Chcieć to móc..cd Przyjechali bardzo punktualnie, mężczyzna przywitał się ze mną serdecznie, jak na kuzynkę przystało.
Przedstawił mnie żonie, że jestem tam..jakaś , jakaś ze strony ciotki ( która już nie żyje i nie da się tego skonsultować).
Kobieta się ucieszyła, że mąż ma choć jedną kuzynkę, bo tylko mężczyźni w jego rodzinie obrodzili. Przez sms umówiliśmy się, że to on będzie prowokował tematy ,,rodzinne'', a ja się będę próbowała w nie wstrzelić.
I będę szczera, szło nam całkiem nieźle. Nie wiem kto większy ściemniacz, on czy ja? Nieważne, w tym wypadku cel uświęcał środki.
I nagle poruszył temat zbliżającego się wesela. Z jego pierwszej wizyty, wiedziałam że kościół zazwyczaj ogląda z zewnątrz, do środka rzadko zagląda. I tego się uchwyciłam, postanowiłam sprowokować temat religii.
- Jacek, ty bezbożniku, wreszcie pójdziesz do kościoła. Dorota, ty go zablokuj w ławce, żeby nie uciekł.
- To raczej niemożliwe . Odpowiedziała po chwili kobieta.
- Jak to, nie idziesz z nim na imprezę? Udałam zdziwioną.
- Idę, ale do kościoła to raczej nie pójdę.
Patrzyłam raz na jednego, raz na drugiego z rozdziawionym dziobem, udając zdziwioną.
Po chwili kobieta dodała.
- Ja jestem świadkiem Jehowy, tzn byłam.
- Nie! Prawie krzyknęłam.
- Tak, a co nie widziałaś nigdy świadka?
- Widziałam i to jak widziałam. Przez kilka lat codziennie nawet.
Teraz to kobieta patrzyła na mnie z otwartymi ustami. A więc dodałam.
- Sama kiedyś nim byłam, ale to stara nieaktualna historia.
I na tym temat zakończyłam, bo nic tak nie działa na drugą stronę, jak ,,rozgrzebać'' i udawać, że się nie widzi.
Zaczęliśmy rozmawiać z Jackiem, wielkim pasjonatem ogrodnictwa o owocach. Jednak cały czas kątem oka obserwowałam kobietę. Miała na twarzy wypisaną chęć zapytania mnie o coś, ale jakoś brakowało jej odwagi. Cóż, znów musiałam przejąć pałeczkę.
- A długo już nie chodzisz na zebrania?
- Z przerwami prawie rok, ale tak w ogóle to siedem miesięcy.
- I jak się czujesz, jak odnajdujesz w nowej rzeczywistości?
Nie odpowiedziała mi, zapytała jak ja sobie dawałam radę, jak przez to przeszłam?
A więc jej trochę opowiedziałam, nie oszukiwałam, że było fajnie i kolorowo. Uprzedziłam że będzie boleć, bo wszystko co nowe rodzi się w mniejszych lub większych bólach, ale warto.
Jakie moje wnioski ? Podchodzę do sprawy raczej pesymistycznie. Ma żal do organizacji o to i tamto, ale wierzy w Boga jakiego tam poznała i to ( moim zdaniem) przeważy za tym aby wrócić na łono organizacji. Dla Jehowy i garstki znajomych, którzy choć się nią nie interesują są jej bliscy. Dla niej jak dla większości osób stamtąd wychodzących, zbór to cały świat.
Jest na początku swojej drogi, jeśli zrobi tak jak planuje i wytrwa w tym, będzie dobrze. Jeśli nie da rady przejść przez okres odstawienny i wróci, też się świat nie zawali.
Ważne aby ona była szczęśliwa, a nie chciała tylko uszczęśliwić innych.
Na odchodne dałam jej namiary na siebie i zachęciłam do pisania, czytania forum itd itp. Przyjęła to bez entuzjazmu, nawet się na dłużej nie zatrzymała, za to jej mąż nie mógł się oderwać od naszego forum. Może choć jemu pomoże przetrwać, jeden lub drugi wariant tej przeprawy.