Witam i chcę się z Wami podzielić czymś, co mnie dziś spotkało ze względu na wiarę, bo choć odszedłem od organizacji, nie przestałem być chrześcijaninem.
Zacznę od tego, że chodzę tu w Niemczech do szkoły językowej, by uczyć się niemieckiego. Mamy młodą, ale bardzo oczytaną nauczycielkę, która jest ateistką. Nieraz pozwala, by nasze dyskusje zeszły na całkiem nieprogramowy temat i trwały godzinę lub dłużej - jak dziś. Z kolei wszyscy z naszej klasy [jak mniemam] są wierzący (muzułmanie i chrześcijanie). Niefortunnie wypłynął dziś temat homoseksualizmu (jutro w Berlinie parada gejów). O ile nauczycielka potrafi wiele rzeczy ładnie wytłumaczyć niejednokrotnie na przykładach, które tworzą w głowie wyraziste obrazy, o tyle dziś nas zaskoczyła. Wypowiadając się nikt [tak przypuszczam] nie zamierzał nikogo obrażać, ani krytykować, ale przedstawialiśmy swój punkt widzenia podpierając argumentami z fachowej literatury czy obserwacji naturalnych procesów. Padło (min. z moich ust) stwierdzenie, że homoseksualizm jest niezgodny z naturą, na co podałem przykład, że gdyby wszyscy zostali gejami świat ludzki przestał by istnieć. No i zrobiło się gorąco! Nigdy nie widziałem, by nasza nauczycielka tak się emocjonowała i czerwieniła, tak poruszyło ją do głębi i osobiście najwyraźniej dotknęło to, co mieliśmy do powiedzenia. Inny kolega z Rosji powiedział, że homoseksualizm to choroba i coś nienormalnego. Nasza pani, jak dotąd samodzielna i odpowiadająca na nasze pytania, wątpliwości i dociekania, poskarżyła się tym razem pani dyrektor szkoły. Po przerwie przyszły we dwie z egzemplarzami konstytucji Niemiec dla każdego i zrobiło się jeszcze goręcej! Dyrektorka chciała wiedzieć kto obrażał gejów [samo to słowo już jest dla nich obraźliwe] i postraszyła, że jest to w Niemczech karalne, bo ci ludzie mają swoje prawa i jeżeli jeszcze raz coś takiego będzie miało miejsce, zostanie taki delikwent wydalony ze szkoły!!! Żadne argumenty już nie docierały, że my tylko dyskutowaliśmy i wymienialiśmy osobiste poglądy, jak to miało miejsce dotychczas. Nikt nie zamierzał nikogo obrażać, ale ocenić czy nazwać samo zjawisko na podstawie nabytej wiedzy i doświadczenia.
Co o tym myślicie Drodzy? Czy to właśnie nie są prawdziwe prześladowania ze względu na wiarę? "„Jeżeli ktoś chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i dzień po dniu bierze swój pal męki, i stale mnie naśladuje. Bo kto by chciał wybawić swą duszę, ten ją straci, ale kto by stracił swą duszę ze względu na mnie, ten ją wybawi. Właściwie jakiż pożytek odniesie człowiek, jeśli pozyska cały świat [będąc politycznie poprawnym choćby w ww temacie], lecz straci samego siebie lub dozna szkody? Bo kto by się zawstydził mnie i moich słów, tego Syn Człowieczy się zawstydzi, gdy przybędzie w chwale swojej i Ojca, i świętych aniołów." (Łukasza 9:23-26) Sorki za PNŚ ;-)
Pozdawiam!