakieś czasopisma, które dostałem od jakiejś kobiety na przystanku. Gdybym wiedział co mnie później spotka, przez co będą musiały przejść moje dzieci, uciąłbym sobie pierw rękę, żeby ich nie wziąć. Kiedyś wychodziłem do pracy, otworzyłem drzwi, a tam dwie kobiety, mogłem je pogonić zamiast wołać żonę. A później już wiesz jak było....

Przez cały czas jak tata mi to opowiadał, po jego twarzy spływały łzy. Gdy mówił o was, chwilami milkł, jakby słowa więzły mu w gardle. Wiesz.. Adam zwrócił się do siostry, coś mi się przypomniało. Leżę z ojcem na kanapie on mnie łaskocze, matka woła, żebym szedł, bo idziemy na zebranie. Nie chciałem iść, tata mi szepnął do ucha...jak nie chcesz, zostań. Tak bardzo chciałem z nim zostać, kleić z nim samoloty, grać w piłkarzyki. Jednak strach przed armagedonem był silniejszy. Zaraz przed oczami miałem obrazek ze strażnicy, matka je często pokazywała i mówiła, że tak skończą ci, którzy są niegrzeczni lub nie wierzą w Jehowę......
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline mobydick

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #502 dnia: 07 Luty, 2017, 21:59 »
Ja też jak moje dzieci już podrosły i nie chciały iść na zebranie .Obiecywałam im że pójdziemy do sklepu i kupią coś co będą chciały.Dzieci chyba wyczuwają że coś nie halo i nie chcą iść.Dla mnie jako małego dziecka też było to ciężkie.
Wolność jakże jesteś mi droga.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #503 dnia: 08 Luty, 2017, 19:48 »
  Wychodzi na to, że te szczęśliwe dzieci, ochoczo biegnące na zebranie są tylko w kreskówkach pt ,,Zosia i Piotruś''.
U mnie było podobnie, miałam 6 -9 lat mieszkaliśmy jeszcze w miejscowości gdzie nie odbywały się zebrania. Pamiętam zimą szliśmy ponad 10 km z buta na zebranie w tygodniu, odbywało się o 17. A więc jak wychodziliśmy robiło się ciemno, wracaliśmy to już dubelt, padałam na twarz. Do tego to przenikliwe zimno. Jak ja bardzo wtedy chciałam zostać z ojcem w domu. Czasem było tak, że dosłownie wymiotowałam na samą myśl tej drogi i powrotu, a dla odpoczynku nasiadówka na zebraniu. Nienawidziłam tego od dziecka.

Bardzo zazdrościłam koleżance, która bardzo chętnie chodziła na spotkania do kościoła jakie organizował im wikary.
Dzieci tam biegły jak na skrzydłach, ksiądz był oblegany jak najlepsza ciotka co przyjechała z prezentami.
Uczył dzieci przez zabawę, przez konkursy. Po takim spotkaniu opowiadali na każdej przerwie jak było fajnie i że już nie mogą się doczekać następnego spotkania.
A ja co...miałam powiedzieć, że dla mnie to jest kara? Później wikary się zmienił i dzieci już nie chodziły tak chętnie, ale to inna sprawa.

Osobiście nie znam nikogo kto lubił chodzić na zebrania jako dziecko.
« Ostatnia zmiana: 08 Luty, 2017, 19:50 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #504 dnia: 12 Luty, 2017, 14:54 »
Adam i Ada


     Ada objęła brata i mocno się do niego przytuliła. Zrobiło jej się bardzo przykro, wyobraziła sobie swojego małego braciszka i ten strach jaki mu towarzyszył. Nie rozumiała jak można tak dręczyć dzieci? Sama doskonale pamiętała obrazki lub opisy armagedonu, robiły wrażenie na dorosłych, a co dopiero na małych odbiorcach. Były tak skonstruowane, że działały na wyobraźnię i wpędzały w coś w rodzaju moralnego kaca. Gdy sama spotkała się z koleżanką i jej towarzyszem, aby powiedzieć, że jednak nie będzie świadkiem, niby rozmowa odbyła się grzecznie, spokojnie i kulturalnie, a jednak bardzo ją zirytowali. Zaczęli jej uświadamiać, że podjęła złą decyzję, wręcz zerwałam umowę, że to się kiedyś na niej zemści, że brak błogosławieństwa itd. itp. Wtedy wstała i powiedziała...nie podpisywałam ani z wami, ani z Jehową żadnego pakietu, a więc nie ma nic takiego jak konsekwencje karne. Od tamtej pory dawni znajomi ze zboru traktowali ją obojętnie lub wręcz uważali, że nie znają, a koleżanka już nie chciała z nią pracować. To dopiero na dobre ją przekonało do słów starszej kobiety, do której  zaprowadził ją ojciec.
Z tej zadumy wyrwał ich telefon Adama, to Halinka zaczęła się niepokoić, gdzie na tak długo przepadli. Kazała im wracać, ponieważ przyjechała jej mama i chce porozmawiać, ale z całą trójką.

W kuchni przy kawie siedziała gospodyni ze swoją matką. Starsza pani jak zawsze ucałowała na powitanie Adama mówiąc.witaj syneczku. Takie powitanie nie ominęło też Ady, jak zawsze pocałowała ją w czoło mówiąc, witaj córciu. Znały się krótko, ale Ada bardzo ją lubiła, rozumiała brata, który mówił, że jego teściowej nie da się nie lubić.
Wszyscy siedli przy kawie, Adam zaczął dopytywać...co to za sprawa? Halinka wskazała na mamę, kobieta zaczęła...
Rozmawialiśmy z tatą o Adzie i jej mieszkaniu, nie ma sensu wynajmować czegoś i słono płacić. U nas  stoi pusty domek dla gości, tak na niego mówimy, ale nigdy żaden gość tam nie przespał ani jednej  nocy. Przerobiliśmy starą murowaną altanę na całoroczny domek, łazienka, dwa pokoiki, salonik połączony z niewielką kuchnią, wystarczy pomalować ściany i wstawić meble.

Ada zaczęła protestować, że ona nie chce być ciężarem, że to za wiele. Kobieta wzięła ją za rękę i stanowczo powiedziała.słuchaj moja panno, nie ma nic za darmo. My tobie domek, a ty nam pomoc. Widzisz ogród spory, a ja mam problemy z kręgosłupem, czasem trzeba umyć okna, zrobię większe zakupy, będziesz miała dość pracy, nic się nie bój. Kończąc te słowa mrugnęła porozumiewawczo do Adama. Halinka doskonale widziała, że mama ze wszystkim doskonale sobie radzi, a te obowiązki dla Ady to tylko takie gadanie.
Wychodząc powiedziała...to teraz kupujcie farby, szmaty, płyny i bierzcie się za robotę. Ada objęła kobietę i powiedziała...postaram się, aby państwo nigdy nie żałowali swojej decyzji. Starsza pani uśmiechnęła się, pogładziła ją po głowie i powiedziała.wiem moje dziecko, wiem.

Te słodkości przerwała Halinka...a na co mamy czekać, ubierajcie się, odwieziemy mamę i obejrzymy co i jak. Mamy jeszcze dwie godziny do odbioru dzieci z imprezy imieninowej. Tak też zrobili....
Domek był dużo większy niż Ada go sobie wyobrażała, salonik to prawdziwy salon, a niby mała kuchnia była większa niż większość kuchni w mieszkaniach spółdzielczych i do tego dwa jednakowe pokoiki, Adam powiedział, że każdy ma około piętnastu metrów kwadratowych. Wszystko to było zastawione sprzętem ogrodniczym, doniczkami, łopatami, jakieś stare meble. Wzięli kartkę papieru i zrobili plan działania, na koniec Adam zrobił grubą kreskę i powiedział...sam z wami to ja tu niewiele zdziałam.
Wrócili do domu, tematem dyżurnym były teraz porządki i remont nowego lokum dla Ady i jej dzieci. Dość późno poszli spać. Halinkę nad ranem obudziły jakieś odgłosy, myślała, że to któreś z dzieci. Wyszła na korytarz, to z pokoju Ady, podeszła bliżej zajrzała przez uchylone drzwi. Kobieta siedział na łóżku i płakała....
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #505 dnia: 20 Luty, 2017, 12:57 »

 Kiedyś opowiedziałam Wam historię Asi i jej mamy -> https://swiadkowiejehowywpolsce.org/bylem-swiadkiem-nasze-historie/z-zycia-wziete/60/ .
 Niestety , mama Asi zmarła....

  W poprzednią  niedzielę zadzwoniła znajoma (też były świadek) z informacją, że zmarła mama Asi. Na takie odejścia jest zawsze za wcześnie i są nigdy nie w porę. Posmutniałam, ostatnio gdy byłyśmy z Gosią u Asi, jej mama wyglądała lepiej iż kilka lat temu. Odkarmiona, wyczesana ładnie ubrana, nie ta sama kobieta. Kiedyś gdy opętana była manią głoszenia, nie dbała nic a nic o siebie, liczyły się tylko wyniki i godzinki. Niejednokrotnie pół dnia ganiała po domach tylko o śniadaniu, później w biegu jakaś bułka i znów głoszenie, albo jakieś studium.

Asia zrobiła kawę, a jej mama przyniosła nam przepyszny sernik własnej roboty. Chwilę z nami posiedziała i poszła do swojego pokoju, przyszła do niej sąsiadka, razem robiły na drutach.
Córka była bardzo zadowolona, opowiadała że coraz mniej ma tych napadów na głoszenie, jeśli wychodzą to tylko na spacer, bez nagabywania przechodniów. W domu też dużo pomaga, sama chce gotować obiady, aby odciążyć córkę. Dogadza zięciowi i wnuczkom różnymi przysmakami. Oni pałaszują, a ona z radością w oczach przygląda się im i wciąż ma nowe pomysły łakocie .

W połowie stycznia dostała wysokiej temperatury, jakby bez powodu. Badana niczego nie wykazały, lekarz powiedział, że tacy ludzie jak dzieci, mogą mieć temperaturę bez widocznych powodów. Temperatura odpuściła, ale kobieta wyraźnie opadła z sił. Nie wstawała już w ogóle, nie chciała jeść, tylko spała. Tak było do początku lutego, zadzwoniła do mnie Gocha ....wiesz Asi mamie się polepszyło, zrobiła się ożywiona, dużo rozmawia, ciągle domaga się czyjegoś towarzystwa. Fajnie odpowiedziałam, a tak naprawdę pomyślałam sobie...oby to nie był syndrom gasnącej świecy. Minął dobry tydzień i zmarła.

Pojechałyśmy na pogrzeb, gdyby nie rodzina, sąsiedzi i kilka osób znajomych, nie byłoby nikogo. Garstka ludzi, którzy nie poszli na pogrzeb bo tak trzeba - wypada, ale dlatego że ją pamiętali i chcieli jej towarzyszyć w tej ostatniej drodze.
Po uroczystości poszłyśmy się z Asią pożegnać i umówiłyśmy się na sobotę, że ją odwiedzimy, aby pogadać.  Tak też zrobiłyśmy, z pudełkiem pączków udałyśmy się na spotkanie.

Mieszkanie niby to samo, ale jakieś wyciszone, smutne, jakby okradzione. Gospodyni przyniosła kawę, po chwili gdy sączyła kolejny łyk napoju zwróciła się do mnie....o zrobiłam ci w ulubionym kubku mamy, nawet nie zauważyłam. Spojrzałam na kubek...biały w duże czerwone maki i nagle sobie przypomniałam naszą ostatnią wizytę. Piła w tym kubki swoją herbatę, trzymała go cały czas obejmując dłonią, jakby chciała się o niego ogrzać. Oplatała go palcami zakończonymi ładnie zrobionymi paznokciami w beżowym kolorze.  Zakręciła mi się łezka w oku, kto by pomyślał, że następne odwiedziny odbędą się już bez starszej Pani, a przecież obiecała nam na następną wizytę pączki z czekoladą....cdn


Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #506 dnia: 22 Luty, 2017, 17:05 »

cd..

  Zapanowała niezręczna cisza, nie było odważnej aby ją przerwać. Ja i Gocha czekałyśmy aż Asia coś powie, a ona nic nie mówiła, wbiła wzrok w podłogę i bujała się na krześle niczym dziecko z chorobą sierocą.
Nagle wstała, podeszła do szafki i wyjęła album, przyszła z nim do stołu i potrząsnęła jak starą siatką. Na obrus wysypały się zdjęcia, kolorowe, czarno- białe i te całkiem pożółkłe. Wyszukiwała zdjęcia, tak jakby chciała nam pokazać te konkretne i nic więcej.
Gdy pokazała nam ślubną fotografię swoich rodziców, zgodnie stwierdziłyśmy, że jej młodsza córka jest niczym kopia babci. Zgodziła się z nami..tak, mama kochała wnuczki bardzo, żadnej nie faworyzowała, czasem tylko w żartach mówiła...Agatko ciebie kocham gram więcej, za to podobieństwo. Wtedy starsza się niby oburzała i mówiła..to ja się przefarbuję i wtedy mnie jako pierworodną będziesz kochała o dwa gramy więcej.

Wśród tej sterty zdjęć widziałam takie gdzie była ze starszą panią, to pewnie była jej babcia. Czasem też pojawiał się dziadek i ojciec, ale nie było mamy. Tych zdjęć unikała, pomijała je, odkładała na bok, w ogóle ją nie interesowały. Dłuższą chwilę wyraźnie jakiegoś szukała,wyjęła gdzieś ze spodu dość duże zdjęcie...mała Asia, jej mama i jakaś pani. Pogładziła je dłonią i powiedziała...tu byłam w piątej klasie, wygrałam konkurs wiedzy o Marii Konopnickiej, taka byłam wtedy szczęśliwa. Wychowawczyni była ze mnie bardziej dumna niż mama. Eee, pewnie ci się wydawało...odezwała się Gośka. Nie, nie wydawało mi się, tak było. Gdy wieczorem mama przyszła do mojego pokoju, a ja leżałam wpatrując się w swój dyplom, zapytałam ją...mamo cieszysz się,że wygrałam? Tak, odpowiedziała, ale jeszcze bardziej bym się cieszyła gdybyś gdzie indziej odnosiła takie sukcesy. Odwróciłam się do niej plecami i powiedziałam zapomnij, takimi tekstami wywoływała u mnie jeszcze większą niechęć do świadków.
Znów się zamyśliła, Gocha spojrzała na mnie i pokazała głową na Aśkę, wzruszyłam ramionami, co ja mam ją popędzać, zechce to zacznie mówić. I tak też było, po chwili odezwała się...to podłe co powiem, ale najszczęśliwsza byłam po udarze dziadka. Wiele razy mu za to dziękowałam. Leżał sparaliżowany, a ja do niego mówiłam, jak mi teraz dobrze, jaka mu jestem wdzięczna. Miałam mamę na co dzień, mieszkałam z nią, odrabiałam lekcje, gotowałyśmy razem, tylko na zebrania chodziła sama. Wiecie..ona do nich nie pasowała, zawsze taka poczciwa i szczera, a większość tych jej koleżanek to jak pijawki. Jak do nas przychodziły, mama częstowała co miała najlepsze, a mama jak zachodziła częstowały ją tylko herbatą. Jedna powiedziała wprost..ty to masz wszystko, mąż ci nawiezie to możesz każdego ugościć. Jak sobie  pomyślę, jeszcze dziś mi gula skacze. Przecież ojciec też musiał za to zapłacić,  a to nie były już czasy, że w sklepach tylko ocet.
Wykorzystywali ją, kto tyko nie miał z kim iść na studium to po mamę przychodzili, a ona swoja robotę rzucała i szła bez słowa sprzeciwu. A na koniec o niej zapomnieli...

I chyba tak naprawdę Asia chciał właśnie to z siebie wyrzucić, te ostatnie lata, dni. Wyobraźcie sobie, wracam następnego dnia po śmierci mamy z USC, a przed moimi drzwiami stoi dwóch ważniaków ze zboru.  Pytam się czego chcą? A oni, że przyszli obgadać pogrzeb, bo mama była ich siostrą i chcą ją pochować godnie. Osz Q...zagrzmiała Aśka, ale mi ciśnienie podnieśli, jak nie skoczę do nich..teraz jesteście, pokazać się na koniec jacy jesteście dobrzy. A gdzie byliście te kilka lat, jak mama zachorowała, gdy potrzebowała zrozumienia i opieki? Próbowali dyskutować, ale nie dopuściłam ich do głosu, powiedziałam krótko...pogrzeb będzie wtedy i wtedy, kto chce może przyjść, ale nic poza tym.
I wtedy naszła mnie myśl, aby zrobić mamie pogrzeb katolicki, tak jak była wychowana. Jednak później przyszło opamiętanie. Nie, mama by nie chciała, niech ma pogrzeb  świecki. A później to widziałyście, choć nekrolog wisiał przed jej zakładem pracy sąsiadującym z salą, z jej zborowych znajomych były trzy osoby....

I dobrze zrobiłaś odezwała się Gośka, twoja mama miała bardzo ładny pogrzeb, cała oprawa, przemowa bardzo mi  się podobały. Widać gość który ją prowadził był dobrze przygotowany, nie mówił ogólnikowo, ale używał imion, nawet jak wymieniał zakład pracy to pełną nazwą. Stali za nami ludzie z delegacji, sami to skomentowali, że profeska. I wiesz co, chwyciła Aśkę  za rękę, ja jak umrę też chcę mieć taki, a ty...zwróciła się do mnie...ty masz o to zadbać,żeby tak ładnie o mnie mówili. Odp..jej, a weź spadaj, faceta sobie znajdź i jemu wydawaj dyspozycje. Atmosfera się rozluźniła, zaczęłyśmy się śmiać i zeszłyśmy na lżejsze tematy.

W drodze powrotnej Gośce gęba się  nie zamykała, była tak nakręcona, wkurzona tymi konsekwencjami przynależności do świadków, że gdyby jakiegoś spotkała to by mu się oberwało za całą społeczność.  Wysiadając pod swoim domem powiedziała na odchodne...wiesz co mnie najbardziej QW...? Pytam  co? To że przez je....ne wierzenia niszczą życie małych i dużych, a naiwniakom wmawiają, że są jedyni i prawdziwi.
Noo...odpowiedziałam jej, masz rację , taka psycho   demolka w białych rękawiczkach.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #507 dnia: 06 Marzec, 2017, 13:35 »


   Trochę mnie nie było, problemy mnie przytłoczyły, ale już się chyba wygrzebałam i będzie tylko lepiej.
Dziękuję tym którzy o mnie pamiętali i dopytywali..gdzie zaginęłam?  Jestem i nadrabiam zaległości... ;)

Niebawem cd historii Adama i jego rodziny.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #508 dnia: 06 Marzec, 2017, 16:32 »

Adam i Ada




    Podeszła do Ady i zapytała...co się stało, czemu płaczesz? Ada zawyła jeszcze bardziej, Halinka przeraziła się nie na żarty. Pierwsze co jej przemknęło przez myśl, to że zechce wracać do męża, że jej żal albo co gorsze czuje się winna.
Zaczęła dopytywać, po chwili Ada wydusiła z siebie...bo ja wciąż nie dowierzam, że tyle dobra mnie spotyka z waszej strony, wy a teraz jeszcze twoi rodzice i znów zaczęła swoje buuu. Kobieta się roześmiała, przytuliła szwagierkę, mówiąc... Ada, Ada jesteśmy rodziną to raz, a dwa jak widzę jaki Adam jest szczęśliwy, że cię ma, zrobiłabym dla ciebie i dzieciaków dużo więcej.

Po wyniesieniu wszystkiego i umyciu podłóg okazało się, że tej pracy wcale tak dużo nie ma. Wystarczy pomalować, wszystko dokładnie umyć i można się wprowadzać. Tak Adam, jak i jego żona, rozpowiedzieli w pracy, że przyjmą stare, ale dobre meble dla samotnej matki, zainteresowanym podali adres rodziców. Jeszcze nie skończyli malować, a już zaczęto zwozić dary. Było wszystko, od mebli, dywanów, po pościel i firanki. Po dwóch dniach wszystkiego było dużo więcej niż było potrzebne. Uzgodnili, że Aa weźmie to, co jej pasuje, a resztę oddadzą do pobliskiego domu samotnej matki. Tak też zrobili.

Dom pachniał świeżością i mimo mebli po przejściach to także nowością. Było przestronnie i ze smakiem, Ada podobnie jak jej brat nie lubiła zagraconych pomieszczeń. Jeszcze ostatni ślizg mopa przy drzwiach i jedziemy po rzeczy, dziś chcę już spać w swoim, oznajmiła nowa gospodyni i przytuliła się do brata.
Wszystko załadowali do jednego auta, w końcu niewiele ze sobą zabrała. Ada z Adamem pojechali pierwsi, a Halinka zabrała dzieci i podążyła za nimi. Gdy tylko wjechali na posesję zwróciła się do brata...bardzo mi było u was dobrze, ale być na swoim to dopiero radość. Adam doskonale ją rozumiał, sam pamięta jak bardzo chciał się wyprowadzić od teściów, a też było mu u nich bardzo dobrze.

Wysiedli, zabrali po kartonie, już miała łapać za klamkę, jak drzwi otworzyły się przed nimi same. To, co Ada zobaczyła, na bardzo długo zapadło w jej pamięć i było powodem do kolejnych płaczów. W drzwiach stali rodzice Halinki z chlebem i solą, przyjęli ją taką przemową powitalną, że Ada znów popłynęła. Adam zaczął ją przytulać i śmiać się, aby przestała, bo zaraz się cala sól rozpuści. Dzieci stały przerażone, nie wiedzą, dlaczego mama tak płacze.
Dopiero ciocia je uspokoiła, że mama płacze z radości i nic złego się nie stało. Po chwili kobieta  uspokoiła się i zaczęła po raz kolejny wszystkim dziękować.

Siedzieli przy pierwszej wspólnej kawie w nowym lokum, jak ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wszedł przełożony Adama  razem z żoną, obładowani jakimiś siatkami. Mężczyzna powiedział, że nie mieli żadnych mebli ani sprzętów, a też chcieli się przyłączyć do pomocy. Dlatego żona powiedziała, że po przeprowadzce wszystkiego brakuje, a zwłaszcza soli, cukru i zapałek, pojechali i zrobili zakupy. Obracali jeszcze dwa razy nim wszystko przynieśli. Ada patrząc na zastawioną produktami kuchnię znów była bliska płaczu, Adam gdy  to zobaczył powiedział głośno....ani się waż, bo wreszcie pozostaną zacieki na podłodze.

Pierwsza noc upłynęła  jej na rozmyślaniach, jak bardzo w kilka miesięcy zmieniło się jej życie. Ma brata, prawie się rozwiodła, uwolniła się od oprawcy, zmieniła miejsce zamieszkania, ma nowy dom, pracę, a co najważniejsze dzieci przestały się moczyć w nocy. Czuła się naprawdę szczęśliwa.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #509 dnia: 10 Marzec, 2017, 14:30 »

Adam i Ada

​    Wszystko układało się bardzo dobrze. Ada pracowała, dzieci chodziły do pobliskiej szkoły, czasem, gdy miała dyżur i musiała zostać dłużej, wtedy prosiła mamę Halinki, aby odebrała dzieci ze szkoły. Upoważniła oboje swoich dobroczyńców do odbioru dzieci. Małgosia była na tyle duża, że potrafiła się zaopiekować bratem i mogli sami zostać, jednak sąsiadka nigdy na to nie pozwalała. Zawsze z nimi była, odrabiała lekcje, a jak nie ona to jej mąż. Nawet przez chwilę nie byli sami.

​Dzieci były spragnione babci, której nigdy nie miały i traktowali kobietę jakby była ich prawdziwą babcią, chłopiec nawet czasem prosił, aby chwilę z nim poleżała. Dziewczynka była starsza i czasem jak coś zbroiła, biegła do swoich przyszywanych dziadków po pomoc.​
Podczas jednego z takich odbiorów dzieci, opiekunka ze świetlicy zawołała do Jaśka...chodź pani przyszła po ciebie. Chłopiec, słysząc..pani, szedł wolno i niepewnie, gdy zobaczył, kto na niego czeka, powiedział oburzony do nauczycielki...to jest moja babcia, żadna pani. Kobieta bardzo się wzruszyła, to była nie tylko radość, ale także nagroda, wyróżnienie. Zdobyć uznanie, zaufanie u dziecka, zwłaszcza takiego po przejściach nie jest łatwo, a tu proszę.
Można powiedzieć, że nowa rodzina się uzupełniała. W tygodniu starsza pani gotowała obiady i nosiła im jak tylko wrócili, w weekendy to Ada gotowała i piekła różne przysmaki i to oni jadali u niej. Pomagała także w większych pracach domowych, zakupach i w ogóle była na każde ich zawołanie.

U Adama też wszystko się układało, tak on, jak i siostra chcieli zabrać do siebie ojca, ale odmówił. Przyjechał, pobył kilka dni i kazał się odwieźć, on się najlepiej czuł u siebie. W czasie tych odwiedzin dużo zwiedzali, Adam chciał pokazać tak ojcu, jak i siostrze wszystko to, co było najciekawsze. Podczas z jednej z takich wypraw, zaczepiła ich cyganka, była bardzo przyjemna i kontaktowa. Nie miała w sobie nic ze stereotypowej cyganki. Podeszli do jej propozycji z dystansem i zgodzili się na wróżbę, od każdego zażyczyła sobie po pięć złotych. Zaczęła od Ady... jesteś już szczęśliwa, a będziesz jeszcze bardziej szczęśliwa.
Wzięła ojca za rękę, popatrzyła mu w oczy i powiedziała....udało ci się tatku, jesteś wreszcie szczęśliwy i myślisz, że mógłbyś już umierać, ale nie tak prędko, jeszcze sobie pożyjesz. Został Adam, podeszła do niego, zmierzyła go od góry do dołu, uśmiechnęła się, popatrzyła w jego rękę i ją zamknęła. Znów podniosła głowę do góry, aby popatrzyć mu w oczy i powiedziała...ciężkie chwile za tobą, ale jeszcze cięższe przed. Obróciła się na pięcie i szybko odeszła, Adam zawołał za nią, chcąc jej pięć złotych, ale nie reagowała.

​Pochłonięci zwiedzaniem, bardzo szybko zapomnieli o cygance i jej wróżbie. Dopiero po kilku dniach Ada zagadała do ojca co o tym myśli. Mężczyzna zadumał  i powiedział..wiele w życiu widziałem, bardzo dużo rzeczy nie dało mi się nigdy logicznie wyjaśnić i boję się, że ona mogła mieć rację. Kobieta przeraziła się, nim zasnęła analizowała każde słowo, niby nie wierzyła w takie rzeczy, ale chwilami dreszcz przechodził jej po plecach. Jej nic złego nie powiedziała, ale Adam...tak bardzo się o niego bała, nie chciała, aby choć przez chwilę cierpiał, tak wiele w życiu przeszedł, dość tego doświadczania....​
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).