Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach. cd
Usłyszała, że serce się zatrzymało, po 15 minutach reanimacji stwierdzono zgon. Liczyła się z tym, miała gdzieś z tyłu głowy plan, co ma zrobić o czym pamiętać, wszystko ogarnęła w jeden dzień. Następnego dnia zostały tylko do rozwieszenia nekrologi.
Choć żyli obok siebie tyle lat, wiedziała co lubił, co mu się podobało. Chciał być skremowany i tak też się stało, podobała mu się trąbka i ''Cisza''na pogrzebach, była trąbka. Lubił gerbery, z nich miał wieńce i wiązanki. W latach swojej świetności zawsze miał przy sobie elegancką chusteczkę z materiału i o to Gosia też zadbała. Choć po przejściu na emeryturę, zerwał wszystkie kontakty z kolegami z MSWiA, poruszyła niebo i ziemię, aby jak najwięcej osób dowiedziało się o jego pogrzebie. Gdy kilka dni po pogrzebie, dziękowała księdzu za piękne kazanie, usłyszała że zazwyczaj mówi się je '' ku chwale'' zmarłego, a to kazanie było dla niej, za jej poświęcenie i oddanie, bo takich ludzi jest bardzo mało. Znów się rozpłakała, wziął ją za rękę i dodał...Pan Bóg wie co robi, tyle nam daje na barki ile damy radę unieść. Ty dziecko uniosłaś bardzo wiele, a teraz możesz być z siebie dumna, że wytrwałaś do końca. Żyj sobie spokojnie i noś wysoko głowę, masz do tego prawo, tak jak masz prawo do szczęścia. Na odchodne dodał... dawno nasza parafia nie widziała takiego pogrzebu. Ludzie nie dość, że nie mieścili się w kościele to i na placu przed kościołem też nie.
Taki chichot losu, bohater ceremonii nie lubił ludzi, a ludzie tak bardzo dopisali. I choć większość mówiła, że przyszła ze względu na Gosię, to już bez znaczenia, ważne że byli.
Były też kondolencje, a później stypa. Wszyscy mówili synowi, aby opiekował się mamą, a jej aby się nie załamywała. Cóż, taki mieli obraz tej rodziny, ułożony, sielankowy, prawie idealny, bo pił, ale przecież każdy pije...
Nikogo nie wyprowadzała z błędu, po wszystkim gdy wrócili do domu syn powiedział...miałem im ochotę powiedzieć, że mama dałaby radę jeszcze was wszystkich pochować.
A teraz co u naszej Gosi.... zniosła to dobrze, rozkleiła się gdy zobaczyła płaczącego syna, tak bardzo było jej go żal, że nie ma dobrych wspomnień z ojcem. Oraz gdy ksiądz mówił kazanie o jakimś filozofie, który nigdy żonie nie powiedział dobrego słowa, choć ona się starała i nigdy nie skarżyła, a Bóg to widział...
W tych trudnych chwilach mogła tak naprawdę liczyć na ludzi ( tak Gosia jak i ww osoby są obecni na forum) takich jak ona po org. Nie na swoich krewnych, ale na odstępców, niby obcych ludzi, a bardziej uczuciowych i jej bliskich niż własna rodzina.
To oni byli na każde jej zawołanie, oferowali swoją pomoc, także tę finansową. Mogła jechać lub dzwonić o każdej porze dnia i nocy. I to było bardzo ważne, bo choć jest silna, to świadomość, że ma w kimś oparcie dodaje jeszcze więcej sił.
Jednak nie ukrywa, że gdy zeszło powietrze, atmosfera się uspokoiła, psychika dała o sobie znać. Myślała, że mieszkanie w domu będzie teraz spokojne, a tu nic nie jest takie jakby się wydawało. Choć nadal chodzi uśmiechnięta, zadbana to nie lubi wracać do domu. Wchodzi i ma wrażenie, że znów się zacznie awantura, znów będzie musiała schodzić z drogi. To siedzi w niej tak głęboko, że porządkuje swoje sprawy i zamierza się stamtąd wyprowadzić. W domu zamieszka syn, a Gosia jeśli chce stanąć na nogi ( jak powiedział lekarz) musi zacząć żyć w innym miejscu. Może ten uraz kiedyś minie, ta pogarda do tego miejsca, ale póki co wszystko za świeże. Tak jak kiedyś kochała to miejsce, tak teraz nienawidzi. Takie dochodzenie do siebie, to są lata, a nie miesiące, bo latami ją niszczono. Lata i to w sprzyjających warunkach.
I choć mówi o sobie, że zrobiła się trudna, łapie czasem doła, to stara się patrzeć w przyszłość optymistycznie, uśmiechać i wierzyć, że będzie tylko lepiej. Że będzie słyszeć tylko dobre słowa, jaka jest dla kogoś ważna, wartościowa, bo życie jest piękne.
I po latach uziemienia, zacznie w końcu cieszyć się życiem i zwiedzać , zwiedzać czyli robić to o czym od dziecka marzyła. Robi już małe postępy, ale do komfortu psychicznego jest jeszcze daleko.
Mocno trzymam kciuki za to aby jej się powiodło i aby spełniły się jej wszystkie marzenia. O czym może nas kiedyś zechce poinformować.
I na zakończenie coś weselszego...
Gdy rozliczała się z zakładem pogrzebowym, właściciel ( znał sytuację) powiedział, że ją podziwia. Bo ma do czynienia z różnymi ludźmi i różnie się zachowują. Inna żona, nawet by nie poszła na pogrzeb, a ona na prochach przeciwbólowych, z gorączką, a wszystkiego dopilnowała i była do końca. Dodał aby się nie zamartwiała, tylko zaczęła żyć bo jest fajna, młoda jeszcze kobitka. A na koniec dorzucił...a wie pani, dwóch moich pracowników tu mi się o panią wypytywało, bo fajna , jednego nawet złapałem jak zaglądał w papiery za numerem telefonu. Pogoniłem dziadów, mówię im...dajcie choć prochom ostygnąć.