cd..
Zapanowała niezręczna cisza, nie było odważnej aby ją przerwać. Ja i Gocha czekałyśmy aż Asia coś powie, a ona nic nie mówiła, wbiła wzrok w podłogę i bujała się na krześle niczym dziecko z chorobą sierocą.
Nagle wstała, podeszła do szafki i wyjęła album, przyszła z nim do stołu i potrząsnęła jak starą siatką. Na obrus wysypały się zdjęcia, kolorowe, czarno- białe i te całkiem pożółkłe. Wyszukiwała zdjęcia, tak jakby chciała nam pokazać te konkretne i nic więcej.
Gdy pokazała nam ślubną fotografię swoich rodziców, zgodnie stwierdziłyśmy, że jej młodsza córka jest niczym kopia babci. Zgodziła się z nami..tak, mama kochała wnuczki bardzo, żadnej nie faworyzowała, czasem tylko w żartach mówiła...Agatko ciebie kocham gram więcej, za to podobieństwo. Wtedy starsza się niby oburzała i mówiła..to ja się przefarbuję i wtedy mnie jako pierworodną będziesz kochała o dwa gramy więcej.
Wśród tej sterty zdjęć widziałam takie gdzie była ze starszą panią, to pewnie była jej babcia. Czasem też pojawiał się dziadek i ojciec, ale nie było mamy. Tych zdjęć unikała, pomijała je, odkładała na bok, w ogóle ją nie interesowały. Dłuższą chwilę wyraźnie jakiegoś szukała,wyjęła gdzieś ze spodu dość duże zdjęcie...mała Asia, jej mama i jakaś pani. Pogładziła je dłonią i powiedziała...tu byłam w piątej klasie, wygrałam konkurs wiedzy o Marii Konopnickiej, taka byłam wtedy szczęśliwa. Wychowawczyni była ze mnie bardziej dumna niż mama. Eee, pewnie ci się wydawało...odezwała się Gośka. Nie, nie wydawało mi się, tak było. Gdy wieczorem mama przyszła do mojego pokoju, a ja leżałam wpatrując się w swój dyplom, zapytałam ją...mamo cieszysz się,że wygrałam? Tak, odpowiedziała, ale jeszcze bardziej bym się cieszyła gdybyś gdzie indziej odnosiła takie sukcesy. Odwróciłam się do niej plecami i powiedziałam zapomnij, takimi tekstami wywoływała u mnie jeszcze większą niechęć do świadków.
Znów się zamyśliła, Gocha spojrzała na mnie i pokazała głową na Aśkę, wzruszyłam ramionami, co ja mam ją popędzać, zechce to zacznie mówić. I tak też było, po chwili odezwała się...to podłe co powiem, ale najszczęśliwsza byłam po udarze dziadka. Wiele razy mu za to dziękowałam. Leżał sparaliżowany, a ja do niego mówiłam, jak mi teraz dobrze, jaka mu jestem wdzięczna. Miałam mamę na co dzień, mieszkałam z nią, odrabiałam lekcje, gotowałyśmy razem, tylko na zebrania chodziła sama. Wiecie..ona do nich nie pasowała, zawsze taka poczciwa i szczera, a większość tych jej koleżanek to jak pijawki. Jak do nas przychodziły, mama częstowała co miała najlepsze, a mama jak zachodziła częstowały ją tylko herbatą. Jedna powiedziała wprost..ty to masz wszystko, mąż ci nawiezie to możesz każdego ugościć. Jak sobie pomyślę, jeszcze dziś mi gula skacze. Przecież ojciec też musiał za to zapłacić, a to nie były już czasy, że w sklepach tylko ocet.
Wykorzystywali ją, kto tyko nie miał z kim iść na studium to po mamę przychodzili, a ona swoja robotę rzucała i szła bez słowa sprzeciwu. A na koniec o niej zapomnieli...
I chyba tak naprawdę Asia chciał właśnie to z siebie wyrzucić, te ostatnie lata, dni. Wyobraźcie sobie, wracam następnego dnia po śmierci mamy z USC, a przed moimi drzwiami stoi dwóch ważniaków ze zboru. Pytam się czego chcą? A oni, że przyszli obgadać pogrzeb, bo mama była ich siostrą i chcą ją pochować godnie. Osz Q...zagrzmiała Aśka, ale mi ciśnienie podnieśli, jak nie skoczę do nich..teraz jesteście, pokazać się na koniec jacy jesteście dobrzy. A gdzie byliście te kilka lat, jak mama zachorowała, gdy potrzebowała zrozumienia i opieki? Próbowali dyskutować, ale nie dopuściłam ich do głosu, powiedziałam krótko...pogrzeb będzie wtedy i wtedy, kto chce może przyjść, ale nic poza tym.
I wtedy naszła mnie myśl, aby zrobić mamie pogrzeb katolicki, tak jak była wychowana. Jednak później przyszło opamiętanie. Nie, mama by nie chciała, niech ma pogrzeb świecki. A później to widziałyście, choć nekrolog wisiał przed jej zakładem pracy sąsiadującym z salą, z jej zborowych znajomych były trzy osoby....
I dobrze zrobiłaś odezwała się Gośka, twoja mama miała bardzo ładny pogrzeb, cała oprawa, przemowa bardzo mi się podobały. Widać gość który ją prowadził był dobrze przygotowany, nie mówił ogólnikowo, ale używał imion, nawet jak wymieniał zakład pracy to pełną nazwą. Stali za nami ludzie z delegacji, sami to skomentowali, że profeska. I wiesz co, chwyciła Aśkę za rękę, ja jak umrę też chcę mieć taki, a ty...zwróciła się do mnie...ty masz o to zadbać,żeby tak ładnie o mnie mówili. Odp..jej, a weź spadaj, faceta sobie znajdź i jemu wydawaj dyspozycje. Atmosfera się rozluźniła, zaczęłyśmy się śmiać i zeszłyśmy na lżejsze tematy.
W drodze powrotnej Gośce gęba się nie zamykała, była tak nakręcona, wkurzona tymi konsekwencjami przynależności do świadków, że gdyby jakiegoś spotkała to by mu się oberwało za całą społeczność. Wysiadając pod swoim domem powiedziała na odchodne...wiesz co mnie najbardziej QW...? Pytam co? To że przez je....ne wierzenia niszczą życie małych i dużych, a naiwniakom wmawiają, że są jedyni i prawdziwi.
Noo...odpowiedziałam jej, masz rację , taka psycho demolka w białych rękawiczkach.