Jeśli chodzi o stosunek do wykluczonych za wątpliwości, albo wykluczonych pomimo tego, że zaprzestali
grzesznego postępowania (tak ,tak - jest olbrzymia masa takich przypadków), to już sam fakt,
że ktoś ze zboru nadal utrzymuje kontakt z takim wykluczonym - jest dowodem, że osoba utrzymująca
taki kontakt ma jakieś rozeznanie i rozsądek, dobroć i empatię. Ma swój charakter oparty na zrozumieniu Biblii.
I z doświadczenia wiem, że osoby tego pokroju są właśnie bliższe przebudzenia się z bezdusznej indoktrynacji WTS,
niż powrotu do wyrzutów sumienia. Odczuwanie potrzeby takiego działania często jest pierwszym z kroków do
pełnego uświadomienia sobie, jak podła i niebiblijna jest ta doktryna. Inni, którzy tego nie dostrzegają, czasem nawet
są dumnie ze swej "prawości". Potrafią nawet witając się z siedzącymi w rzędzie braćmi, pominąć w środku siedzącego
wykluczonego, i przejść do witania się z siedzącymi obok. Jak tak można? To nawet łamie zasady kultury! Ale nie wszyscy tak robią.
Prawda jest taka, że wielu SJ w sercu czuje, że takie traktowanie tych co odchodzą nie ma nic wspólnego z rozsądkiem,
miłością i Biblią, ale większość nie przyznaje się nikomu do tego; ani do tego, że lojalność w tym kontekście przychodzi im z trudem.
Tylko nieliczni w ukryciu kontaktują się z EXami, i paradoksalnie często robią to właśnie dlatego, że BOJĄ SIĘ BOGA
- i sumienie właśnie działa u nich tak, że odrzucają zasady "teokratyczne". Piszę w cudzysłowie, bo oczywiście o ile
Biblia potępia tolerowanie uparcie uprawianych grzechów typu złodziejstwo, cudzołóstwo itp., to wrzucanie wszystkich EX do tego
samego wora z nauką Bożą wspólnego nic nie ma. Zwłaszcza traktowanie tych, którzy sami odeszli, gdy nie mogli w sumieniu pogodzić się
z niektórymi naukami WTS, albo sami z tego powodu zostali wydaleni ze zboru.