Ja zrezygnowałam z telewizji jako młoda pionierka i przez te wszystkie lata obywałam się bez tego medium. W zborze wiele osób też tak miało. A tu nagle okazuje się,że muszę zacząć oglądać,bo inaczej nie doceniam i nie nadążam za rydwanem. A ja nie potrzebuję,męczy mnie to. Wkurza wręcz. A filmy na kongresach odbierają mi możliwiść duchowego odbioru ,zaangażowania wyobraźni . I wielu tak na. Tylko siedzi cicho. Inne wyznania wydają setki biblii w wersji papierowej,wierni czytają przed snem. Coraz lepiej znają tę księgę,a nasi młodzi mają problem ze znalezieniem ksiąg. Tylko palcem po tablecie im idzie. W rozmowie nie potrafią argumentować z biblii, mają problemy ze zrozumieniem tekstu. A wersetów to nie znają,parę ,ale w dyskusjach to cienko. Takie są te efekty. Dokąd to prowadzi?Tworzy się klasa laików i uczonych,tyle tylko,że ci uczeni to mocno niedouczeni.
Samuel kiedyś darł szaty,że Izrael chce króla i Bóg mu wyjaśnił,że dostaną króla,ale będą na niego zasuwać,oddawać mu swoje dzieci,kasę,służyć mu, a on ich będzie wykorzystywać. Dziś lud chce telewizji jak w innych religiach. I dzieje się podobnie. Ale jakim kosztem. I czy to jest ewangelizacja?