Masz rację, że takie dyskusje są męczące. Ja myślałam, że ta już się skończyła, ale dzisiaj weszłam zobaczyć czy ktoś coś nowego napisał.
Ja myślę, że rozumiem o co Ci chodziło. I z czystego wygodnictwa też mogłabym sobie "potestować" paru facetów
Ale ponieważ uważam zamieszkiwanie z partnerem bez ślubu za grzech, więc takie testowanie nie było mi dane.
No więc trafiłam na męża, z którym przeżywam wzloty i upadki już ponad dekadę. I powiem szczerze, że są takie chwile, że jak się pokłócimy, to pierwszą rzeczą jaką bym zrobiła, to spakowanie jego walizek i wystawienie za drzwi. Gdybym była z nim w wolnym związku, to pewnie z czystej przekory i mojego zadziornego charakteru mogłabym po ostrej kłótni wywalić go za drzwi i zacząć życie na nowo.
No ale że mam ten "papierek" (który rzekomo nic nie zmienia, a jednak duużo zmienia), to zamiast planować kiedy spakować jego walizki, to próbuję się uspokoić. Mija godzinka - dwie i powoli zaczyna mi przechodzić zdenerwowanie. Po jakichś 3 godzinach zaczynam dostrzegać zalety u męża i nawet zaczynam z nim powoli rozmawiać i próbować się z nim pogodzić.
Gdybym miała teraz zacząć szukać nowego partnera, to byłabym bardzo wybredna. Chciałabym dosłownie księcia z bajki. Nie wiem czy z moimi obecnymi wymaganiami udałoby mi się znaleźć kogoś na stałe... Albo chociaż na kilka miesięcy...! Chyba bym się naskakała po tych kwiatkach, że hej!
To właśnie ten post udowadnia, że NIC, kompletnie NIC nie zrozumiałaś tego co napisałam.
Ani nie jestem księżniczką, ani nie mam manier księżniczki.
Nie szukałam księcia z bajki.
Po moim nieudanym doświadczeniu raczej szukałam kogoś normalnego.
Ten ktoś normalny oświadczył mi się praktycznie po miesiącu związku.
A wspólne zamieszkanie było jedynie etapem prowadzącym do ślubu.
Już na etapie spotkań i rozmów, wiedziałam, że to będzie dobry wybór pod każdym względem.
I jest.
Różnica polega jedynie na tym, że przestałam w swojej głowie ograniczać się tym, co ograniczało mnie wcześniej.
Czyli pojęciem grzechu.
Pojęcie grzechu tak naprawdę dotyczy tych, którzy należą do religii, przyjmujących taki system.
Ja jestem zwyczajnie wolna; co nie równa się skakaniu z kwiatka na kwiatek, testowaniu mężczyzn, orgiom, seksowi grupowemu, one night stands i innym rzeczom, które osobie myślącej schematycznie przychodzą do głowy.
Bo przecież w takiej przeżartej schematami głowie nie może się pomieścić, że może być... normalnie.
To nie jest tak, że jeśli z kim jesteś z powodu papierka to się powstrzymasz przed zakończeniem związku, bo ten papierek Cię powstrzyma.
Z własnego doświadczenia powiem Ci - jeśli miarka się przebierze, NIC Cię nie powstrzyma.
Po raz kolejny napiszę to samo, tylko w innej sprawie - widać nie wiesz jak to jest być w naprawdę złym małżeństwie.
W takim małżeństwie, w którym długo myślisz że nie możesz się rozwieść bo... "no... przecież sam Jehowa Was złączył".
A potem myślisz sobie "nie, to niemożliwe. Dobry Bóg nie może popierać takiej jakości w moim życiu".
Papierek nie chroni przed rozstaniem.
Tylko je spowalnia, bo trzeba iść do sądu, odczekać swoje na rozprawę itd.
A dobry związek bez papierka potrafi być nierozerwalny.
Owszem, ja w końcu papierek mam, ale głównie chodziło o to mojemu mężowi, bo to był jego pierwszy ślub.
I praktyczniej jest ze względu na dzieci, a te były planowane.
W temacie ciąży i połogu - niekoniecznie trzeba zachodzić by sprawdzić, ale myslę że pierwsza lepsza grypa jest sprawdzianem.
Moje doświadczenie powoduje, że nie będę się rozglądała za lepszym modelem.
Doceniam bardzo to co mam, mojego męża uważam za najlepszy prezent od Losu jaki mogłam dostać i dowód na to, że Bóg nie odwrócił się ode mnie gdy odeszłam z organizacji.
Dobrze, rozpisałam się, mam nadzieję, że już nie będę musiała po raz fafnasty pisać, o co mi chodzi.