Myślę, że akurat w tym przypadku jest wiele znakow zapytania.
czy ktoś wie dokładnie, jakie żale miał ten pan z Niemieckiego zboru, że postanowił się pożegnać? O co mu konkretnie poszło? Jakie zarzuty stawiał organizacji?
Jeśli mielibyśmy taką wiedzę, to podpytałbym dalej:
czy te zarzuty były uzasadnione? Słuszne? Czy raczej poniosły go emocja, które, jak wiemy, często zaślepiają? Czy jego żal był rozsądny, czy może się machnął w ocenie?
A jeśli mielibyśmy i tą wiedzę, to skąd wiadomo, że komitet nie udowodniłby mu, że faktycznie się myli i ze jego żale są nieuzasadnione? Może starsi dysponowali większą wiedzą jakiejś sprawy niż on? Skąd wiadomo, że nie przekonaliby, ze po prostu pojechał po bandzie?
Nie wiadomo, bo za mało danych.
Moim zdaniem, strzał w kolano. Sam nie dał sobie szansy. Jeśli miał argumenty zawsze mógł je przedstawić a nie wyskakiwać z Alkiem.
Jeśliby decyzja komitetu była negatywna, to zawsze mógłby się odwołać. Nieprawda, że komitety odwoławcze w 99% są zgodne z pierwszym.
Brałem udział w wielu komitetach i oskarżony odwoływał się. Wg. mojej oceny było pół na pół. Nie raz musiałem po prostu przyznać rację, że powody do powołania komitetu były śliskie, albo, że była skrucha, tylko my (w tym i ja!) jej nie widzieliśmy a komitet odwoławczy dostrzegł. Tak więc różnie jest.
Nie potępiałbym każdego komitetu. Choć niekiedy dali ciała