Gdyby ktoś Ci naubliżał w Twoim domu i zostałby przez Ciebie wyproszony. Ale za parę dni, ten sam gość, włożyłby perukę, przykleił wąsa dla niepoznaki, i ponownie do Ciebie przyszedł. Pomimo kamuflażu rozpoznałabyś go prawie natychmiast po sposobie prowadzenia z Tobą dyskusji. To czy prowadziłabyś z taka osobą dalej miłą dyskusję udając że go nie poznałaś, czy pokazałabyś drzwi ze stwierdzeniem, że kamuflaż nie zmieni tego, że parę dni temu nadepną Ci mocno na odcisk.
Niestety - stety nie miałam okazji czytać tych wcześniejszych obraźliwych postów, bo zostały wykasowane zanim się na nie natknęłam.
Ja rozumiem Spokojnego, że reaguje tak emocjonalnie, bo każdy kto poznaje "prawdę" dałby się za nią pokroić. Jednak nie toleruję chamstwa i obrażania, więc jeśli Spokojny=Batman się tak zachował, to nie powinien się dziwić, że został usunięty z forum.
Jezus mówił - "miłuj bliźniego swego", a do tego zalicza się również nie obrażanie innych!
Myślę, że Spokojny przeczyta ten post, więc podzielę się z nim moimi obserwacjami z kilkunastoletniej bytności w zborze.
Otóż Spokojny jak zrozumiałam jesteś zainteresowanym. Bycie zainteresowanym to najpiękniejszy okres. Poznajesz nowe fascynujące nauki, ktore mają potwierdzenie w Biblii. Odczuwasz całym ciałem, że właśnie tu jest prawda! Dodatkowo jako zainteresowany jesteś pupilkiem zboru, a już najbardziej osoby, która z Tobą studiuje!
Każdemu zainteresowanemu poświęca się mnóstwo czasu. Ja - gdy sama studiowałam - myślalam, że to z powodu wielkiej miłości siostry, która miała ze mną studium. Przychodziłam do niej na godz. 16.00, a bywało, że wychodziłam o 20.00, bo studium, kawka, herbatka, film teokratyczny, rozmowa. Czułam się super! Dopiero po chrzcie zrozumiałam, że każda godzina spędzona z zainteresowanym jest na wagę złota!
Godziny ze studium raportuje się w sprawozdaniu ze służby na koniec miesiąca. Przy założeniu, że co tydzień siostra spotka się ze swoim zainteresowanym choćby na 2-3 godziny, to raportuje sobie miesięcznie 8-12 godzin. Biorąc pod uwagę średnią godzin w Polsce wynoszącą na głosiciela jakieś 6-7 godzin miesięcznie, to widzimy jak bardzo opłaca się mieć studium zamiast chodzić po piętrach pukając do pustych drzwi.
Zainteresowanemu poświęca się dużo uwagi, otrzymuje propozycje podwożenia na zebrania, na Zgromadzenie. Byleby tylko dalej studiował Biblię i byleby dalej leciały godzinki do zaraportowania.
A jak już zainteresowany weźmie chrzest, to misja głosiciela się kończy. Następuje automatyczne "odstwienie od piersi!". Teraz nowy bracie radź sobie sam! Nie poświęcimy ci więcej czasu, bo tego czasu już raportować nie można! Nie podwieziemy cię na zebranie, bo szkoda marnować benzynę na brata, skoro można podrzucić innego zainteresowanego.
Oczywiście w zborze nawiązują się też przyjaźnie, nie jest wcale tak źle po chrzcie. Problem pojawia się jednak wtedy jak nowonawrócony brat będzie chciał iść na studia albo (nie daj Boże!) podjąć pracę zawodową, przez którą będzie zmuszony opuścić jakieś zebranie.... Ufff wtedy zaczynają się schody. Co prawda nie robią za to komitetu sądowniczego, ale taka osoba - kształcąca się lub opuszczająca zebrania - zaczyna być uważana za słabą duchowo!
Ktoś może pomagać 10 staruszkom nosić węgiel w zimie, może pomagać wdowom i sierotom w niedoli, ale wystarczy, że opuści zebranie, a jego dobre czyny nie będą zauważone, bo w końcu jest słaby duchowo. A jeszcze jak nie jest pionierem, a głosi ledwie kilka godzin w miesiącu... uuuuuu... to bardzo źle!
Ja taki schemat obserwuję już od kilkunastu lat. Najpierw zaobserwowałam go po swoim chrzcie (natychmiastowe "odstawienie"), a później obserwowałam na wielu, wielu innych braciach. Nic dziwnego, że tyle osób później się zniechęca. Najpierw wszyscy nosili je na rękach, a później odstawka.
Nauki, naukami, ale wiara bez uczynków jest martwa. Jezus mówił by pomagać wdowom i sierotom, tymczasem według nauki organizacji najważniejsze jest głoszenie! Głoszenie jest wręcz utożsamiane ze służbą dla Boga.
To tak pokrótce z moich obserwacji. Obawiam się, że nie jestem jedyną osobą, która coś takiego przeżyła w zborze ŚJ.
Brak miłości w organizacji boli mnie już od wielu, wielu lat.... Ale tłumaczyłam to sobie proroctwem, że "miłość wielu oziębnie".
Natomiast ukrywania pedofilii przez CK nie jestem w stanie sobie niczym wytłumaczyć (zwłaszcza, że wielokrotnie Świadkowie podkreślali, że "w kościele jest pedofilia, a u nas w zborach nie ma!")