Opowieść o depresji, miłości do człowieka i tragedii w obliczu potężnej maszyny organizacyjnej rozjeżdzającej słabych, delikatnych i wrażliwych ludzi.
René Greutmann, Szwajcar.
"Jako Świadek, René spędził pewien czas w więzieniu za odmowę służenia w szwajcarskiej armii. Miał pragnienie, aby pomagać chorym umysłowo, przeszkolony jako pielęgniarz otrzymał pracę w szpitalu psychiatrycznym w Zurychu. Zrezygnował po roku ze względu na to, że musiał podawać jedzenie pacjentom, które zawierało plazmę z krwi. Zatem okazał swoją lojalna przynależność do Świadków i ich stanowiska w sprawie służby wojskowej i krwi.
W swoim liście do prezesa Strażnicy mówił, ze powodem napisania listu było:
… dać pojęcie jak wasze nauki i metody stanęły na mojej drodze w ciągu ostatnich dwudziestu dwu lat mojej przynależności do Świadków Jehowy. Mam nadzieję, ze ten wkład może rzucić trochę światła na wiele depresji i samobójstw wśród bardzo oddanych religijnie braci i sióstr.
Poczym podaje szczegóły czterech samobójstw wśród Świadków, o których osobiście wiedział i innych przypadków potrzebujących psychiatrycznej opieki. René jednakże miał dużo bardziej osobisty przypadek do zrelacjonowania.
Opisał jak spotkał i poślubił swoją żonę Klarysę. Jako gorliwy Świadek, przeniosła się do niemieckojęzycznej części Szwajcarii, mieszkała u rodziny Świadków i w pewnym momencie rozpoczęła służbę “pionierską,” pracując przez pół dnia jako sekretarka, żeby się utrzymać. Często jechała na rowerze około godziny, aby dotrzeć na przydzielony jej wiejski teren. Sumienna, doprowadziła się do takiego punktu gdzie nie czuła się w stanie ciągnąc dalej służby, ale nadal była zachęcana do kontynuowania działalności przez nadzorcę obwodowego, z którym rozmawiała. Dodatkowo do jej stresu miała problemy ze Świadkiem, żonatym mężczyzną, który “czynił na nią zakusy.” Zgłosiła sprawę do nadzorcy przewodniczącego w zborze, ale potem żona tego mężczyzny była zła z tego powodu.
Wkrótce Klarysa uległa załamaniu emocjonalnemu. Jej rodzice zabrali ją do domu do francuskojęzycznej części Szwajcarii, ale byłą w skrajnej depresji. Następnego ranka wyszła na dach czteropiętrowego budynku i skoczyła.
Przeżyła, ale doznała licznych złamań obu nóg i miednicy. Lekarze musieli amputować prawą nogę, poniżej kolana.
Kiedy René spotkał ją nauczyła się chodzić na protezie. Ale nigdy nie była w stanie powrócić do zdrowia po tym, co się stało. Czuła, że poniosła klęskę jako pionier, a zatem poniosła klęskę przed bogiem i że cel jej życia jest skończony. Nie mogła znaleźć dla siebie przebaczenia za to, co zrobiła. W liście skierowanym przez René do organizacja Strażnica pisze:
Naturalnie później usłyszała, że ‘nikt nie zmuszał jej do wychodzenia poza swoje możliwości w pracy pionierskiej.’ Ani te osoby, które tak komentowały, ani Klarysa nie znali potęgi ciągle powtarzanych “zaleceń” i “rad” w męczącym programie. Ale wy znacie tą potęgę i Bóg ją zna.
René uważał Klarysę za piękną kobietę mimo jej kalectwa, normalnie bystrą, przyjazną osobę. Pobrali się, po trzech latach mieli dziecko i René zabrał ja do Kalifornii w nadziei, że to ułatwi jej zerwanie z przeszłością i pokonanie jej poczucia winy i depresję. Związali się ze zborem Świadków, ale znaleźli mało zrozumienia czy ciepła i to niepokoiło Klarysę. René uznał, że jego niezdolność do dania całkowitego poparcia dla wszystkich nauk i praktyk Organizacji mogło spowodować, iż miejscowi Świadkowie nie zwracali na niego większej uwagi. Powiedział, że czuł, iż aby zdobyć pełną akceptację musiałby się “poddać wszystkim naukom bez myślenia; musiałby się stać magnetofonem, który wiernie powtarza wszystko, co jest powiedziane.” Dodaje: “Nie wiem jak długo mogłem doznawać tego wszystkiego nie wpadając samemu w depresję.”
Klarysa przeszła psychiatryczne leczenie w Szwajcarii i wróciła do Stanów Zjednoczonych, ale poprawa była minimalna i nadal miała depresję. Poczucie, że poniosła klęskę religijna trwało. René zaproponował powrót do Szwajcarii, ale ona wolała zostać w Kalifornii. Pewnej nocy w październiku 1975 r., wyszła na wizytę w szpitalu Kaisera. Nie wróciła. Następnego dnia zlokalizowano jej samochód zaparkowany blisko mostu Golden Gate. Jej ciało znaleziono pływające po wodzie zatoki. Miała 34 lata.
Wiem, że nikt nie może wiązać depresji wyłącznie z jednym źródłem. Ani René tak nie czynił, uznając nie tylko słabą konstrukcję emocjonalną swojej żony, ale również swoje własne niedoskonałości i niemożności, zastanawiając się, co więcej mógł zrobić. Lecz również nie miłą wątpliwości, że istniał główny czynnik, którzy pracował usilnie przeciwko wszystkim wysiłkom, aby przynieść ulgę żonie. Jak mówi w swoim liście do Organizacji:
Wyciągałem ramiona i serce ku niej. Ale nie wiem jak spostrzegała świat i ludzi wokół niej, nie byłem w jej skórze i protezie. Nie doznawałem jej bólu i zmartwienia. Była tym typem osoby, która nie potrafiła chronić siebie, jeśli narzuca się im program ze sprzecznymi i kolidującymi ze sobą wymogami.
… Chciałbym zalecić naszą organizację, wrażliwym ludziom, ale nie mogę z głębi serca zalecić religii, której nacisk mnie zabił i to, jestem przekonany, jest jednym z największych czynników tragedii mojej żony i innych.
Starsi zboru w Kalifornii odmówili poprowadzenia pogrzebu, opierając się na swoim rozumieniu materiału na temat pogrzebu osób, które popełniły samobójstwo, materiale w czasopiśmie Strażnica z 15 sierpnia 1975 r., strony 447, 448, (ed. pol. 1977 (XCVIII), nr 5, s. 23, 24). Powiedziano mu, że muszą ‘chronić dobrą reputację zboru.’ René nie widział słuszności takiego sztywnego poglądu. Pisał:
Nie musimy akceptować jej czynu. Był zły, był grzechem. Pogrzeb według mnie nie jest aprobatą czyjegoś stylu życia, ale aktem poparcia i miłości dla rodziny, która pozostała.
… Sam zorganizowałem pogrzeb. Poszedłem do domu pogrzebowego z moja matką. Położyłem kilka róż na jej ciele, przytuliłem ją po raz ostatni i szedłem na klęczkach i modliłem się, dziękując Bogu, za czas z nią spędzony, modląc się by o niej pamiętał w czasie zmartwychwstania. Modliłem się, żeby mi pomógł powiększyć moją miłość i świadomość potrzeb ludzi wokół mnie, aby pomógł mi wychować nasze dziecko na kochającego odpowiedzialnego chrześcijanina.
Światełko się zmieniłoWSTAWKA MOJA
Należy wspomnieć, ze dwa lata później 1 czerwca 1977 r., (ed. pol. 1977 (XCVIII), nr 23, s. 19- 23), ukazał się artykuł w Strażnicy, w którym pozwolono starszemu prowadzić pogrzeb osoby, która odebrała sobie życie w skutek “skrajnego przygnębienia lub obłąkania.” Nie było to w wyniku listu René Greutmanna, ponieważ list ten nigdy nie doszedł do Ciała Kierowniczego. Jeszcze inny przypadek spowodował dyskusje na ten temat. Głosząc odmienny pogląd w czasie dyskusji pamiętam jak osobiście zwracałem uwagę na pieśń pogrzebową Dawida po śmierci Saula i Jonatana, do której Dawid wałczył obu mężczyzn w swojej pochwale, chociaż ranny Saul chcąc uniknąć złorzeczeń ze strony Filistynów odebrał sobie życie. Zmiana w wyżej wymienionym artykule jest dobra i godna polecenia. Starsi w zborze w Kalifornii, mając ten materiał bez wątpienia byliby działali inaczej. Ale sądzę, że trzeba zauważyć, iż ich działania, myślenie, uczucia były i prawdopodobnie nadal są całkowicie kierowane przez Organizację, a nie przez ludzkie współczucie i rozumowanie oraz zasady zawarte w Piśmie czy przykład Syna Bożego. Czyniąc tą zmianę dotyczącą pogrzebów samobójców, artykuł w Strażnicy z 1 czerwca 1977, nie przedstawiła argumentu z Pisma Świętego jako powodu zmiany. Po prostu ogłosił, że “Skoro służy to tak dobrym celom, wydaje się, że chrześcijański kaznodzieja mógłby nie widzieć nic złego w przeprowadzeniu pogrzebu” w takich przypadkach. Organizacja powiedziała, a teraz starsi mogą robić, co prawdopodobnie robiliby z własnego serca i które to by normalnie motywowało ich do takiego działania.
Gdyby jednakże Organizacja nie wypowiedziała się nie czuliby się wolni do działania w taki współczujący sposób, bez wątpienia czuliby się winni, gdyby postąpili współczująco, na pewno chcieliby utrzymać swoją pozycje starszego, co byłoby zagrożone gdyby w pełni nie postępowali zgodnie z polityką Organizacji, a członkowie rodziny pogrążeni w smutku dostawaliby taką samą odmowę jak René po tragicznej śmierci żony. Zastanawiam się, co jest w tym wszystkim, co może być w jakikolwiek sposób opisane jako duchowo “rajskie.”
W jakiś czas po śmierci żony René i jego mały syn wrócili do Szwajcarii. Dowiedział się, że kiedy jego żona przechodziła leczenie w Szwajcarii, mężczyzna na służbie jako strażnik graniczny nad jeziorem Genewskim widział ją jak w ubraniu wchodziła do wody i poszedł za nią, wyciągając ją z wody. Okazało się, że żona tego człowieka znała Klarysę jako dziecko. René odwiedził ich by im podziękować za to, co zrobili dla jego zmarłej żony. W czasie rozmowy wspomniał, ze Świadkowie Jehowy nie służyli w armii, ponieważ nie chcieli zabijać. Żona tego mężczyzny odpowiedziała w taki sposób, że René nigdy tego nie zapomniał. Powiedziała, “Czasami zabijamy również słowami.”
(…)
Na początku tego rozważania wyraziłem poczucie smutku, a to, co zostało omówione jedynie potęguje ten smutek, to, co wydawało się dawać obietnicę, to, co wydawało się prowadzić do czegoś pięknego, okazało się być czymś zupełnie przeciwnym. Piękne cechy, które miano znaleźć wśród wielu zostały odwrócone od ich normalnego ujścia. Nastąpiło zdepersonalizowanie i do pewnego stopnia odczłowieczenie wskutek wyniesienia, prawie nadania boskości władzy Organizacji. Smutek jak w przypadku byłego teologa Rzymsko-Katolickiego wynika z “przykładów szkody wyrządzonej ludziom przez wypracowanie bezosobowego, niewolnego systemu.” Nie ludzkie interesy, nie miłość ludzi, które spowodowały, że Bóg dał swego Syna dla nich, ale interesy Organizacji, która podtrzymuje siebie samą i zaszczepia swoje wyznaniowe poglądy coraz większej ilości osób i rozciąga oraz podtrzymuje swoją władzę nad nimi w efekcie ‘zabijając ideę, która dała jej początek.’"
Fragment książki "IN SEARCH OF CHRISTIAN FREEDOM by Raymond Franz