Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 345694 razy)

Offline Voyager

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1260 dnia: 08 Maj, 2019, 19:35 »
Masz dar opowiadania...


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1261 dnia: 08 Maj, 2019, 21:00 »

     Dziękuję, szkoda że się tak późno urodziłam, wcześniej może bym weszła w spółkę z Braćmi Grimm.;D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1262 dnia: 27 Maj, 2019, 13:13 »

Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka.



            Dzień matki dla Bożeny od pewnego momentu  miał wyjątkowe znaczenie, choć jako śJ go nie uważała, to właśnie 26 maja  sama została matką. Czasem jej brat proponował wspólny wypad do mamy, zawsze miała to samo, znane nam  wytłumaczenia...ja nie potrzebuję daty, aby iść do mamy z kwiatami. Jednak mijał rok i nigdy tego nie zrobiła, miała na głowie wiele ważniejszych spraw, przecież była pionierką.
Nawet zaawansowana ciąża jej w tym nie przeszkodziła. Była dumna z siebie, że jest w stanie pokonać własne słabości, niestraszne jej przemęczenie czy też opuchnięte nogi, wiedziała, że Jehowa jej pomoże. A pochwały płynące od współwyznawców były niczym woda na młyn, jeszcze bardziej się nakręcała.

Mąż też świadek, ale nie aż tak ambitny, wiele razy ją prosił aby dała już spokój, widział jak bardzo jest zmęczona. Prosił  aby brat bliźniak z nią porozmawiał,  jakoś wpłynął, ale to też nic nie dawało. Mąż prosił starszych o pomoc, ale usłyszał że oni jej nie mogą zabronić, sam Jehowa ją prowadzi, on wie co dla niej dobre.  Dopiero gdy zemdlała ( na ścieżce nad torami ) w drodze na studium i znaleźli ją panowie idący walczyć z syndromem dnia poprzedniego, odpuściła trochę.

Na porodówkę pojechała wprost z zebrania, wszyscy ją zapewniali, że będzie dobrze, że będą się za nią modlić, ze Jehowa ich prowadzi. Mąż był akurat w podróży służbowej, zawieźli ją znajomi ze zboru, dziś sama ich tak nazywa. Nie mówi  bracia, ale znajomi.
Szybko i sprawnie urodziła bliźniaki, Bożena została mamą dwóch chłopców.
I jak z mamą  wszystko było ok, tak z chłopcami było źle, a nawet bardzo źle. Niska waga, słabe parametry życiowe, tylko 3 i 4 punkty w skali Apgar.
To od nich ( znajomych) dowiedział się cały zbór, że sprawa jest bardzo poważna, iż chłopcy wymagają transfuzji.

Nim do szpitala dotarł mąż, byli już starsi. Kobieta wspomina, że nie pytali jak się czuje, ale co zamierza zrobić? A raczej czego jej zrobić nie wolno. Była zmęczona, przerażona, chciała zostać sama. Poprosiła ich aby zostawili ją samą z mężem, odpowiedzieli, że nie mogą, są dla jej dobra.
Mąż wrócił od lekarza, niewiele mówił, powtarzał tylko...odpocznij, odpocznij...

Dziś nie może sobie darować jednego, że ulegli naciskom starszych i pozwolili im brać udział w rozmowach z lekarzami.  Wtedy  była pod wrażeniem ''wiedzy medycznej'' i zdolności negocjacyjnej mężczyzn z lekarzem prowadzącym, dziś widzi to inaczej. Dziś mówi, że podziwia pediatrę za spokój i opanowanie, że pozwalał robotnikom fabrycznym się pouczać.
I gdyby wtedy inaczej postąpili z mężem ich życie pewnie potoczyłoby się innym torem...

       
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


DeepPinkTool

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1263 dnia: 27 Maj, 2019, 14:38 »
Twoje opowiadanie przywołuje do mojej pamięci pewne autentyczne zdarzenie. Dziecko mojego znajomego miało poważny zabieg chirurgiczny trwający około 6 godzin. Na szczęście znajomy i jego żona nie byli już aktywnymi ŚJ i uchronili się przed obecnością w szpitalu tych "morderców" w garniturkach. W rodzinie żony mojego znajomego jest kilku starszych a jeden z nich to właśnie dziadek tego operowanego dziecka. Pierwszym pytaniem jakie znajomy usłyszał podczas rozmowy telefonicznej z tym "starszym" było: "czy operacja odbyła się bez krwi?" dopiero później czy się powiodła. Znajomy odpowiedział, że na szczęście krew nie była potrzebna ale do dziś jest ciekawy czy dziadziuś pastuch nie wolałby usłyszeć, że transfuzja była by móc się pozbyć niewygodnych ze zboru. Dodam jeszcze, że dziadkowie nie odwiedzili ich ani raz w szpitalu. Dziecko przynajmniej wie, że w tej sekcie nie mam miłości, bo przecież leżąc na oddziale dziecięcym widziało, że do wszystkich dzieci oprócz rodziców przychodzą też babcie, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Szkoda tylko, że dziecko na własnej skórze musi doświadczać takiego odrzucenia stykając się z taką antyrodzinną postawą bezdusznych fanatyków.


Offline Villa Ella

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1264 dnia: 27 Maj, 2019, 23:11 »
Ilu tragedii, związanych z odmową przyjęcia krwi, byłam świadkiem? Nie wiem... Dla mnie najgorsza kwestia w tej sekcie.
Obojętnie czy postąpisz według czyjejś rady, czy według własnego uznania, konsekwencje zawsze poniesiesz  ty sam.


Offline dziewiatka

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1265 dnia: 28 Maj, 2019, 05:12 »
dzisiaj inaczej już patrzę na te kwestie ale w okresie mojej gorliwości należałem do tak zwanej grupy odwiedzania chorych.Pamiętam te wszystkie szkolenia,które skupiały się na jednym jak zapobiegać transfuzjom.dziś muszę przyznać że cała ta wiedza miała na celu zrobienie wody z mózgu,byliśmy szkoleni jak przekonywać świadków że nie jest tak źle z gorszymi wynikami ludzie odzyskiwali zdrowie a negocjacje z lekarzami po kilku razach wolałem by wstydzili się ci co mieli mieć kontakt ze szpitalami


Offline Storczyk

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1266 dnia: 28 Maj, 2019, 09:32 »
W moim zborze ponad 20lat temu syn starszego miał przeszczep.Przecież taka operacja wiąże sie z przeniesieniem ukrwionego narządu ,co wiąże się z przyjeciem cudzej krwi.Jeszcze ta kwestia ,ze pojedyncze frakcję wolno przyjąć,ale pelnej krwi to juz nie.To tak jakby calego hamburgera zjesc nie wolno ,ale samego kotleta to juz tak.Jaka w tym logika?


WIDZĘ MROKI

  • Gość
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1267 dnia: 28 Maj, 2019, 09:46 »
 :)

Zaiste, jesteś ciekawą osobą, "NIEMILUCHU" :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1268 dnia: 29 Maj, 2019, 17:26 »

     Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka. cd


       Dobiegała północ, do sali wszedł lekarz, jego sylwetka w tle oświetlonego korytarza przypominała ducha.  Zawołał Bożenę po nazwisku, bała się, tak bardzo się bała odezwać, wiedziała co to może znaczyć. Zapytał...chce pani zobaczyć dzieci? Nawet nie pamięta co mu odpowiedziała, najważniejsze że nie przyniósł jej najgorszych wieści.

Po chwili razem stali przy dwóch sąsiadujących ze sobą inkubatorach, podstawił jej krzesło, aby sobie usiadła. Sam zaś delikatnie wyjął z spod aparatury maleństwo  i dał jej na ręce. Był cały opleciony jakimiś kabelkami, rurkami i Bóg sam raczy wiedzieć czym jeszcze. Przytuliła go bardzo delikatnie do siebie, a zarazem tak ''mocno'' jak tylko potrafiła. Poczuła jego ciepłą główkę na swoich piersiach. Spojrzała na napis na urządzeniu, sama nie wiedziała który to z chłopców. To był Matusz, jej kochany, wyczekany syneczek. Była taka szczęśliwa, że mogła go trzymać w ramionach i przytulać, poczuć jego ciepło, usłyszeć najcichszy dźwięk jaki wydaje. Nawet jeśli to był tylko oddech, to dla niej było już coś.
Prawie się nie poruszał, był maleńki, jego skóra była prawie przeźroczysta. Całując go w czoło, bała się że  może go zranić ustami .

Lekarz pokręcił się przy innych dzieciach, cały czas był w sali. Podszedł do niej raz, później drugi, a za trzecim razem przyłożył stetoskop do ciałka dziecka i zaczął odpinać kabelki.
Bożena widziała co robi, ale była tak szczęśliwa że trzyma to swoje maleństwo, iż nawet do niej nie docierało co się dzieje. Po chwili przyszły dwie pielęgniarki, zabrały inkubator. Lekarz przykucnął obok kobiety i zapytał...czy wie pani po co ją tu przyprowadziłem? Pokręciła głową, choć jej się wydawało, że po to aby pobyła z dziećmi. Z dwóch powodów, powiedział lekarz. Jeden to aby się pani mogła pożegnać z synkiem, a drugi aby pani zrozumiała co traci przez chore wierzenia i że dla drugiego dziecka możemy jeszcze coś zrobić, jest nadzieja. Tylko trzeba już działać.

Pierwsze co jej przyszło na myśl to słowa starszych...krew zabija, nie możecie! Już chciała to powiedzieć gdy lekarz ją zapytał...czy pani myśli, że Bóg tam na górze po to dał pani dwoje dzieci, pozwolił pani je urodzić aby teraz dla kaprysu je pani zabrać? Że che patrzeć jak umierają, nim naprawdę zaczęły żyć? Przecież dla niego życie jest największą wartością i powinniśmy o nie walczyć, a nie pozwalać umierać bo jacyś fanatycy wymyślili takie zasady.  Myśli pani że jest z pani teraz dumny?  Że takiego losu chciał dla tych malców? Wyszeptała cicho...ale ja nie mogę. Nie może pani, czy pani nie chce? Jak można być tak bez dusznym, aby pozwalać własnym dzieciom na powolne umieranie i takim głupim, aby słuchać jakiś obcych ludzi, którzy tak naprawdę nie powinni mieć tu nic do powiedzenia?
Czy pani jest przez kogoś ubezwłasnowolniona? Czy nie ma pani własnego rozumu?

Siostra zabrała ciało Mateusza,  Bożena podeszła do drugiego syna, łzy spływały jej po policzkach. Sama nie wiedziała z czego bardziej, z żalu czy z bezradności? Łukasz był trochę większy, silniejszy dlatego lepiej się trzymał.  Lekarz coś robił przy malcu, zapytała...a co z nim? Kiepsko, z minuty na minutę coraz gorzej, odpowiedział.. Westchnęła głęboko i lekko się zachwiała, kazał jej wracać na salę. Gdy zamykała za sobą drzwi, dodał...niech pani za bardzo nie zasypia, niebawem znów się będzie żegnać z synem...
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Irena

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1269 dnia: 29 Maj, 2019, 18:22 »
K....wa, nie daje rady mentalnie z ta sekta🥺 Kiedys moj syn przeczyta te wszystkie historie i mam nadzieje, ze nic więcej nie będzie potrzebne potrzebne zeby wytłumaczyć dlaczego jestem taka przeciwniczka sj....
Jak sie zmieni klimat i osoby z historii będą chciały/zgodzą sie na publikacje- bede wspierała wydanie tego. Dziekuje TaZla za te historie
Lepsz już byłam, zanim poznałam zarazę ”wts”


Offline Gandalf Szary

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 780
  • Polubień: 5166
  • Najbardziej boję się fanatyków.
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1270 dnia: 29 Maj, 2019, 18:37 »
Tazła nie trzymaj w napięciu!!!!
„Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest”.

Johann Wolfgang Gothe,


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1271 dnia: 04 Czerwiec, 2019, 10:59 »
     Jest na świecie taka miłość, która jest bezinteresowna i najprawdziwsza ze wszystkich – to miłość matki do dziecka. cd



     Poczuła jak osuwa się na ziemię. Gdy otworzyła oczy, stało nad nią dwóch lekarzy i jakaś zakonnica. Pytali jak się czuje, czy jej się nie kręci w głowie i aby chwyciła jednego z mężczyzn mocno za rękę. Podobno upadła i mocno  uderzyła głową o podłogę.
Zaczęła sobie przypominać co było wcześniej, gdzie była i co robiła.  Chwyciła lekarza jeszcze mocniej  i zaczęła krzyczeć...niech pan powie temu od dzieci, że się na wszystko zgadzam, niech ratuje moje dziecko...
Nie zasnęła już do rana, zastanawiała się nad tym ...co powie mąż gdy się dowie o jej decyzji? Jaka będzie jego reakcja? Przyszedł bardzo wcześnie, jak tylko była możliwość wejścia na oddział.
Zaraz od drzwi zaczęła mówić o swojej decyzji, a raczej się z niej tłumaczyć. Mąż nic nie powiedział, przytulił ją i powiedział...dobrze zrobiłaś, ja już chciałem to wczoraj zrobić, ale ty się upierałaś.. Gdy po śniadaniu pojawili się starsi, mężczyzna ich nawet nie wpuścił do sali, wyszedł do nich, powiedział...jaką podjęli decyzję. I że to była ich wspólna decyzja, świadoma i przemyślana. Na wszelki wypadek ubiegł ich pytania i dodał...że nie żałują jej i gdyby zaszła taka konieczność, podjęliby taką samą.

Mateusza pochowano gdy Bożena wyszła ze szpitala, sami go ubrali w białe ubranko, trumienkę przysypali białymi frezjami. O dziwo na pogrzeb przyszło wiele osób, ale nie tych do niedawna uważanych za bliskich im braci. Była bliższa i dalsza katolicka rodzina, sąsiedzi, znajomi i koledzy z pracy. Mały człowieczek miał duże towarzystwo w tej ostatniej drodze.

Kobieta cały czas spędzała w szpitalu,  po jakiś dwóch tygodniach nie zastała syna tam gdzie zawsze. Pielęgniarki nie chciały nic mówić, odesłały ją do lekarza. Tam się dowiedziała, że nastąpił jakiś poważny kryzys i musieli go przenieść. Wtedy pomyślała, że to była zła decyzja, że pewnie malec i tak umrze , a oni zostaną wykluczeni...
Stan dziecka był nieciekawy, a kobietą szarpały coraz większe emocje, dopadały ją wyrzuty sumienia.
Gdy mówiła, mężowi że żałuje swojej decyzji, bo nie dość, że mały może umrzeć, to jeszcze wszyscy się od nich odwrócili. To ją bolało, że zawiodła, że w chwili próby okazała się słaba, jej wiara nie była dość silna. Mąż się z nią nie zgadzał uważał, że te kilka tygodni były warte każdej decyzji.

Prawie po trzech miesiącach zabrali syna do domu, sami byli z tą radością, Bożena już nie żałowała swojej decyzji. Malec wypełniał jej cały czas, był dzieckiem chorowitym i wymagającym dużo opieki. Dawni bracia gdy ich widywali udawali, że się nie znają. I to ją bardzo bolało, wtedy mąż mówił...popatrz na Łukaszka, to nasza radość i sens życia.
Jednak gdzieś w głębi siedział w niej żal, tęsknota, brak tych ludzi którzy kiedyś byli jej tak bliscy. I na tej płaszczyźnie dochodziło u nich do spięć. Czasem się zastanawiała...czy jej mąż był prawdziwym śJ?

Pewnego dnia, po kolejnej kłótni, mężczyzna się spakował i wyprowadził. Powiedział do żony...jeśli chcesz wracaj, na mnie nie licz. Ale nie pozwolę dziecka wciągnąć w tę religię, ma być neutralny, jak dorośnie nich sam wybierze. Aby żona mogła chodzić na zebrania, być świadkiem z prawdziwego zdarzenia, zmienił pracę i zajmował się synem.
Trochę to trwało nim ją ponownie przywrócono, poczuła się ...chyba szczęśliwa , jak to dziś mówi.
Jednak chorowite dziecko nie pozwalało jej już tak bardzo się angażować. Kiedyś odwołując kolejne umówione wyjście do służby, usłyszała od bliskiej jej siostry...ty się zastanów nad swoim życiem. Zobacz jak jedna niemądra decyzja odciąga cię od Jehowy. Poczuła się jakby dostała czymś między oczy. Jak to, moje dziecko tak wyczekane,  o które tak walczyli jest  niemądrą decyzją?
Tego nie mogła pojąć, jak tak można? Napisała list o odłączenie z prośbą, aby ją nie nachodzić.

Oboje z byłym mężem są w nowych związkach, wie że choć bardzo żałują iż nie zdobyli się wcześniej na odwagę i nie uratowali pierwszego syna, to jednak nigdy nie usłyszała od męża słowa zarzutu, że to ona była taka oporna. Dziś w dzień matki, najpierw idzie na cmentarz, później bierze swojego synka i jadą do babci. I gdy patrzy na rozbawionego malca w ogrodzie, łzy jej same płyną z oczu, zastanawia się jaki byłby Mateusz, czy podobny do brata, czy inny? Czy też by nie lubił truskawek, a za to uwielbiał maliny, a może odwrotnie? Pytań jest mnóstwo. I jak sama mówi...nigdy sobie nie wybaczę własnej głupoty i choć jestem szczęśliwa patrząc na Łukasza, to jestem przerażona, że o mały włos jego też by mogło nie być...

PS. Tę historię opublikowałam za namową Bohaterki, ku przestrodze.

Aby ci którzy tu zaglądają, a mają karteczki ...żadnej krwi...mocno się zastanowili czy warto? Kogo zabiją, a kogo uszczęśliwią czy takiej ofiary od nas wymaga Bóg? Ranę jaka powstaje w sercu po stracie dziecka,nic  nie jest  w stanie zabliźnić. Z tym trzeba później żyć, że się jest mordercą. Bo tak się czuje Bożena, winna że nic nie zrobiła aby ratować własne dziecko. A więc ma jego krew na własnych rękach i na sumieniu, jak sama mówi.

Sorry, że dziś tak przydługo, ale wyjeżdżam, a z racji na zainteresowanie historią chciałam ją zamknąć w jednym kawałku.
« Ostatnia zmiana: 04 Czerwiec, 2019, 11:07 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline wspaniale

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1272 dnia: 04 Czerwiec, 2019, 12:56 »
... nie było przydługo.
Było tak jak trzeba.
Pozdrowienia dla mamy tego dziecka.
Słusznie zrobiłaś.
nie patrz wstecz.
=========
Wspaniale


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1273 dnia: 01 Lipiec, 2019, 08:59 »


          Miłość prawdziwa składa się z rzeczy nieskończenie wielkich i zarazem nieskończenie małych.



         Jakiś czas temu, przez znajomego poznałam Magdę, która choć wychowana w org...nigdy świadkiem nie została.
Jako młoda dziewczyna nie zabiegała o to, rodzice nie pociskali, gdy się usamodzielniła i wyprowadziła z domu coraz bardziej oddalała się od religii ojców ( tak org nazywa do dziś), aż w końcu odeszła na dobre. Za to jej siostra wprost przeciwnie, była ambitna, pięła się po szczeblach zborowej kariery. Wyszła za mąż, mężczyzna już był starszym, później zdobywał wyższe funkcje...nie było czasu na dzieci, przecież armagedon już zaglądał do okien.

 Poświęcili się całkowicie organizacji, ona nie pracowała, on większość też nie. Koczowali po wynajętych pokojach i mieszkaniach. Gdy Magda rodziła dzieci, budowała z mężem dom jej starsza siostra pukała się w głowę, że nie gromadzi się majątku na ziemi, drwiła bez litości, że ta zna prawdę i jest taka głupia. Czasem dochodziło między nimi do spięć, jednak Magda odpuszczała, to przecież siostra, za to Tamara nigdy nie potrafiła odpuścić.

Gdy kobieta wraz z mężem ulegli wypadkowi samochodowemu,  poprosiła siostrę aby zajęła się jej dziećmi, odmówiła. Właśnie jechała z mężem na jakieś wizytacje po odległych zborach. Gdy rodzice chorowali też nie mogła się nimi zająć, zbyt była zajęta swoją duchowością. Po ich śmierci Magda sprzedała rodzinny dom, siostra tylko przyjechała zabrać pieniądze, nie angażowała się w żadne sprawy urzędowe.  Gdy pewnego dnia, mąż Magdy nagle zmarł z powodu tętniaka, bardzo to przeżyła, żyła dla dzieci, bała się przyszłości, nie wiedziała czy sobie poradzi. Niespłacony kredy , niepełnosprawne dziecko, drugie jeszcze całkiem małe.

Po cichu liczyła na siostrę, gdy się przed nią rozkleiła usłyszała...masz za swoje, odeszłaś od prawdy,nic nie znaczysz bez błogosławieństwa Jehowy. Odwrócił się od ciebie, zobacz jak wygląda twoje życie, wiecznie coś ci jest. Zaś ona...gwiazda w zborze kwitła, zawsze zrobiona, zadbana, ludzie ''bili się'' aby ją z mężem gościć u siebie.
I właśnie wtedy poznałam Magdę, znajomy przyjechał z nią do mnie i na wejściu powiedział...musicie pogadać. Zgaszona, podkrążone oczy, niewiele mówiła. Ożywiła się na słowa znajomego...obie jesteście w tym jehowskim syfie umoczona.

Doskonale ją rozumiałam, aby poczuła się lepiej, a może żeby zrozumiała iż wiem przez co przechodzi opowiedziałam jej o sobie, co mnie świadkowska rodzina zafundowała, że życie wcale mnie nie rozpieszczało. Ona miała o tyle inaczej, że miała lepsze dzieciństwo, ja dostawałam w skórę za wszystko, nawet za załamaną kartkę w ''świętym'' śpiewniku.
Dużo czasu mi zajęło nim jej wyjaśniłam, że to jej życie to nie jest zemsta Boga, to po prostu życie. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo i słowa dotrzymał...jak to ktoś kiedyś powiedział.

Radziła sobie jak umiała, jeśli ktoś jej pomagał to właśnie my obcy ludzie. Kiedyś podczas rozmowy gdy mówiła, że już ma dość tego domu, tych męskich robót, wpadł mi do głowy szatański pomysł. A może ją tak zapoznać....?
Znałam Sławka, były świadek, żona się z nim rozwiodła gdy odszedł od organizacji. A że był dekarzem, a Magda narzekała na problemy z oknem dachowym, okazja była niepowtarzalna... :D
Krótka piłka...mam dobrego fachowca, przywiozę go do ciebie. Zaś do Sławka było jaśniej...jesteś sam jak palec, mam fajną kobitkę może byś chciał poznać?  Troszkę się opierał...jak to tak jechać na bezczelnego ? Spokojna twoja rozczochrana...jest pretekst, jedziesz tam całkiem w ''innej sprawie'' i nie śpiesz się z diagnozą. Powiedziałam, powstrzymując się od śmiechu. ;D...
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #1274 dnia: 03 Lipiec, 2019, 18:41 »

   

          Miłość prawdziwa składa się z rzeczy nieskończenie wielkich i zarazem nieskończenie małych. cd

          Umówili się za kilka dni, że podjedzie dokończyć pracę. Jednak jak to w życiu bywa, prowizorki są najtrwalsze i tak '' jeździł naprawiać  okno'' prawie dwa miesiące.
Jakieś detale wiedziałam od Sławka, Magdy nic nie dopytywałam. Po jakimś miesiącu zadzwoniła i pod koniec rozmowy przyznała, że to fajny facet. Jednak ona matka dwojga dzieci w tym jedno niepełnosprawne...nie będzie sobie zawracać facetami głowy. Jemu się też podobała, imponowała mu , dzielna, pracowita kobieta. Choć życie jej nie rozpieszczało, starała się być pogodna i uśmiechnięta. A jednak przed bliższymi relacja mi się wzbraniała.

Kiedyś do mnie zadzwonił...chyba się poddam, ona się boi związku, a ja przecież nie będę się uganiał jak szczeniak. Zapytałam go czy mu na niej zależy? Odpowiedział, że tak. W takim wypadku była tylko jedna droga aby dotrzeć do Magdy, jej dzieci. Chłopaki lubili Sławka, a on ich. Powiedziałam...jeśli ich zdobędziesz, ona też będzie twoja.
Poszedł za radą i jeździł bardziej do dzieciaków niż do niej, oczywiście z nią też posiedział, coś zjadł, wypił kawę, ale to chłopakami był zainteresowany. Spragnieni ojca i męskiego towarzystwa bardzo szybko przylgnęli do swojego dużego przyjaciela.
Po dwóch miesiącach młodszy zapytał czy pójdzie z nim do przedszkola na dzień ojca i syna? Pewnie, że poszedł. Malec nie puszczał jego ręki nawet na chwilę, a i Sławek był dumny jak paw.

Gdy oglądałam zdjęcia z tej imprezy, Magda się rozpłakała. Pytam ...czemu płaczesz?  Nie chciała powiedzieć, a więc ja jej powiedziałam...dotarło do ciebie jaką szansę byś przegapiła, nie tylko ojca dzieciom, ale i świetnego partnera dla siebie ?
Po pół roku zamieszkali razem, chłopaki zaraz mówili  do niego tata, gdy ktoś złośliwy  pytał...który tata? Sami sobie to wytłumaczyli i odpowiadali  zgodnie...żywy tata. I choć to trochę dziwnie brzmiało, to jednak było prawdziwe.

Nim razem zamieszkali przyjechała do mnie z pewną obawą...czy aby dwoje ludzi po org...to dobry zestaw?
Cóż, moje zdanie było i jest na ten temat wciąż takie samo...a kto lepiej zrozumie org..kalekę, jak nie druga org..kaleka?
Wiedzą jak to działa, nie trzeba nic tłumaczyć, wiedzą co się czuje, jak postępują  tam z ludźmi. Nic nikogo nie szokuje, nie ma niedowierzania, tłumaczenia zwrotów. Można rozumieć się bez słów.

Gdy sprzedała las po rodzicach, zadzwoniła do siostry aby przyjechała po swoją część. Bardzo szybko się zjawiła, podobno mieli kłopoty finansowe. Widząc mężczyznę krzątającego się po kuchni, zapytała wprost...a to twój mąż? Magda odpowiedziała zgodnie z prawdą, że nie jest mężem.
Wtedy siostra wstała i wyszła, bo nie będzie siedzieć pod jednym dachem z takim zdemoralizowanymi ludźmi. Kazała sobie przynieść pieniądze do samochodu przed bramą.
Gospodyni się  wściekła, jak jest bardzo spokojna, tak wpadła w furię. Chwyciła pieniądze i chciała jej i swoją część dać byle więcej nie przyjeżdżała i ich nie obrażała. Wtedy Sławek ją powstrzymał...NIE! Jeśli ty ich nie chcesz, zostaw dla chłopaków, a nie dawaj  darmozjadom. Jak ma kłopoty niech się weźmie za robotę, albo niech idzie na żebry.
Magda była taka roztrzęsiona, Sławek poszedł zanieść pieniądze. Położył na masce samochodu i odszedł bez słowa.

Minęło kilka lat, gdy do Magdy zadzwonił telefon. Okazało się, że siostrę i jej męża na pasach potrącił samochód, on zginął na miejscu, ona trafiła do szpitala i to właśnie Magdę podała jako jedyną swoją krewną. Cóż, może i  nią była, ale na pewno się  nie czuła. Widok chorej siostry nie zrobił na niej większego wrażenia, a nawet jak były jakieś małe impulsy, to Tamara bardzo szybko je zabiła w zarodku. Nic, a nic się nie zmieniła, taka sama nadęta i roszczeniowa jak kiedyś. Tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmiła, że...jako jedyna jej krewna , musi się nią zaopiekować....
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).