PoProstuJa: popraw mnie, jeżeli coś przekręcę.
Co do wywiązywania się z obowiązków typu głoszenie i uczestnictwo w zbiórkach i zebraniach - nie mam pytań. W końcu każdy z nich chcąc się załapać "na przywilej" wiedział co się z tym wiąże. Z łapanki ich nie brali.
Z Twego postu jednak także wynika, że starszego mogą odwołać, bo nie funkcjonuje u niego w domu przestarzały już dawno system patriarchalny?!?
Czyli głowa rodu odpowiada właśnie głową za czyny każdego z jego domu??? Także pełnoletnich, nieubezwłasnowolnionych przecież żony i dzieci???
Czy WTS przegapił kilkaset lat zmian w modelu funkcjonowania rodziny???
O ile pierwsze jest typowym schematem w korporacjach o tyle drugie, choć modelem przypomina zależność służbową i odpowiedzialność kompetencyjną, to jednak nie przystaje do powiązań rodzinnych. Opartych na miłości i wzajemnym poszanowaniu oraz równouprawnieniu!!!
Wiesz Tadeuszu, ja specjalistą od "kwalifikacji" starszych zboru nie jestem. Zapewne inni forumowicze dużo lepiej orientują się w temacie (zwłaszcza, gdy sami byli starszymi). Zapewne wytyczne będą też w książce "Paście trzodę".
Mi przychodzi do głowy następujący fragment Biblii, na który zapewne "góra" się powołuje:
1 Tymoteusza 3:1-13 (Przekład NW)
"Oświadczenie to jest wiarogodne.
Jeżeli mężczyzna ubiega się o urząd nadzorcy, to pragnie wspaniałej pracy. 2 Dlatego też nadzorcą winien być człowiek nieposzlakowany, mąż jednej żony, zachowujący umiar w nawykach, trzeźwego umysłu, porządny, gościnny, wykwalifikowany do nauczania, 3 nie awanturujący się po pijanemu, nie skory do bicia, lecz rozsądny, nie wojowniczy, nie miłujący pieniędzy, 4
bardzo dobrze przewodzący własnemu domowi, mający dzieci podporządkowane z całą powagą 5 (bo jeśli mężczyzna nie umie przewodzić własnemu domowi, jakże będzie się troszczył o zbór Boży?), 6 nie nowo nawrócony, żeby czasem nie nadął się pychą i nie podpadł pod osąd wydany na Diabła. 7 Ponadto winien mieć bardzo dobre świadectwo od osób postronnych, żeby nie popadł w pohańbienie i w sidło Diabła.
8 Tak samo słudzy pomocniczy winni być poważni, nie dwoistego języka, nie oddający się piciu mnóstwa wina, nie chciwi nieuczciwego zysku, 9 zachowujący z czystym sumieniem świętą tajemnicę wiary.
10 Niech też tacy zostaną najpierw wypróbowani co do przydatności, a potem niech działają jako słudzy, jeśli są wolni od oskarżenia.
11 Tak samo kobiety winny być poważne, nie rzucać oszczerstw, zachowywać umiar w nawykach, być wierne we wszystkim.
12 Słudzy pomocniczy niech będą mężami jednej żony,
bardzo dobrze przewodzącymi dzieciom i własnym domom. 13 Mężczyźni bowiem, którzy bardzo dobrze usługują, zyskują sobie wspaniałą pozycję i wielką swobodę mowy w wierze w związku z Chrystusem Jezusem."
Z jednej strony wydaje mi się logiczne, że starszy zboru mający dzieci wykluczone za poważne przewinienia raczej nie będzie wzbudzał autorytetu wśród członków zboru. A z drugiej strony mieszanie się innych nadzorców do tego, czy dorosłe dzieci danego starszego chcą iść na studia jest już groteskowe! Starszy, który "pozwala" dorosłym dzieciom iść na studia jest traktowany jako zły przykład dla zboru. Te studia to taka zbrodnia, że chyba lżej będzie ziemi "sodomskiej" w czasie Sądu Ostatecznego niż jemu!
Ale uwaga! Jest "furtka" - jak nie zostać zdjętym ze starszyzny za "przewinienia" dzieci/żony decydujących się na dalsze kształcenie. Otóż taki starszy musi wyznać, że on NIE POPIERA (haniebnego
) postępowania swoich kształcących się dzieci/żony. Takie rozwiązanie podpowiedział mi jeden brat ze zboru (wtajemniczony w "nieprawidłowości" WTS). A może innym rozsądnym wyjściem byłoby wyrzucenie na bruk kształcących się dzieci?! - Taki starszy dostałby pewnie 100 punktów uznania za gorliwość religijną
P.S. Do kwestii studiów podchodzi się inaczej w zborach mieszczących się w dużych miastach, które posiadają wyższe uczelnie, a inaczej w małych mieścinkach i wioskach, gdzie jest dostęp co najwyżej do zawodówki. W dużych miastach pójście na studia brata/siostry mało kogo dziwi. Ale już w małym miasteczku jest to tak gorszące wydarzenie, że trudno je pominąć milczeniem. Zwłaszcza, że osoba z małej mieściny, która chce się kształcić musi dojeżdżać do innego miasta (co za strata czasu - mogłaby wtedy głosić przecież!) a nie daj Boże bywa skazana na mieszkanie w akademiku. Akademik - siedlisko zła i niemoralności - tfu, tfu, tfu!