Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?  (Przeczytany 8922 razy)

Offline PoProstuJa

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #15 dnia: 30 Maj, 2016, 22:51 »
Dzięki za wypowiedzi :)
Czyli każdy z nas różnie to przeżywa albo jest na innym etapie, ale suma sumarum odczucia mamy podobne :)

Oczywiście najłatwiej byłoby oficjalnie się odłączyć i już. Ale żeby podjąć taką decyzję, to trzeba po pierwsze być do niej przekonanym na 100%, a po drugie być na to przygotowanym. Mieć stworzone zaplecze jakichś znajomych i przyjaciół, którzy przygarną nas po utracie braci ze zboru.

Choć do wielu zaleceń (nakazów) CK nie zawsze się stosowałam, to niestety sumiennie wypełniałam zalecenie, by mieć znajomych/przyjaciół tylko w zborze. W sumie mam dobre kontakty z ludźmi spoza zboru, ale są one zazwyczaj powierzchowne, bo nie dążyłam do zażyłości z tymi osobami. A zatem opuszczenie zboru naprawdę wiązałoby się z utratą całej siatki znajomych. A na razie na takie całkowite odcięcie od wszystkich nie jestem gotowa.
Plusem jest to, że dzięki temu, że podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z bliskimi osobami ze zboru, to odkryłam, że oni też czują to co ja. To mnie bardzo pokrzepiło, że nie jestem w tym sama. Ale fakt faktem, że te bliskie osoby nie zamierzają (na razie) odchodzić ze zboru, więc gdybym się odłączyła, to nie mogłabym mieć z nimi oficjalnych kontaktów towarzyskich (bo wtedy oni mieliby problemy).

Na zebrania chodzę (jednak coraz rzadziej), ale do służby już prawie wcale (chyba, że ktoś mnie wyciągnie). Mam nadzieję, że starsi zboru uznają mnie po prostu za słabą duchowo i nie będą się o nic dopytywać i się narzucać. Ja mam z nimi pozytywne stosunki, więc mam nadzieję, że nie będą oni prowadzić żadnego śledztwa w mojej sprawie  ;D

Chociaż kto to wie jakie teraz są najnowsze wytyczne jeśli chodzi o traktowanie "słabych"?! Pewnie moje nazwisko już tam widnieje w bazie w Nadarzynie jako mało aktywnej! ;D

Za pozytyw mogę uznać to, że sama odkryłam drugie oblicze WTS i nawet w razie ewentualnej groźby wykluczenia, nie byłabym tym aż tak załamana. Największy zgryz mają bowiem te osoby, które są wykluczane choć kochają nauki CK. Tacy uważają, że dużo stracili i żyją z poczuciem winy. Ja na szczęście już poczucia winy nie przeżywam. I cieszę się, że mój mąż jest na podobnym etapie co ja - więc nie ma takiej opcji, że po moim ewentualnym odłączeniu będziemy jadali obiady przy innych stołach (jak wierzący z niewierzącą) ;D

« Ostatnia zmiana: 30 Maj, 2016, 22:54 wysłana przez PoProstuJa »


Offline M

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #16 dnia: 31 Maj, 2016, 00:37 »
Plusem jest to, że dzięki temu, że podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z bliskimi osobami ze zboru, to odkryłam, że oni też czują to co ja. To mnie bardzo pokrzepiło, że nie jestem w tym sama. Ale fakt faktem, że te bliskie osoby nie zamierzają (na razie) odchodzić ze zboru, więc gdybym się odłączyła, to nie mogłabym mieć z nimi oficjalnych kontaktów towarzyskich (bo wtedy oni mieliby problemy).

Na zebrania chodzę (jednak coraz rzadziej), ale do służby już prawie wcale (chyba, że ktoś mnie wyciągnie). Mam nadzieję, że starsi zboru uznają mnie po prostu za słabą duchowo i nie będą się o nic dopytywać i się narzucać. Ja mam z nimi pozytywne stosunki, więc mam nadzieję, że nie będą oni prowadzić żadnego śledztwa w mojej sprawie  ;D

Pozwól droga siostro, że wujek M powie Ci pare rzeczy z doświadczenia i obserwacji tego jak ta cala machina działa :). Może pozwoli Ci to uniknąć problemów lub rozczarowań.

Po pierwsze - "przyjaciele w zborze" - to bardzo dobrze, że znajdujesz osoby, które podzielają Twoje poglądy. W moim wypadku to właśnie przyjaźń zbiorowa sprawiła, ze w kilka osób sami doszliśmy do tego że WTS to zwyczajna sekta. Ale słowo przestrogi! Podobnie jak to tłumaczono w filmie Matrix - dopóki te osoby są częścią systemu, dopusty system może je wykorzystać żeby sie do Ciebie dobrać. To nie żart, osobiście odczułem na własnej skórze, a także widziałem jak 20-letni przyjaciel potrafi nakablować do starszych że ten i ten "rujnował jego wiarę" bo negatywnie wypowiadał sie o nowinkach organizacyjnych. Dlatego chociaż jestem zdania że póki jest sie w zborze warto ostrożnie rozmawiać, bo można w ten sposób pomoc innym, to jednak trzeba brać pod uwagę, że istnieje prawdopodobieństwo wpadki.

Druga rzecz - chociaż nie wiem jak bardzo widoczna byłaś w zborze wcześniej, ale szansa że odpłyniesz niezauważona jest bardzo mała. Musisz liczyć sie z tym, że starsi zaczną dopytywać, dzwonić, umawiać sie na wizyty pasterskie. Przygotuj sie wcześniej co byś chciała im powiedzieć. Mogą Cię nawet wypytywać czy nadal wierzysz że niewolnik daje nam prawdziwy pokarm na czas słuszny, ostatnio z powodu odpływu są na tym punkcie bardzo wyczuleni. Nie przyznawaj sie do żadnych watpliwości i najlepiej nie zgadzaj sie na żadne rozmowy. Możesz powiedzieć że nie czujesz sie na siłach, że to są osobiste rzeczy o których wolałabyś nie mowić. Bez dowodów w postaci Twojego przyznania sie do "winy" lub dwóch świadków "odstępstwa" (czyt. mówienia czegokolwiek negatywnie nt. organizacji, niewolnika bądź starszych) nic Ci nie mogą zrobić.

Mówisz że masz pozytywne stosunki ze starszymi, to miłe :). Ja też miałem ze swoimi pozytywne stosunki. Uważaliśmy sie za bliskich przyjaciół i ogólnie utrzymywaliśmy stosunki towarzyskie. Nie przeszkodziło im to jednak urządzić na mnie nagonki w zborze, prowadzenia dochodzenia w kilku różnych zborach co też odstępczego ludziom mówiłem i wreszcie wygłosić przemówienia o odstępstwie w zborze podając szczegóły które trafiały we mnie osobiście, choć potem sie zapierali że to wcale nie o mnie chodziło.

Co do kartoteki w Nadarzynie to Ty jeszcze raczej takowej nie posiadasz. Posiadają ją wszystkie osoby, które stały sie nieczynne w poprzednim roku służbowym i zapewne w tym roku bedą tę listę aktualizować.
« Ostatnia zmiana: 31 Maj, 2016, 00:40 wysłana przez M »


Offline PoProstuJa

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #17 dnia: 31 Maj, 2016, 00:53 »
Pozwól droga siostro, że wujek M powie Ci pare rzeczy z doświadczenia i obserwacji tego jak ta cala machina działa :). Może pozwoli Ci to uniknąć problemów lub rozczarowań.

Po pierwsze - "przyjaciele w zborze" - to bardzo dobrze, że znajdujesz osoby, które podzielają Twoje poglądy. W moim wypadku to właśnie przyjaźń zbiorowa sprawiła, ze w kilka osób sami doszliśmy do tego że WTS to zwyczajna sekta. Ale słowo przestrogi! Podobnie jak to tłumaczono w filmie Matrix - dopóki te osoby są częścią systemu, dopusty system może je wykorzystać żeby sie do Ciebie dobrać. To nie żart, osobiście odczułem na własnej skórze, a także widziałem jak 20-letni przyjaciel potrafi nakablować do starszych że ten i ten "rujnował jego wiarę" bo negatywnie wypowiadał sie o nowinkach organizacyjnych. Dlatego chociaż jestem zdania że póki jest sie w zborze warto ostrożnie rozmawiać, bo można w ten sposób pomoc innym, to jednak trzeba brać pod uwagę, że istnieje prawdopodobieństwo wpadki.

Druga rzecz - chociaż nie wiem jak bardzo widoczna byłaś w zborze wcześniej, ale szansa że odpłyniesz niezauważona jest bardzo mała. Musisz liczyć sie z tym, że starsi zaczną dopytywać, dzwonić, umawiać sie na wizyty pasterskie. Przygotuj sie wcześniej co byś chciała im powiedzieć. Mogą Cię nawet wypytywać czy nadal wierzysz że niewolnik daje nam prawdziwy pokarm na czas słuszny, ostatnio z powodu odpływu są na tym punkcie bardzo wyczuleni. Nie przyznawaj sie do żadnych watpliwości i najlepiej nie zgadzaj sie na żadne rozmowy. Możesz powiedzieć że nie czujesz sie na siłach, że to są osobiste rzeczy o których wolałabyś nie mowić. Bez dowodów w postaci Twojego przyznania sie do "winy" lub dwóch świadków "odstępstwa" (czyt. mówienia czegokolwiek negatywnie nt. organizacji, niewolnika bądź starszych) nic Ci nie mogą zrobić.

Mówisz że masz pozytywne stosunki ze starszymi, to miłe :). Ja też miałem ze swoimi pozytywne stosunki. Uważaliśmy sie za bliskich przyjaciół i ogólnie utrzymywaliśmy stosunki towarzyskie. Nie przeszkodziło im to jednak urządzić na mnie nagonki w zborze, prowadzenia dochodzenia w kilku różnych zborach co też odstępczego ludziom mówiłem i wreszcie wygłosić przemówienia o odstępstwie w zborze podając szczegóły które trafiały we mnie osobiście, choć potem sie zapierali że to wcale nie o mnie chodziło.

Co do kartoteki w Nadarzynie to Ty jeszcze raczej takowej nie posiadasz. Posiadają ją wszystkie osoby, które stały sie nieczynne w poprzednim roku służbowym i zapewne w tym roku bedą tę listę aktualizować.

Dzięki M za cenne rady!

No właśnie mnie niestety ta konspiracja będzie coraz bardziej męczyła. Trzeba co chwilę się pilnować i pamiętać co się komu powiedziało. I uważać komu można coś powiedzieć, a komu lepiej się nie przyznawać do swoich myśli i uczuć.

Za te najbliższe dwie osoby, to jestem pewna na 99,9%, bo one są w podobnej sytuacji jak ja. No to chyba nie będziemy sypać na siebie nawzajem?!  ;D

Ale pozostali to są tacy bliżsi do spotkań towarzyskich, ale nie do rozmowy o CK. Owszem, czasem jakąś informację się im przemyci, ale nigdy nie mogę mieć pewności, że nie chlapną tego dalej. Jednej osobie powiedziałam co myślę na temat niektórych nauk CK i wcale się nie zdziwię jak kiedyś usłużnie na mnie doniesie (choć jej się to nie opłaca, bo straciłaby wtedy moje towarzystwo, a nie ma raczej innego w zborze).

Kiedyś czytałam, że kłamcy i taksówkarze w Londynie mają większy mózg, bo muszą zapamiętać sporo faktów i nazw ulic. Ja niedługo będę chodzić z taką czaszką jak te postacie z filmu Jajogłowi!  ;D


Offline Lila

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #18 dnia: 31 Maj, 2016, 01:14 »
W sumie mam dobre kontakty z ludźmi spoza zboru, ale są one zazwyczaj powierzchowne, bo nie dążyłam do zażyłości z tymi osobami. A zatem opuszczenie zboru naprawdę wiązałoby się z utratą całej siatki znajomych. A na razie na takie całkowite odcięcie od wszystkich nie jestem gotowa.
Plusem jest to, że dzięki temu, że podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z bliskimi osobami ze zboru, to odkryłam, że oni też czują to co ja. To mnie bardzo pokrzepiło, że nie jestem w tym sama.


W pewnym momencie odkryjesz pewno, że to właśnie w zborze miałaś powierzchowne kontakty, oparte tylko i wyłącznie na jednym fakcie bycia w organizacji.
Ze znajomymi w "świecie" możesz porozmawiać na milion różnych tematów, a to daje możliwość poznać ludzi o podobnym do nas światopoglądzie - takim naprawdę podobnym. Oni nie mają żadnego przymusu mówić tego, co im wdrukowano w mózgi i korzystają z tej możliwości :)
Ja w tej chwili jak spotykam świadków, to nie mam o czym rozmawiać. Okazuje się, że osoby, z którymi miałam niezły kontakt, są mi zupełnie obce. Co nas kiedyś łączyło? Wyłącznie zbór. Na pewno nie zainteresowania, światopogląd. Naprawdę prowadzę ciekawsze rozmowy z obcymi ludźmi poznanymi w pociągu, czy u lekarza.
Już to gdzieś pisałam, że wraz z odejściem z wts otworzyła mi się jakaś "klapka". Stałam się bardziej otwarta na nowych ludzi, a to, że nie poczuwam się do obowiązku głoszenia im, daje mi swobodę.
Łapię się na tym, że idę i się uśmiecham do ludzi. Tak po prostu. Już kilka razy mi się zdarzyło, że malutkie dzieci się do mnie uśmiechają i dopiero po tym orientuję się, że mam zadowolony wyraz twarzy. Codzienne życie staje się prostsze. Jak w czasie świąt pani w sklepie składała klientom życzenia, to grzecznie podziękowałam i odwzajemniłam, bez ciężaru, że biorę udział w fałszywym kulcie. Z takich drobnostek rodzą się znajomości.
Mnie najbardziej pomaga to, że zdjęłam z siebie ciężar osądzania i zbawiania, ciągłego zachowywania się na świadectwo ludziom. Tak naprawdę nie zachowuję w żaden inny sposób, jestem sobą, ale nie analizuję ciągle innych, nie oceniam. A to, że nie przylepiam już nikomu świadkowskiej łatki z kim się zobaczę/nie zobaczę w raju jest bezcenne :)


Offline gangas

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #19 dnia: 31 Maj, 2016, 01:33 »
   PPJ cyt;

Oczywiście najłatwiej byłoby oficjalnie się odłączyć i już. Ale żeby podjąć taką decyzję, to trzeba po pierwsze być do niej przekonanym na 100%, a po drugie być na to przygotowanym. Mieć stworzone zaplecze jakichś znajomych i przyjaciół, którzy przygarną nas po utracie braci ze zboru.

I po części to jest problem świadków, którzy chcą odejść. Pierwsze pytanie dokąd i tak ci, co brali do serca rady ck aby odciąć się zupełnie od świata i przyjaciół, czy znajomych w nim tkwiących mają większy problem. Już w szkole średniej poznałem światusów, którzy byli super ludźmi i w dorosłym życiu takich, co więcej pomogli i bardziej można było na nich liczyć niż na zborowe cyborgi. :P
 Tak więc z towarzystwem nie miałem problemu. Zostali ci co powinni. Miałem przez chwilę wyrzuty a bo to czwartek a ja nie na zebraniu a to niedziela zbiórka a to wtorek książka itd itd. A mnie ni ma.
 Po części to jak po utracie sympatii w młodym wieku. Po Prostu trzeba zająć się czymś innym. Biznesem, ogródkiem, rowerem i nie unikać znajomych a jeśli jest ich mało, nawiązuj nowe kontakty. To tak ode mnie a poza tym reszta się zgadza. :D :D :D
« Ostatnia zmiana: 31 Maj, 2016, 01:57 wysłana przez M »
Jutro to dziś tyle że jutro.


Offline gorolik

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #20 dnia: 31 Maj, 2016, 07:40 »
Chciałem napisać kilka mądrych zdań, ale trzej poprzednicy już wszystko opisali.
Jest tylko jeszcze jeden aspekt- sumienie.
Jak długo można oszukiwać innych ,a przede wszystkim siebie.
A kiedy się wierzy i ufa Bogu, to naprawdę nas nie zostawi.
pozdrawiam


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #21 dnia: 31 Maj, 2016, 07:43 »

Po pierwsze - "przyjaciele w zborze" - to bardzo dobrze, że znajdujesz osoby, które podzielają Twoje poglądy. W moim wypadku to właśnie przyjaźń zbiorowa sprawiła, ze w kilka osób sami doszliśmy do tego że WTS to zwyczajna sekta. Ale słowo przestrogi! Podobnie jak to tłumaczono w filmie Matrix - dopóki te osoby są częścią systemu, dopusty system może je wykorzystać żeby sie do Ciebie dobrać.


   O tym samym pomyślałam, że ci ,,przyjaciele" mogą dać przejaw swojej ,,silnej" wiary i ,, miłości" do siostry, zwyczajnie na nią kablując.


   
I po części to jest problem świadków, którzy chcą odejść. Pierwsze pytanie dokąd i tak ci, co brali do serca rady ck aby odciąć się zupełnie od świata i przyjaciół, czy znajomych w nim tkwiących mają większy problem.

  Gdy jeszcze czasem widywałam się ze siostrą , były momenty że to organizacyjne życie i obowiązki ją uwierały i czasem się rozkleiła.
Wtedy pytałam....a więc po co tam kiśniesz? Czemu nie piź... tego i nie odejdziesz?
Wtedy mi odpowiadała...a gdzie pójdę, jak tam zostawię całe moje życie, przyjaciół, wiarę, idee?  Cóż mogłam jej powiedzieć, że idee w życiu mogą ulec zmianie, że kłamstwa wcale nie staną się prawdą, tylko dlatego, że wierzą w nie tysiące osób. Albo że o prawdziwości przyjaciół przekona się dopiero jak odejdzie, sama zobaczy ilu ich ma.

I z moją siostrą jak i z wieloma innymi osobami jest tak jak z ludźmi bojącymi się samotności. Pchają się w toksyczne związki, pozwalają oszukiwać, poniżać przez partnera byle nie być samym.
« Ostatnia zmiana: 31 Maj, 2016, 07:55 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline ups

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #22 dnia: 31 Maj, 2016, 07:55 »
odkryłam, że oni też czują to co ja. To mnie bardzo pokrzepiło, że nie jestem w tym sama.

Mechanizm akceptacji niezbędny dla zachowania wewnętrznej spójności.

choć kochają nauki CK.

Taka postawa jest tylko pozornie prawidłowa, a faktycznie oznacza bałwochwalstwo


Offline wspaniale

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #23 dnia: 31 Maj, 2016, 10:23 »
Napisałaś wszystko co czuję.
Ciekawe ilu nas jest takich jak jak ty, ja i dziesiątki czytających to forum ale jeszcze nie odkrytych.
I ide o zakład, że jak zdajecie sobie sprawe tak jak ja że ta przyjaźń jest tak warunkowa to odczuwacie tą cholerną samotnośc i poczucie złapania w pułapkę...
=========
Wspaniale


Offline gangas

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #24 dnia: 31 Maj, 2016, 10:53 »
Napisałaś wszystko co czuję.
Ciekawe ilu nas jest takich jak jak ty, ja i dziesiątki czytających to forum ale jeszcze nie odkrytych.
I ide o zakład, że jak zdajecie sobie sprawe tak jak ja że ta przyjaźń jest tak warunkowa to odczuwacie tą cholerną samotnośc i poczucie złapania w pułapkę...


Tak niestety działa mechanizm sekty. Czyli cel osiągnięty. Owieczki posłuszne, odcięte od reszty świata w tym rodziny, mają wyjątkową nadzieje, myślą stadnie i żyją w obawie. W obawie, że zrobili coś źle a nawet jeśli nie, to w poczuciu winy mogą ulec zagładzie w arma-straszaku. No i mają swojego guru w postaci ck. :P ;)
Jutro to dziś tyle że jutro.


Offline Lila

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #25 dnia: 31 Maj, 2016, 12:59 »
A ja jeszcze dodam coś o znajomościach poza zborem.
WTS kształtuje w ludziach przeświadczenie o byciu lepszym, mądrzejszym, wybranym - no bo mamy wiedzę o prawdzie i tylko my znamy boga i tylko my będziemy zbawieni..., uczy, żeby do reszty rzeczy i ludzi nie przywiązywać się, bo to marność i ulegnie zagładzie.
I czasami, zupełnie nieświadomi, działamy w ten sposób, że nie poświęcamy innym osobom należnej uwagi, nie interesujemy się nimi tak normalnie po ludzku, tylko na tyle, na ile to potrzebne by ich zbawiać i jakoś z nimi żyć w społeczeństwie.
Możemy być przez to postrzegani jako ludzie wyniośli, zamknięci lub nawet odpychający.
Ten dystans jest zabójczy.

Kto z nas słyszał "kurcze, jesteś świadkiem, a jesteś zupełnie normalny/a"? Kiedy?
Najczęściej to się zdarza w zupełnie prozaicznych sytuacjach, kiedy pokazujemy ludzkie oblicze.
To właśnie otwiera drogę do znajomości (specjalnie unikam słowa przyjaźń, bo o nią trzeba się mocniej postarać :) ).

Tak więc róbmy pożytek z rad niewolnika i uczyńmy naszą pracę, szkołę naszym terenem osobistym i wyszukujmy ludzi, z którymi nam po drodze, z którymi kawa smakuje lepiej, którzy śmieją się z tych samych dowcipów, którzy kochają te same zwierzaki :)
Wyjście z kolegami po pracy na piwo też jest sposobem by pokazać się z normalnej strony.
Nawet grupy na fb bywają pomocne. No i oczywiście forumowe zloty - ajjjj :)
« Ostatnia zmiana: 31 Maj, 2016, 13:11 wysłana przez Lila »


Offline PoProstuJa

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #26 dnia: 31 Maj, 2016, 20:20 »
Mój mąż już nie raz mi mówił, że często odczuwa 100 razy więcej zainteresowania ze strony znajomych z pracy niż od braci ze zboru. Wiele razy było tak, że gdy był chory albo w szpitalu, to dzwonili do niego współpracownicy zapytać jak się czuje.
A ze zboru to dzwonił co najwyżej brat starszy z pytaniem kiedy wyśle sprawozdanie ze służby. Inni zborowicze jak dzwonią, to zwykle wtedy, gdy potrzebują żeby mąż im za frajer wykonał jakąś usługę (no bo przecież bratu nie godzi się zapłacić, prawda?!)

Oczywiście nie jest tak czarno - biało i w zborze też są osoby nam bliskie i chętne do pomocy. Ale raczej można ich policzyć na palcach jednej ręki.

My mamy z mężem taką zdolność do nawiązywania dobrych kontaktów z ludźmi z naszego otoczenia. Prawie w każdym sklepiku mamy kogoś znajomego z kim ucinamy sobie pogawędki, z listonoszem, sprzątaczkami i szatniarkami i kelnerami też dobrze żyjemy.  :D Ostatnio mąż spotkał na mieście kelnerkę z naszej ulubionej restauracji i pytała go kiedy przyjdziemy, bo już za nami tęsknią  :D

Ja mam jeszcze jedną, a w zasadzie dwie obawy przed odejściem ze zboru. Po pierwsze mamy wspolne interesy z niektórymi w zborze i niestety musielibyśmy szukać innych osób do tych interesów, a dziś znaleźć uczciwego człowieka wcale łatwo nie jest.
A druga obawa - o której dopiero teraz zaczynam myśleć, to ów ostracyzm. Dziwnie bym się czuła gdyby na ulicy mijał mnie ktoś ze zboru traktując jak powietrze. I pewnie wszyscy by uznali, że coś nam odbiło totalnie, skoro się odłączyliśmy. Mi odstępca zawsze się kojarzył z człowiekiem nie do końca zrównoważonym psychicznie (bo człowiek normalny przecież nie odszedłby od prawdziwej religii  ;D ), i zapewne tak byłabym postrzegana przez innych.

Na razie w tej czarze goryczy zbiera mi się i zbiera, ale jeszcze się nie przelało. Czekam więc chyba na jakąś iskrę zapalną, na jakiś wystrzał (niczym strzał do księcia Ferdynanda rozpoczynający I wojnę światową), na jakiś znak, który mi powie - to już! I wtedy spadam!


Blizna

  • Gość
Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #27 dnia: 31 Maj, 2016, 20:23 »
Wbrew pozorom i propagandzie śJ i ludzie spoza organizacji nie różnią się poziomem uczciwości.


Offline gorolik

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #28 dnia: 31 Maj, 2016, 21:01 »
Zgadzam się z Blizą , a właściwie to bracia w zborze nie są bardziej uczciwi niż poza nim, często potrafią zedrzeć skórę z człowieka i to robiąc robotę na czarno (oczywiście nie wszyscy)


Offline PoProstuJa

Odp: Jak długo da się żyć w "rozdwojeniu jaźni"?
« Odpowiedź #29 dnia: 31 Maj, 2016, 22:03 »
Zgadzam się z Blizą , a właściwie to bracia w zborze nie są bardziej uczciwi niż poza nim, często potrafią zedrzeć skórę z człowieka i to robiąc robotę na czarno (oczywiście nie wszyscy)

Niestety mamy już takie doświadczenia, że lepiej byśmy się dogadali finansowo z obcym człowiekiem niż z braćmi (dodam, że z naszymi "dobrymi" znajomymi). Zrobiliśmy im z dobrego serca dużą przysługę, a w zamian dostaliśmy od nich pretensje, fochy i targowanie się z nami o pieniądze na śmierć i życie. Nie mówiąc o tym, że słowo "dziękuję" nie występuje w ich słowniku, a w zamian za to występuje: "nam się należało".
Ehhh... nieważne... nie będę się denerwować.