Osobiście nigdy nie stosowałam ostracyzmu wobec wykluczonych, był to czas gdy byłam nastolatką, więc tylko dopytywałam mamy "Co się stało?", ale na ogół nie było pewnych informacji, więc nie mówiłam nic, uznawałam, że w takim razie to nie moja sprawa. Ktoś mógł mieć problem z alkoholem, zakochał się w kimś spoza "jedynej prawdziwej organizacji", inny miał depresję i nie otrzymał pomocy, inny uciekł bo nie wytrzymywał presji zboru. Czy zasłużyli na to, by ktoś ich obgadywał, dopowiadał sytuacje których nie było? Na pewno nie. Co do wykluczonych z rodziny zawsze utrzymywałam z nimi normalny kontakt, nic się w naszej relacji nie zmieniało.
Ale żeby nie było, obgadywałam. Czasem obgaduję do tej pory. Obgaduję osoby, które dalej są członkami "religii prawdziwej", a że tam kiedyś się zdarzył seks pozamałżeński- córka starszego w końcu, to byłby wstyd, więc się ludzi uciszy i się nikt nie dowie. A brat, który spędzał mnóstwo czasu u zainteresowanej i w końcu zdradził żonę? A to zdzira ta zainteresowana, jak ona mogła wskoczyć do łóżka biednemu, nic niewinnemu bratu... W końcu brat to rodzina starszych zboru, to musiał być niewinny...
Te osoby straciły zupełnie szacunek w moich oczach.
Moim zdaniem na ostracyzm zasługują nie osoby wykluczone, a dwulicowe i fałszywe.