Boże jak można coś takiego robić własnemu dziecku?!?
Przecież to chore!!!
To nie ma nic wspólnego z miłością rodzicielską. I absolutnie nic wspólnego z miłością Boża tym bardziej!!!
Dzieci zawsze miały wyobraźnię. To jest podstawa rozwoju psychicznego.
Wprowadzając takie nieludzkie ograniczenia z powodu twierdzeń kilku starców nie ma na celu nic innego jak tylko tresura posłuszeństwa. Ślepego posłuszeństwa, bo dziecko nie rozumiejąc powiela tylko schematy dorosłych.
Każda taka zasada powinna mieć swój cel, aby była prawidłowo wdrażana.
A jaki cel przyświeca takim rodzicom? Czy jest to cel dziecka? Czy organizacji?
Przepraszam za emocje, ale to się po prostu w głowie nie mieści...
Na studiach miałem kontakt z Afrykanami, Arabami, Żydami, itp. Pamiętam jak jadło się wszystko, czym poczęstowano i człowiek był zadowolony. Nasz duszpasterz akademicki często siedział razem z nami (tylko alkoholu unikał nie wiedzieć czemu ) i jadł i nie prawił żadnych kazań na ten temat.
Można?
Wiesz, to te chore "wpajanie dzieciom już od niemowlęctwa", co jest (w/g kilku bogaczy z CK poprzez 2/3 głosów, plus wątpliwy w/g mnie wpływ "Ducha Świętego), babilońskie, a z czasem przestaje być babilońskie ( piniata, a róg obfitości), CK które ma krew na rękach swoich, tragedie rozbitych rodzin ( stosowanie ostracyzmu, ukrywanie pedofilii) itd.
Nasza Mama kochała nas najbardziej na świecie, była wspaniałą, dobrą, czułą Mamą. Ją również dotyczyły zalecenia, doktryny (plus nowe światła), również była sprawdzana," korygowana", patrzono Jej "na ręce", czy nas wychowuje na przyszłych śJ w "prawdzie". Mama zmagała się rozsądkiem, miłością do swoich dzieci, a wywiązywaniem się wobec nauk śJ, tak jak ja doświadczyłam tego wychowując córkę. Rozumiem Mamę, przeszłam podobne dylematy. Napisze Wam inny przykład. Jak pamiętam dwie pierwsze chyba klasy szkoły podstawowej, nie uczestniczyłam w częstowaniu kolegów z klasy cukierkami na urodziny, ani nie zjadałam takiego cukierka, bo śJ nie obchodzą urodzin. Jak to wyglądało? Mała dziewczynka i dziwoląg, wszędzie i zawsze odmieniec. W następne moje urodziny płakałam, poprosiłam: Mamo ja też chcę poczęstować klasę cukierkami. Co widzę? Puka do klasy Mama( zwolniła sie nawet z pracy) i w ręku trzyma torebeczkę z cukierkami
I cieszyłam się i jak to będąc wychowywana wśród śJ znowu miałam poczucie winy, bo teraz bałam się o Mamę!! że będzie miała "jakieś" problemy w zborze, ze bracia będą z Mamą rozmawiać, że zle zrobiła przynosząc mi te cukierki.
Jak już pisałam w innym wątku, nasza Mama powiedziała kilka miesięcy przed śmiercią (przy zdrowych zmysłach, bo śJ lubią stawiać diagnozę chory psychicznie, gdy się 'przebudzisz'): przepraszam was, ja (wtedy) nie wiedziałam. Kilka lat już rozmawialiśmy w rodzinie na tematy "odstępcze".
"A jaki cel przyświeca takim rodzicom? Czy jest to cel dziecka? Czy organizacji?
Dziś odpowiem za siebie: jest to cel Organizacji. Rodzice wdrażają nauki CK, a dzieci maja ograniczony rozwój osobowości, zainteresowań, pasji i nauki !