Do Zboru Świadków Jehowy w xxxxxxxxxxx
Oświadczam, że z dniem 10.02.2016 r występuję z związku wyznaniowego Świadków Jehowy.
W związku z tym, proszę o skreślenie mnie z listy członków, nie życzę sobie także przetwarzania moich danych osobowych na jakiekolwiek potrzeby ww Organizacji.
Nie życzę sobie także żadnych wizyt, ani rozmów umoralniających. Moja decyzja jest nieodwołalna.
List wysyłam za potwierdzeniem odbioru, aby uniknąć niejasności z jego niedotarciem.
Kazimierz xxxxxxxxx
Taki krótki list napisała pewien Pan, którego jak to mówi, znudziły obietnice bez pokrycia, jakimi go szprycowano od ponad czterdziestu lat. Stwierdził, że nagle zrozumiał iż życie przeciekło mu przez palce, niewiele osiągnął, a nawet to co ma było niemiłe dla Jehowy ( jak to mówili bracia), bo przecież on nie popiera dóbr na ziemi.
Jednak nie może sobie wybaczyć jednego, że kiedyś przerwał studia, będąc najlepszym na roku. Uwierzył, że armagedon już blisko, a oni powinni jak najwięcej głosić i pozyskiwać nowych braci. To była misja, a nie świecka uczelnia, która w raju mu się do niczego nie przyda.
Największą złość ma na siebie, że będąc młodym, inteligentnym człowiekiem, dał się zwieść. Jak mógł być tak głupim i naiwnym?
Już myślał, że sprawa zamknięta jednak po jakiś dwóch tygodniach odezwał się telefon. Zadzwonił jeden ze starszych, że chcą z nim porozmawiać. Zapytał czy czytał jego list? Czytał, a więc tam pisało jasno, że nie chce żadnych wizyt. Rozłączył się, później były telefony od innego starszego, których nie odbierał i kilka sms.
Jednak starszyzna nie odpuszczała, po miesiącu zapukali do jego drzwi. Otworzył i zapytał, czego chcą?
Oczywiście porozmawiać o jego problemie, tak to nazwali. Wtedy im przypomniał, że w liście wyraźnie napisał, ale skoro nie zrozumieli treści, radzi wrócić do szkoły podstawowej tam uczą czytania ze zrozumieniem. Zamknął drzwi i póki co ma spokój.
Niestety, nie On jeden tak ma i jeszcze niejedna osoba tak mieć będzie. Każdy, kto stamtąd odchodzi ma podobne odczucia, nieważne czy z werbunku czy wychowany. Pierwsi sobie wyrzucają, że dali się wciągnąć, drudzy zaś, że tyle tam tkwili. Wiele osób z tą świadomością nadal udaje, ze są świadkami, bo coś ich tam trzyma i mówią, że nie dadzą rady. Nie ukrywam, że nie jest to łatwe, ale nikt nie jest aż tak silny aby odejść stamtąd bez bólu i nikt nie jest aż tak słaby aby nie dał rady się stamtąd wygrzebać. Rodzinę, znajomych, starszych nawet tego na górze można próbować oszukiwać, ale najważniejsze nie oszukiwać samego siebie. Mówi Kazimierz.