Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?  (Przeczytany 8920 razy)

Offline PoProstuJa

Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« dnia: 30 Maj, 2016, 00:49 »
Założyłam ten wątek, bo od dłuższego czasu (mam na myśli kilka miesięcy) zmagam się z problemem życia w "rozdwojeniu jaźni".

Z jednej strony nadal jestem w organizacji ŚJ, a z drugiej strony wcale już się w niej dobrze nie czuję. A konkretnie źle czuję się z naukami Ciała Kierowniczego, które już nie z roku na rok, ale z miesiąca na miesiąc, stają się coraz bardziej absurdalne.
Idę na zebranie i zamiast pokrzepiać się duchowo, to się wnerwiam - na wykłady braci, akapity w Strażnicy, na wykłady obwodowego (o treści, np.: rzuć pracę i idź głosić, a jeśli nie pionierujesz i opuszczasz jakieś zebrania, to znaczy, że jesteś słaby duchowo!).
Przechodziłam w ciągu tych miesięcy różne etapy i teraz dopadł mnie etap wnerwienia.

Ja mam pytanie do tych, którzy są poza zborem, ale żyli w podobnym stanie jak ja oraz do tych, którzy jeszcze są w organizacji i muszą sobie radzić z rozdwojeniem jaźni - jak to robicie? Bo ja czasem mam takie momenty, że czuję, że zaraz wybuchnę. Przejdzie mi to?  ;D

Najgorsze jest to, że ja zawsze uważałam, że jestem wolna. Ale odkąd ujrzałam organizację w "nowym świetle", to widzę, że była to złudna wolność. Bo teraz muszę się pilnować żeby na mieście nie zobaczył mnie ktoś ze zboru jak rozmawiam np. z osobą wykluczoną i muszę się pilnować żeby nie strzelić jakiejś gafy (np. napisać komentarza na forum i przez przypadek nie wysłać go w mailu do starszego mojego zboru  ;D
albo powiedzieć do starszego: Bracie, budujące są te filmiki ze Zgromadzenia, a on zapyta: Jakie filmiki? Przecież Zgromadzenie dopiero za tydzień!  ;D ).

Jak tak dalej pójdzie, to odeślą mnie do wariatkowa z rozpoznaniem manii prześladowczej!  ;D
« Ostatnia zmiana: 30 Maj, 2016, 01:00 wysłana przez PoProstuJa »


Gorszyciel

  • Gość
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #1 dnia: 30 Maj, 2016, 01:00 »
Słuchaj, mam podobne odczucia. Tylko zamiast wnerwiania się na te rzeczy, o których napisałaś, załamuję się - głupotą i/lub perfidią ich "rad".
Przykład głupoty - totalnej:

"Marta jednak, chcąc uprzyjemnić Jezusowi pobyt, przygotowuje specjalny posiłek i zajmuje się innymi obowiązkami. Ale cała ta praca przysparza jej niepotrzebnych trosk, przez co zaczyna się ona denerwować na Marię. Jezus zauważa, że Marta stara się zrobić za dużo, więc mówi do niej życzliwie: „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele rzeczy”. Następnie sugeruje, że wystarczyłaby tylko jedna potrawa. Kierując uwagę na Marię, wskazuje, że niczego nie zaniedbała: „Maria zaś wybrała dobrą cząstkę i ta nie zostanie jej odebrana”. Być może Maria szybko zapomniała, co jadła tamtego wyjątkowego dnia, ale zapewne nigdy nie zapomniała pochwały i wybornego pokarmu duchowego, który otrzymała dzięki temu, że poświęciła Jezusowi całą swoją uwagę. Ponad 60 lat później apostoł Jan napisał: „Jezus miłował Martę oraz jej siostrę” (Jana 11:5). Te natchnione słowa z pewnością świadczą, że Marta wzięła sobie do serca życzliwe skarcenie udzielone jej przez Jezusa i dokładała starań, by przez resztę życia wiernie służyć Jehowie."
(artykuł pt. "Służ Jehowie bez rozpraszania uwagi", akapit 4 - w15 15.10 s. 19)


Offline Lila

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #2 dnia: 30 Maj, 2016, 01:05 »
Im mniejszy kontakt z wts na żywo, a większy z normalnym życiem, tym powinno być lepiej :)
W moim przypadku najgorzej było, jak żyłam z tym sama. Ale jak przestałam całkiem łazić na zebrania, rodzicom zakomunikowałam co myślę o organizacji, to się znacznie uspokoiłam. Teraz nerwy mam jak czytam newsy na forach i oglądam te badziewne filmy. Robię to, żeby być na bieżąco przed rodziną i móc zadawać pytania pobudzające do myślenia :)
W tej chwili mam większe poczucie bezsilności niż nerwy...


Offline Panter

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #3 dnia: 30 Maj, 2016, 02:16 »
Przykład głupoty - totalnej:

"Marta jednak, chcąc uprzyjemnić Jezusowi pobyt, przygotowuje specjalny posiłek i zajmuje się innymi obowiązkami. Ale cała ta praca przysparza jej niepotrzebnych trosk, przez co zaczyna się ona denerwować na Marię. Jezus zauważa, że Marta stara się zrobić za dużo, więc mówi do niej życzliwie: „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele rzeczy”. Następnie sugeruje, że wystarczyłaby tylko jedna potrawa. Kierując uwagę na Marię, wskazuje, że niczego nie zaniedbała: „Maria zaś wybrała dobrą cząstkę i ta nie zostanie jej odebrana”. Być może Maria szybko zapomniała, co jadła tamtego wyjątkowego dnia, ale zapewne nigdy nie zapomniała pochwały i wybornego pokarmu duchowego, który otrzymała dzięki temu, że poświęciła Jezusowi całą swoją uwagę. Ponad 60 lat później apostoł Jan napisał: „Jezus miłował Martę oraz jej siostrę” (Jana 11:5). Te natchnione słowa z pewnością świadczą, że Marta wzięła sobie do serca życzliwe skarcenie udzielone jej przez Jezusa i dokładała starań, by przez resztę życia wiernie służyć Jehowie."
(artykuł pt. "Służ Jehowie bez rozpraszania uwagi", akapit 4 - w15 15.10 s. 19)

Dla mnie super rada!  zwłaszcza do natychmiastowego zastosowania w czasie tygodnia obsługi w zborze np w kwestii wyboru potraw dla goszczonego w domu nadzorcy obwodu.
Czy będzie nietaktem podanie przysłowiowej "herbaty i słonych paluszków"   i tak przez wszystkie 5 dni obsługi w kolejnych 5 domach?   ;)

PoProstuJa w pełni cię rozumiem. Pomimo iż moje wybudzenie rozpoczęło się przeszło 10 lat temu, emocje są nadal mocne, czasem bardzo...
Dziś właśnie byłem na zebraniu, (wspomniana obsługa) i mimo wszystko trudno było mi zachować wewnętrzny spokój.

Ale to tez sprawa indywidualna, bo każdy ma inną odporność i wytrzymałość na serwowany "zestaw firmowy" ze stołu jw.org


Offline Tadeusz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 348
  • Polubień: 2703
  • Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane...
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #4 dnia: 30 Maj, 2016, 07:33 »
Ale to tez sprawa indywidualna, bo każdy ma inną odporność i wytrzymałość na serwowany "zestaw firmowy" ze stołu jw.org

Na "zestawy firmowe" - jak czytam - wielu już się uodporniło  ;D traktując to jako niestrawną papkę, zwykle ignorowaną  ;D
Ale pojawiające się od czasu do czasu "danie dnia" w postaci coraz bardziej bzdurnych "jaśniejszych świateł" potrafi szarpnąć bebechami najbardziej zaprawionych ŚJ  ;D
Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane i będzie miał w nadmiarze; ktokolwiek zaś nie ma, temu również to, co ma, zostanie odebrane.


Offline gorolik

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #5 dnia: 30 Maj, 2016, 07:36 »
Też miałem etap może z rok, że coraz bardziej drażniło mnie przebywanie z "braćmi" na zebraniach.
Dlatego w najpierw odstawiłem "głoszenie" a pół roku później całe "towarzystwo".
Ułatwiła mi to decyzja mojej żony- też przerwała kontakt, ona z kolei po słynnym przesłuchaniu
w Australii, gdzie padło przecież jawne kłamstwo. A tego nie da się przełknąć (przynajmniej dla mnie )
Ale przyczynił się też koordynator swoją natarczywością.
I od tej chili już jest lepiej. Każdy pobyt na sali tylko powiększa trudności.
A przecież pan Jezus powiedział, że dwóm panom nie da się służyć.
To jest chyba twój problem PoProstuJa, na coś trzeba się zdecydować.
A nie jest to prawdą (w WTS prawda to pojęcie względne ), że poza organizacją nie ma czego szukać.
 


Offline TomBombadil

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #6 dnia: 30 Maj, 2016, 08:15 »
Im mniejszy kontakt z wts na żywo, a większy z normalnym życiem, tym powinno być lepiej :)
W moim przypadku najgorzej było, jak żyłam z tym sama. Ale jak przestałam całkiem łazić na zebrania, rodzicom zakomunikowałam co myślę o organizacji, to się znacznie uspokoiłam. Teraz nerwy mam jak czytam newsy na forach i oglądam te badziewne filmy. Robię to, żeby być na bieżąco przed rodziną i móc zadawać pytania pobudzające do myślenia :)
W tej chwili mam większe poczucie bezsilności niż nerwy...

Ja też miałam rozstrój nerwowy jak zmuszałam się do chodzenia.Od kiedy zerwałam kontakt zborowy,wrócił spokój. I faktycznie rewelacje z literatury,czy filmiki przyspieszają mi akcję serca i wpadam w otchłań bezsilności. Moi najbliżsi zabraniają mi zaglądać w stronę wts.Oni otrzepali się i temat zamknięty.
 


Offline Salome

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #7 dnia: 30 Maj, 2016, 08:42 »
PoProstuJa - też się zastanawiam nad Twoim pytaniem każdego dnia.
Przebudziłam się rok temu. Na początku stopniowo, powoli. Myślałam, że jakoś to będzie. Jeszcze dawałam radę chodzić na zebrania i zgromadzenia. Ciągle żyję w poczuciu rozdwojenia. Ostatni raz na Sali byłam na wykładzie po pamiątkowym. Kocham Pana Boga i Pana Jezusa, czytam Biblię i mam potrzeby duchowe. „System” mnie powoli wypluwa sam. Nie jestem wykluczona,  ale nie wiem, czy mogę się nazywać jeszcze ŚJ.
Boję się wykluczenia, dlatego siedzę w podziemiu i podziwiam wielu z Was, że tak się potrafiliście odciąć.

Gnębi mnie sumienie-czy są jakieś zagłuszacze wyrzutów sumienia? Poza używkami i psychotropami? Co dalej ? Co dalej?
"Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele" Walter Lippmann


Offline Roszada

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #8 dnia: 30 Maj, 2016, 10:15 »
Założyłam ten wątek, bo od dłuższego czasu (mam na myśli kilka miesięcy) zmagam się z problemem życia w "rozdwojeniu jaźni".
A ja początkowo myślałem, że przybyłaś tu z misją.
Wprost roznosiłaś nas. :)
A teraz okazuje się, że na dwa fronty jechałaś. ;D
Nie poznaję Cię. :-\


Offline ups

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #9 dnia: 30 Maj, 2016, 10:51 »
Bo ja czasem mam takie momenty, że czuję, że zaraz wybuchnę. Przejdzie mi to?  ;D

Z czasem staniesz się bardziej jednoznaczna w "jedną" lub "drugą" stronę.
Odpowiedz na zadane pytanie otrzymasz zależnie od tego, komu je zadasz i gdzie je zadasz.
Od adresatów pytań otrzymasz motywację, której szukasz. Widać, jej potrzebujesz tu, skoro pytasz tu.
 I mogą tu paść ciekawe analogie dotyczące "karmienia umysłu" lub "towarzystwa, które wpływa odpowiednio na obyczaje".

Otoczenie pilnie i z podziwem obserwuje twój wzrost...

A ja początkowo myślałem, że przybyłaś tu z misją.
(...)
Nie poznaję Cię. :-\
« Ostatnia zmiana: 30 Maj, 2016, 11:01 wysłana przez ups »


Offline Hippopotamus

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #10 dnia: 30 Maj, 2016, 10:53 »

Boję się wykluczenia, dlatego siedzę w podziemiu i podziwiam wielu z Was, że tak się potrafiliście odciąć.





Być może łatwo mi to pisać jako osobie postronnej, ale nie obawiaj się odcięcia. Ja byłem wychowywany w rodzinie ŚJ, przyjąłem chrzest, przyprowadziłem nawet jedną osobę do organizacji i przez wiele lat byłem aktywny. Ale też obserwowałem, jak zmienia się organizacja, jak zanika duch braterstwa z lat 90., jak WTS przeobraża się w korporację religijną, nastawioną na pozyskiwanie pieniędzy od swoich członków. Uważam, że organizacja mocno odeszła od prawdziwego wielbienia. Poza WTS jest miejsce na oddawanie czci Bogu i Jezusowi, myślę, że podstawą jest osobista więź i godne postępowanie. Rozumiem Twoje rozterki, bo sam formalnie jestem nieczynnym ŚJ, ale od odejścia powstrzymuje mnie tylko kontakt z ojcem. Nigdy nie mieliśmy jakichś bliskich relacji. Ojciec zbliża się już do wieku, kiedy trzeba będzie poświęcić mu czas i okazać pomoc. Niestety, odbyliśmy wiele rozmów i powiedział wprost, że jeśli się odłączę, ograniczy kontakty ze mną do minimum. Tak oto bezduszna korporacja niszczy więzy rodzinne.
Mimo to mówię wprost o moich odczuciach, rozmawiam o działaniach korporacji i nie kryję, co o nich myślę. Pozbyłem się z domu wszelkiej literatury, zostawiłem tylko Pismo Święte Nowego Świata i poradnik TSKK (akurat bardzo użyteczny). Prowadzimy z żoną szczęśliwe życie, cieszymy się naszą miłością i radośnie witamy każdy dzień, z dala od religijnej korporacji, która uzależnia ludzi od siebie i rozbija rodziny. Czego i Tobie życzę.


Offline M

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #11 dnia: 30 Maj, 2016, 11:22 »
Ja mam pytanie do tych, którzy są poza zborem, ale żyli w podobnym stanie jak ja oraz do tych, którzy jeszcze są w organizacji i muszą sobie radzić z rozdwojeniem jaźni - jak to robicie? Bo ja czasem mam takie momenty, że czuję, że zaraz wybuchnę. Przejdzie mi to?  ;D

Przejdzie. Myślę, że większość z nas miała taki etap, w którym jeszcze nie byliśmy gotowi zerwać ze zborem, gotowi powiedzieć sobie szczerze że jednak byłem w błędzie, zostałem oszukany, byłem w sekcie, ale z drugiej strony już widzieliśmy te wszystkie błędy i obłudę, które nie dawały nam spokoju. Z mojego doświadczenia wynika, że działa tutaj coś co pewien psychiatra określił jako "5 etapów żałoby":

Cytuj
Zaprzeczenie – „To się nie dzieje”, „Mi to się nie może zdarzyć”
To niedowierzanie i poczucie bezradności, zagubienia. To mechanizm obronny, próba odrzucenia od siebie myśli o tragedii.
Gniew – „Dlaczego to się wydarzyło?”, „Kogo za to winić?”
Pojawia się, gdy człowiek zaczyna rozumieć, że zaprzeczanie nie ma sensu.
Negocjacja – „Oddam wszystko, byle tylko…”
Często myślimy, że możemy coś zrobić, by odwrócić sytuację. Że możemy coś poświęcić, byle tylko tragedia nas nie dotknęła.
Depresja – „Po co żyć dalej?”, „Nic już nie ma sensu”
Wreszcie uświadamiamy sobie, że nic nie możemy poradzić. Powoduje to pojawienie się smutku, utratę sensu życia. Trudno nas wtedy pocieszyć.
Akceptacja – „Będzie dobrze”, „Trzeba z tym sobie jakoś poradzić”
Pojawia się spokój i zrozumienie. Uświadomienie sobie, że trzeba sobie poradzić z tym, co się wydarzyło.

Oczywiście nie jest to reguła i nie każdy musi przechodzić wszystkie te etapy, ale u prawie każdej osoby która się wybudzała widziałem Zaprzeczenie, Gniew i Depresję. Ja aktualnie jestem chyba właśnie na etapie depresji (pomieszanej z gniewem, stąd moje działanie na forum ;)). Oczywiście ostatecznym etapem który najlepiej jest jak najszybciej osiągnąć to Akceptacja bo wtedy można dopiero w zgodzie z samym sobą naprawdę pójść dalej w życiu i na nowo zacząć się nim cieszyć. Czego Tobie, sobie i wszystkim nam życzę :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #12 dnia: 30 Maj, 2016, 12:01 »
 Ja byłam nastolatką ale jeszcze niepełnoletnia, na garnuszku rodziców gdy prowadziłam ,, podwójne życie". Szłam na zebranie, czytałam publikacje, przygotowywałam się do szkoły, szłam głosić, ale robiłam to na sztukę, na odwal się, bez przekonania i czekałam aby jak najszybciej się skończyło.

Pamiętam na jednym z zebrań, gdzieś sobie bujałam w obłokach, patrząc w okno i nagle wyrwano mnie do odpowiedzi.
Brat prowadzący chyba widział moje zachowanie i tak chciał mnie przywołać do porządku( delikatnie mówiąc). Słyszę jak mówi do mnie....siostro Anno prosimy o odpowiedź, a ja nie wiem co powiedzieć. Nagle za plecami słyszę podpowiedź....czy Adam z Ewą w pierwszej fazie doceniali raj?
Nabrałam powietrza i mówię co pierwsze mi przyszło na myśl...jak tak patrzę za okno i słyszę ten gwar i hałas dochodzący z ulicy to na pewno tak, byli prawdziwymi szczęściarzami.
Nie do końca o to chodziło, ale jakoś wybrnęłam. Zaskakujące było coś innego, za mną ani bok mnie nikt nie siedział, nikogo nie było aby mi podpowiedział. Duchy czy co? :D

Jednak najgorzej czułam się gdy szłam głosić, czułam się podle, mówiłam ludziom coś w co nie wierzyłam. Dosłownie łgałam im w żywe oczy.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Inka

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #13 dnia: 30 Maj, 2016, 12:57 »
Witaj PoProstuJa, też przez jakiś czas żyłam w rozdwojeniu i tak się nie da. Nie da się normalnie żyć, oni na to nie pozwolą. Mają wobec Ciebie wymagania, oczekiwania, uważają ,że mają prawo do Twoich wyjaśnień, znajomości Twego życia prywatnego. Nie zostawią w spokoju. U mnie były to telefony, na spotkania nie zezwoliłam. Wycwanili się i dzwonili nie ze swoich telefonów /nie odbierałam/tylko z mi nieznanych numerów. Po ostatnim takim telefonie napisałam list o wystąpieniu. Poczułam się wolna, zgodna sama ze sobą, niezależna w decyzjach. Najlepsze są jasne sytuacje dla obu stron. Życzę odwagi.


Offline Tadeusz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 348
  • Polubień: 2703
  • Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane...
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #14 dnia: 30 Maj, 2016, 13:16 »
Obawiam się, że w wielu wypadkach choć na brak odwagi nie można narzekać - sama odwaga nie wystarcza  :(
Tak jest w obliczu ostracyzmu  :-\
Tak już jesteśmy zbudowani i wychowani, że więzi społeczne i rodzinne są bardzo silne. A perspektywa ich zerwania, gdy brak jednocześnie poczucia winy, jest naprawdę dramatyczna.  >:(
Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane i będzie miał w nadmiarze; ktokolwiek zaś nie ma, temu również to, co ma, zostanie odebrane.