Kompletnie nic mnie nie trzyma. Ale jak rozmawiam z moim bratem, to radzi, aby dać sobie spokój i żyć swoim życiem. Najwyżej wywalą mnie zaocznie. Miałem fazę, aby doprowadzić do konfrontacji, ale zbiegiem czasu, nie mam już ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Nie zależy mi już i nie chce mi się z czegokolwiek tłumaczyć!
Ja nie chciałam żeby mnie wywalali ze zboru!
To JA chciałam odejść! I tak uczyniłam (wystarczy liścik; nawet w formie e-mailowej).
Niby skoro jesteś na uboczu zboru to nic nie zmienia, ale moim zdaniem dużo zmienia!
Przede wszystkim już byś się nie wkurzał, że traktują Cię jak wykluczonego mimo, że oficjalnie jesteś Świadkiem!
No i najważniejsze - nie zawyżałbyś im sztucznie statystyk! To było coś, czego ja bym nie zniosła - że figuruję na ich liście i mogą mnie wliczyć do ilości swoich wyznawców!
Myślę, że podskórnie obawiasz się jeszcze bardziej ostentacyjnego ostracyzmu z ich strony... ale spokojna Twoja rozczochrana.
Ja jestem takim "odstępcą", że jak idę przez miasto to wszystkim Świadkom mówię "dzień dobry", a jak widzę kogoś z daleka, to jeszcze mu macham!
Lubię patrzeć na te zdziwione miny, albo jak czym prędzej chcą uciec!
Starsi przede mną uciekają! Nie wiedzą jak się zachować!
Ale mam też pozytywne doświadczenia. Niektórzy mi odpowiadają, uśmiechają się do mnie. A zatem mimo bycia w organizacji mają jeszcze w sobie jakieś ilości człowieczeństwa. Na każdego obecnego Świadka patrzę jak na potencjalnego "odstępcę"
Mam teraz sporo znajomych wśród "odstępców", którzy odeszli z organizacji inspirując się m.in. moim przykładem. Więc moja strategia działa!
Otaczam się "obłokiem (byłych, a nawet i obecnych) Świadków!
Kluczowe u mnie jest to, że ja nie czuję do tych ludzi złości. A starszych to lubię. Czekam zatem na ich wybudzenie