Jeśli idzie o spowiadanie się dzieci przez kler duchowieństwa ,to jestem zdecydowanie przeciwko takim praktykom.
Obojętnie w jakiej to miałoby miejsce religii. Poniżej 16/15.lat spowiadanie się powinno podlegać pod paragraf.
Nie rozumiem kompletnie, dlaczego miałoby podlegać pod paragraf, a piszę to też uznając spowiedź za zbyteczną, nie mającą podstaw biblijnych, ale zakazywanie tej praktyki to lekka przesada.
Rozumiem, że z jednej strony są potencjalne zagrożenia, natomiast z drugiej strony są też określone korzyści. Ponieważ zagrożenia zdają się być oczywiste, to wśród korzyści można wskazać chociażby przyczynianie się do budowania normalnego społeczeństwa, w którym są ludzie, którym można zaufać, są jakieś autorytety, jest poufność w różnych sprawach itd. Zacznijmy teraz od tego, że wymienione przeze mnie można realizować także poza jakąkolwiek religią, chociażby w domu, czego nie da się niczym zastąpić, czy też w szkole. Dzieci czy młodzież, żeby zdrowo się rozwijać, muszą mieć kontakt z dorosłymi i tutaj rodzice mają największe obowiązki, ale także dziadkowie i inni członkowie rodziny. W szkole mogą to być wychowawcy, nauczyciele czy psychologowie, a nawet Pani higienistka. Może dla niektórych z was być to zaskoczeniem, ale przebywanie z każdym z wymienionych przeze mnie dorosłych w sytuacji, której potrzebują dzieci, stanowi ryzyko. Statystycznie znacznie częściej to członkowie rodziny dopuszczają się strasznych rzeczy względem dzieci, niż jacykolwiek duchowni.
Jeśli religia stanowi istotną część życia jakiejś rodziny i rodzice podchodzą do niej w odpowiedni sposób, to kontakt dziecka z duchownym może być zdrowy, normalny i obarczony takim samym ryzykiem, jak z każdym innym człowiekiem (czy nawet mniejszym, bo statystycznie to wciąż nie duchowni są największym zagrożeniem). Znam rodziny, które od lat zapraszają na obiad księży ze swojej parafii i mają z nimi bardzo dobry kontakt na gruncie towarzyskim. Jeśli rodzice są odpowiedzialni, wykonują swoją pracę względem edukowania dzieci, a także dbają o to, by mieć pewność z kim przebywa dziecko i co robi, to nie widzę tu problemu. Inna sprawa jest taka, że najczęściej to się nie dzieje, a potem jest szok i niedowierzanie. (Co rzecz jasna nie oznacza, że to rodzice są tymi złymi, bo nie.)
Wiesz, pozwolenie na to, by wujek brał dziecko na kolana może być większym ryzykiem, niż wyspowiadanie tego samego dziecka kilka lat później przez księdza. Wpadanie w paranoje w jednym przypadku, przy jednoczesnej ślepocie w drugim, jest co najmniej niekonsekwencją w myśleniu. Można też po prostu nie wpadać w paranoję i po prostu robić swoją robotę jako rodzic.