Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach. cd
Leżał bez kontaktu ze wzrokiem wbitym w sufit, pościel była w krwawych wymiocinach. Wezwała pogotowie, akcja się zaczęła gdy chciano mu zmierzyć ciśnienie, jakby odżył, zaczął się szarpać, wyzywać ratowników. Z trudem założono mu wenflon, który i tak próbował wyrwać i wciąż próbował coś wyciągnąć spod poduszki. Krzyczał, że on do żadnego szpitala nie pójdzie, jeden z ratowników zapytał czy podpisze oświadczenie, przytaknął. Jednak chyba widzieli przerażenie w oczach kobiety, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i jeden z nich powiedział...my nic nie słyszeliśmy. Zapakowali go na nosze, pospinali pasami i zabrali na SOR.
Chciała sprzątnąć jego łóżko, pod poduszką znalazła ogromny nóż, to po niego tak uporczywie sięgał, gdy walczył z ratownikami. Podczas dalszego sprzątania, znalazła jeszcze dwa trochę mniejsze.
Po dobie z oddziału ratunkowego trafił na oddział szpitalny, gdy go zobaczyła była przerażona. Przypięty pasami, wściekły, wrzeszczący jakieś niedorzeczności. Wciąż był zabrudzony krwią i wymiocinami, chciała go umyć, nie dało rady, pomijając wyzwiska, tak pluł na każdego, że podchodzące do niego pielęgniarki, pierw przykrywały mu usta ręcznikiem. Personel medyczny doradził, aby wracała do domu, może do następnego dnia się uspokoi, wtedy będzie można coś zrobić.
Zostawiła jego rzeczy na przebranie i wyszła. Następny dzień był jeszcze gorszy, zastała go mocniej spiętego, był prawie w bezruchu, pacjenci się skarżyli, że nie daje im w nocy spać. Każdego obrzuca epitetami, od lekarza dowiedziała się, że kopnął pielęgniarkę, gdy mu poluzowała pasek bo płakał, że go boli noga.
Po tygodniu lekarka powiedziała, że jest lepiej, rozpięli go, obiecał być grzeczny. Na pytanie Gosi co dalej...lekarka odparła, że będą szykować go do wypisu. Była przerażona. Co ona z nim zrobi w domu? Jej lekarz zalecał aby się wyprowadziła nim on wróci ze szpitala, już była w pełni spakowana. Następnego dnia, znów zastała go powiązanego, skopał lekarza, chciał udusić pielęgniarkę. Był coraz bardziej agresywny, neurolog, psychiatra, lekarz prowadzący przeprowadzali z Gosią rozmowy i wszyscy mówili to samo...jak pani się nie bała mieszkać z kimś takim? Ten człowiek jest nieobliczalny, pani wciąż się ocierała o śmierć. Była przerażona, w jakim niebezpieczeństwie żyła, jak bardzo wsiąknęła w tę chorą relację i nie dostrzegała niebezpieczeństwa. Wiele razy się rozkleiła, radzili wziąć się w garść i myśleć o sobie, zniszczył sobie zdrowie sam. Odmawiał leczenia, wykonano część badań, innych nie byli w stanie mu zrobić.
Minął kolejny tydzień i choć wyzywał kobietę od najgorszych, jeździła codziennie, zawoziła czyste przebranie, ręczniki, to co było mu potrzebne. Mimo że to chory człowiek, każda taka wizyta mocno odbijała się jej na zdrowiu, czasem miała ochotę wziąć poduszkę i go udusić. Aż w końcu bliskie jej osoby, wymusiły na niej, żeby jeden dzień w tygodniu sobie odpuszczała, tak też zrobiła. Jeden dzień był wolny od szpitala.
Kiedyś myła mu ręce a on ją wyzywał od śmieci, pachołków, szmat, że nie może na nią patrzeć, rzygać mu się chce jak ją widzi... itp itd. Obiecywał, że gdy wróci do domu zrobi jej taką niespodziankę, iż będzie się bała do końca życia zamknąć oczy. Nawet nie zauważyła ordynatora, nie wiedziała jak długo się temu przysłuchiwał. Wziął ją pod rękę i wyszli z sali, rozpłakała się, chwycił ją za ramiona, zaczął lekko potrząsać i mówić...niech pani nie przyjeżdża codziennie, ten człowiek nie zasługuje na taką opiekę, a już na pewno na panią. Jest pani za dobra, a on to wykorzystuje, wcale nie jest taki niepoczytalny jakiego udaje. Nie docenia pani, niech leży i będzie zdany na obcych ludzi. Proszę się rozglądać za domem opieki, nie stanie na nogi, część mózgu nie funkcjonuje bo alkohol zniszczył, fizycznie ani medycznie pani nie da rady się nim opiekować. Podobne słowa ( że nie zasługuje) usłyszała od współpacjentów i księdza jaki tam zaglądał. Wszystkim mówiła to samo, że robi to nie dla niego, ale dla siebie, żeby sobie kiedyś nie wyrzucać, że zawiodła, albo że za mało zrobiła.
Gdy przyplątało się zapalenie płuc, to była już równia pochyła, było tylko gorzej. Wchodziła i szybko wychodziła, aby jak najmniej słyszeć co szanowny małżonek ma do powiedzenia. Kiedyś jej powiedział...nie przejmuj się, ja nikogo nie lubię, nawet siebie. Jednak najbardziej ją bolało gdy nie chciał synowi podać ręki, a na odchodne rzucił...spier... ....ju. Jej matczyne serce chciało pęknąć, czuła się winna że na ojca swoich dzieci wybrała kogoś takiego. Po jednej z wizyt nie wytrzymała, całą drogę płakała, pytała Boga...za co znów? Za co mnie tak torturujesz? Kiedyś świadkowie, moja rodzina, dziś ta chora sytuacja. Daj mi sił, tak fizycznych jak i psychicznych, bo już nie daję rady, albo go zabierz. Zatrzymała się na poboczu i wyła, już nie płakała, tylko wyła. Tylko bliskie i życzliwe osoby oraz On sprawiały, że jakoś się trzymała. Wiedziała jak jest dla Niego ważna, dlatego też nie o wszystkim mu mówiła, zwyczajnie aby mu oszczędzić nerwów. Tak samo nie wszystko mówiła synowi, wolała im oszczędzić szczegółów. Następnego dnia zajechała do szpitala i usłyszała, od mężczyzn z sali...wołał panią całą noc, lekko się uśmiechnęła, zawsze to coś. Panowie mówili dalej ... wołał Asia i Asia...tylko, że ona Asią nie była, ale cóż im miała powiedzieć?
Równe cztery tygodnie po przyjęciu na oddział, podczas rehabilitacji stanął przy chodziku, wraca forma powiedziała lekarka. Faktycznie wróciła, tak kopnął Gosię, że poleciała na kaloryfer i złapała dwa żebra. Następnego dnia zastała przy łóżku lekarza, poprosił aby nie wchodziła. Wyszedł na korytarz i powiedział, że ma problemy z oddychaniem, będziemy robić EKG. Podeszła do łóżka, miał zamknięte oczy, chwyciła go za stopę, była lodowata, spojrzała na paznokcie, zmieniały odcień na szary, wiedziała co to znaczy. Mocniej chwyciła stopę i spojrzała czy zareaguje, twarz była nieruchoma. Pomyślała, że ta siła z wczoraj to syndrom gasnącej świecy. Zaczęto EKG, jej kazano iść na kawę i wrócić po godzinie. Po 40 minutach zadzwonił telefon, zobaczyła obcy numer...
PS. Wszystkie osoby o jakich mowa we wpisie są obecne na forum, a więc bardzo proszę darować sobie.... i uszanować ludzkie przeżycia.