Postanowiłem jeszcze napisać zakończenie.
Jakie? Już tłumaczę.
Tutaj, na forum jest tyle wypowiedzi osobistych: ciekawych, ciepłych, mądrych, błyskotliwych, głębokich. Czytając je przez minone miesiące, zapisywałem to co najlepiej pasuje do mojej sytuacji, mojego sposobu myślenia, moich poglądów. Tak powstał zbiór Waszych wypowiedzi, nie moich. I jako zakończenie postanowiłem je tutaj umieścić. Niektórzy czytający znajdą tutaj swoje słowa. Mam nadzieję, że nie pogniewacie się z tego powodu. Że lepiej zrozumiecie co czuję
A potem komentujcie.
Parę lat temu zacząłem zastanawiać się dlaczego nie czuję się w org dobrze. Nie ciągnęło mnie na zebrania ani na zgromadzenia. Po prostu nudziło mi się tam. Szkoła teokratyczna nie podnosiła moich kwalifikacji - w ogóle bezsensem jest ocenianie ludzi wykształconych przez takich, co rzucali na szkołę kamieniami. Czego taka osoba może mnie nauczyć w kwestii formułowania zdań, modulacji, płynnego czytania itp. Sztuka dla sztuki. Oczywiście moim zdaniem.
Nie cierpiałem chodzić do służby. Nie widziałem żadnego sensu w tym. Męczyło mnie to, nie przynosiło żadnej radości. Sam nie lubię być niepokojony niechcianymi telefonami itp. a miałem innym zakłócać spokój?
Przestałem chodzić na zebrania i zgromadzenia. Nie odczuwam żadnego braku, nie jest mi żal itp. Chyba nie pasuję do tej układanki.
Nie odczuwam nawet braku tego towarzystwa... mimo, że tyle lat się znaliśmy to nie było czasu/możliwości zaprzyjaźnienia się. Czasem się gdzieś spotkamy ale nie ma fajerwerków... Tak naprawdę nie zwierzyłbym się takim osobom z jakichś skrytych spraw. Nie ma tej więzi i tej iskry, która powinna być wśród rozradowanego ludu.
Na spokojnie zdystansowałem się. Nie zauważyłem, żeby ktoś stamtąd za mną tęsknił. Jak byłem w latach 90-tych zainteresowanym nastolatkiem to często mnie zapraszali do domu, czasem na posiłek, kawę. Po czasie ta serdeczność gaśnie. Jeśli jest prawdziwa przyjaźń to relacje się zacieśniają, ludzie ze sobą chcą przebywać... tu tego nie widzę. Wszystko podporządkowane sprawom duchowym. Chyba nie jestem świadomy swych potrzeb duchowych jak to pismo mówi. Być może Bóg mnie nie pociągnął...
Albo z drugiej strony logika wskazuje inną drogę a przynajmniej zejście z tej...
Wiele rzeczy nie pasuje. Nie są logiczne. Nie pasuje mi brak możliwości merytorycznej dyskusji, chęci poznania spostrzeżeń poszczególnych osób - wszystko podane na tacy jak świniom do koryta. Na dodatek w zborach miłość oziębła. Wkradła się dyktatura. Biurokracja. Pasterze stali się urzędnikami a nie opiekuńczymi "ojcami". Być może nie w każdym ale tu w pobliskim tak się dzieje. Gdzie ten rozradowany lub boży? To ci co biorą leki na stres? Albo ci co płaczą bo poczuli się niesprawiedliwie potraktowani? Domyślacie się gdzie mam taką radość?
Patrząc na to z boku widać braki w zrozumieniu nauk Jezusa... trochę przypomina to kastę faryzeuszy. Piszę o tych wysoko w hierarchii. Szeregowi mimo, że najczęściej to szczerzy ludzie to jednak w tym schemacie tylko pionki, cyferki w tabelce... Należy ich dobrze poukładać, żeby gra toczyła się wg reguł (niekoniecznie korzystnych dla szeregowych).
Zawsze byłem przeciw postanowieniom nielogicznym... a że ostatnio coraz ich więcej to pojawiło się w mojej głowie Nowe Światło (czerwone) i stałem się zboczeńcem - czyli taki, który zbacza z tej jedynej drogi...
Logika i argumentacja oparta na niej - to mnie przekonuje. Dyskusja musi mieć odpowiedni poziom. Wymiana logicznych poglądów - nielogiczne są podczas takiej dyskusji logicznie obalane.
Jak Pismo mówi: "Gdzie wielu doradców tam powodzenie". Słowo "wielu" moim zdaniem określa odmienność poglądów poszczególnych członków biorących udział w dyskusji. Tylko wtedy dyskusja będzie obiektywna.
Żałuję , że nie doszedłem do swoich wniosków tak wcześnie jak inni. Są na swój sposób wygrani . Mój peleton juz odjechał i ja go nie dogonię.
''Dla ludu religia jest prawdą, dla mędrców fałszem a dla władców jest po prostu użyteczna''
"Przyjaciel to ktoś przy kim można głośno myśleć"
Zewsząd się radzi by ufać Jehowie,organizacji, duchowi tylko nie sobie i swojej intuicji. Własne potrzeby i pragnienia schodzą na drugi plan. Po latach człowiek się orientuje że oddał co najlepsze innym i nie robił nic co naprawdę mu daje satysfakcję.
Boisz się, że nie żyjesz teraźniejszością tylko przyszłością. Ja dodam że w organizacji żyje się tylko przyszłością i przeszłością ,nigdy tu i teraz. Bo to takie cielesne, przyziemne. Przeszłość to Biblia: wojny, proroctwa, bajki dla dzieci. Przyszłość: raj, nadzieja, nagroda, armagedon. Teraźniejszość: nasze potrzeby i pragnienia, codzienne rytuały, aromatyczna kawa, dobra muzyka, relaks, podróże. To wszystko schodzi na dalszy plan bo to takie cielesne...
Ja jednak wolę teraźniejszość.
Argument tak często powtarzany: należy być wiernym długoletniemu, tradycyjnemu nauczaniu Towarzystwa, tak jakby lata, na przestrzeni których w coś wierzono, były dowodem słuszności określonych dogmatów.