Z religią Świadków Jehowy zetknęłam się jeszcze przed wojną jako mała dziewczynka, kiedy to moi rodzice zaczęli poznawać "prawdę". Nasza rodzina podzieliła się wtedy na tych w prawdzie i na tych co nie chcą poznać prawdy. Chociaż mieszaliśmy w tej samej wiosce na Lubelszczyźnie to przestaliśmy ze sobą utrzymywać jakiekolwiek relacje, i tak już zostało.
Kiedy poszłam do szkoły dzieci śmiały się ze mnie więc rodzice powiedzieli: "To nie chodź, po co ci świecka szkoła". Przecież i tak miał zaraz być Armagedon. Po wojnie zapragnęłam być pionierką. Wyjechałam na tzw. "teren". Nie okazało się to tak piękne jak było zachwalane w literaturze. Rozczarowana wróciłam do domu rodzinnego i przeżyłam kryzys wiary. Jednak za radami Niewolnika, żeby w takich momentach modlić się gorliwie o wiarę, modliłam się, i rzeczywiście po moich usilnych staraniach ta wiara wróciła.
Wyszłam za mąż za brata. Byliśmy bardzo gorliwi. Mąż usługiwał w zborze. Wychowaliśmy dzieci w prawdzie i całym sensem naszego życia była służba, zebrania i wyczekiwanie Armagedonu. Tak mijały lata.
Po śmierci męża zamieszkałam z rodziną jednego z moich synów. Patrzyłam ze smutkiem jak zaczęli słabnąć w wierze. Bałam się, że tuż przed Armagedonem Diabeł zamącił im w głowie i pójdą na zatracenie. Próbowałam im tłumaczyć, żeby nie porzucali prawdy. Jednak te rozmowy kończyły się rozbiciem i wewnętrznymi wątpliwościami dla mnie. Niewolnik wie co mówi, kiedy zabrania rozmów z tymi, którzy tracą wiarę w jego nauki. On się tego panicznie boi. Ja jednak rozmawiałam, bo chciałam ich ratować. Spędziliśmy wiele godzin wertując różne przekłady Biblii i konfrontując to z wykładnią Strażnicy. Kiedy akapit po akapicie pokazywali mi jak Niewolnik popiera swoją argumentację wersetami wyrwanymi z kontekstu i dotyczącymi całkiem innego tematu - byłam zszokowana. Broniłam Organizacji do upadłego tak długo jak tylko starczało mi argumentów.
Kiedy zrozumiałam, że syn ma rację, że tego nie da się obronić zaczęłam się znowu gorąco modlić. Lecz tym razem nie modliłam się o wiarę w nauki Organizacji jak zaleca Niewolnik tylko prosiłam: "Boże, pokaż mi prawdę". Zaczęłam wtedy widzieć to czego nie mogłam zobaczyć wcześniej. Zrozumiałam, że organizacja Świadków Jehowy to wydawnictwo, które czerpie zyski ze swojej działalności religijnej i pracy wolontariuszy. Nie jest to żaden Boży kanał łączności bo przez całe swoje życie widziałam przecież jak błędne zrozumienie zastępowano wielokrotnie innym błędnym tłumaczeniem.
To nie było przyjemne. Na jakiś czas wszystko straciło sens. Nie chciałam nieśmiertelnej duszy ani nieba. Chciałam świadkowskiego raju, chciałam witać swoich zmarłych i żyć na ziemi. Wtedy syn powiedział mi: "Mamo, czy ty masz pretensje do Stwórcy, że świat nie jest taki jak ty byś chciała?". Wtedy zrozumiałam, że trzeba żyć w świecie realnym a nie wymyślonym przez jakichkolwiek przywódców religijnych. Zaczęłam inaczej postrzegać ludzi i otaczający mnie świat. Okazało się, że świat nie jest siedliskiem zła, ludzie są dobrzy a życie jest piękne.
Napisałam o tym dlatego, że wy młodzi myślicie, że ze starszymi ludźmi nie warto nawet rozmawiać bo i tak nie zrozumieją. Ja jestem dowodem na to, że warto. Gdyby dzieci nie mówiły mi prawdy bylibyśmy podzieleni a ja cierpiałabym, że moje dzieci opętał Diabeł i nie będzie ich w raju.
Wszystkie moje dzieci opuściły organizację. Każdy z synów poszedł swoją ścieżką. I chociaż mają różne poglądy i rozumienie świata to jako rodzina jesteśmy sobie bliscy i możemy mówić co myślimy i czujemy. Mamy ze sobą lepsze relacje niż kiedyś.
Jedyną smutną pozostałością po byciu Świadkiem Jehowy jest to, że moje dwie wnuczki, pionierki są tam uwięzione i nie mam z nimi żadnego kontaktu. Odcięły się ode mnie i od swoich rodziców i poszły służyć korporacji zza oceanu. Nie chca z nami żadnej rozmowy, żadnej wymiany myśli czy argumentów. Są posłuszne obcym ludziom, którzy przedstawiają nas jako tych złych. Tak jakby zapomniały kto je wychował, kto je naprawdę kocha i chce ich dobra.Wyczekuję dnia kiedy i one przejrzą na oczy i wyzwolą się spod wpływu organizacji która odbiera nam wolność, czas, pieniądze a nawet bliskich których bardzo kochamy.
Nie bójcie się rozmawiać ze starszymi osobami. Ja chociaż już po osiemdziesiątce, jestem przykładem tego, że warto.