Pytanie na dziś: Kto wpuszczał pedofili do zborów?
***
1. Bez owijania w bawełnę. Za wpuszczanie do zborów pedofili winę ponosi niewolnik wierny i roztropny. Tak wynika z jego własnych słów.
2. Pytanie do pierwszego cytatu. DLACZEGO pedofile "ze świata" próbują dostać się do zborów Świadków Jehowy? Owszem, do KK też. Powód jest prosty i od kilku lat ma swoją nazwę, to "doktryna Neumanna" - obrona "swoich" kosztem uczciwości.
Nie czepiałbym się o samo "wpuszczanie do zborów", ponieważ w wielu wypadkach nie istnieje żadna droga weryfikacji takiej osoby w tym czy innym zakresie. Istnieją oczywiście pewne wyjątki i takimi wyjątkami są niektóre stany w USA, które prowadzą publiczne rejestry przestępców seksualnych, często z odpowiednią ich klasyfikacją, co pozwala ustalić nie tylko to, czy ktoś "jest", ale też "za co" i czy "w recydywie".
I w tym przypadku faktycznie nie rozumiem, dlaczego ludzie będący na takich listach od dziesiątków lat zostawali starszymi. Jest to potworne zaniedbanie. Natomiast sama kwestia ich "wpuszczania do zboru" może być zupełnie inną kwestią. Jeśli sąd zasądza zakaz zbliżania się do nieletnich, to oczywiście taki człowiek na zebraniu się nie pojawi. Jeśli jednak takie środki nie są zastosowane, to wynika z tego, że właściwa władza uznaje publikowanie wizerunku przestępcy za wystarczające, a dalsza odpowiedzialność spoczywa na rodzicach i społeczności, które - w normalnych warunkach, gdy ktoś taki na przykład zamieszka obok nich - traktują to nadzwyczaj poważnie. Jeśli rodzice będący "sługami Bożymi" nie potrafią z odpowiednią powagą podejść do ochrony swoich dzieci, to akurat to nie jest wina zboru. Odpowiedzialność osobista pozostaje, nie ważne co mają w głowach.
Ale wracając do sedna... to nie "wpuszczanie do zborów" jest problemem, tylko brak lub niewłaściwe procedury dotyczące postępowania w sytuacji, gdy już ktoś taki się ujawni w mniej lub bardziej szkodliwy sposób i to jest oczywisty zarzut do organizacji.
Idąc jeszcze dalej, władza nie robi wystarczająco dużo, żeby zapobiec takim chorym sytuacjom jak mianowanie na funkcje publiczną czy też duchownego człowieka, który jest skazanym przestępcą seksualnym, w dodatku widniejącym na publicznej liście. Gdyby władza chciała ukrócić takie patologie, mogła by:
- nakazać wprowadzenie obowiązku informacyjnego w społecznościach, do których należy taka osoba (ogłoszenie na zebraniu, nabożeństwie czy spotkaniu klubu książki, a następnie jeszcze wywieszona informacja na tablicy ogłoszeń przez co najmniej 1 miesiąc);
- określić zakaz mianowania na takie funkcje takich ludzi; lub
- określić, że jest odpowiedzialnością danej organizacji ustanawianie zakresu obowiązków danej osoby przy ponoszeniu współodpowiedzialności na równych zasadach;
- wprowadzenie dodatkowych kar finansowych za niedopatrzenia ustalanych na podstawie procenta od wysokości przychodu.
Niektóre z tych rozwiązań były by trudne do egzekwowania, ale ich siłą nie byłoby egzekwowanie, tylko odstraszanie. Jeśli jest jakakolwiek instytucja, która ma ryzykować potężną karę w imię tego, że zatrudniła pedofila i w ramach jego obowiązków służbowych jest kontakt z nieletnimi, to zwyczajnie powinno im się to nie opłacać. A taki człowiek powinien iść pracować do miejsc, w których kontaktu z dziećmi nie ma, chociażby zrobić sobie prawo jazdy C+E, zarabiać niemałe pieniądze na ciężarówce i nie zbliżać się w ogóle do dzieci.
Rzecz w tym, że to się na razie nie dzieje i systemowych rozwiązań, które by straszyły nie ma. Jako przykład można podać RODO. Aktualnie wysokość kar za naruszenia w tym zakresie może wynosić do 10 lub 20 mln euro lub do 2 lub 4% całkowitego rocznego obrotu firmy z poprzedniego roku. Jak widać kary mogą być dotkliwe, a są niekoniecznie tam, gdzie faktycznie mogłyby być.