~~
Był letni poranek. Stefan sunąc rano po bułeczki, wesoło wymachiwał pustą reklamówką „Old Spice”.
Wtem!!!
Spostrzegł swojego zborowego ziomka, nieczynnego i pewnie odstępcę, poddanego naznaczeniu.
Spostrzegł go ułamek sekundy, zanim ten zdążył dostrzec jego.
Za sprawą swych nieco wyłupiastych, płytko osadzonych oczu, miał bowiem Stefan poprawione widzenie peryferyjne.
Bracia obwodowi już dawno spostrzegli u Stefana tę specyficzną umiejętność dostrzegania z wyprzedzeniem obiektów pojawiających się poza centralnym polem widzenia, wróżąc mu błyskotliwą karierę starszego.
Podczas ostatniej obsługi brat nadzorca nawet żartobliwie poklepał Stefana po plecach, twierdząc, że jest niczym ślimak: tempo ma niespieszne, ale oczy ma osadzone na słupkach i bez obracania głowy może widzieć wszystko niczym kameleon.
Niestety, procedura powołania ślimaczyła się…
Stefan zareagował automatycznie. Wykonał błyskawiczny półobrót, zgiął się w pasie i nie zginając kolan, jął majstrować przy swoich sandałach, markując problemy ze sznurowadłami.
Dzięki tej nieco wymuszonej i mało komfortowej pozycji, był w stanie powadzić nieprzerwaną i czujną obserwację spomiędzy swoich nóg, korygując swoją pozycję tak, by wypiętymi pośladkami stale być w kierunku zbliżającego się obiektu poddawanemu teokratycznemu, chrześcijańskiemu ostracyzmowi.
Stefan nie był wszakże nowicjuszem. Był skrupulatnie przygotowany. Taktyczne zabiegi z pasją ćwiczył przed lustrem, każdorazowo wywołując tym napady wesołości u Jadwini.
Obiekt zbliżył się, a potem zrównał ze Stefanem. Mimo odwróconego obrazu, Stefan dokonał ostatnich korekt własnej pozycji względem intruza. Krew pulsowała mu w skroniach. Doświadczał widzenia tunelowego.
Tracił już świadomość, gdy usłyszał niespodziewane, srogie klaśnięcie. Stadko spłoszonych gołębi wzbiło się w powietrze. Stefan poczuł palący ból lewego pośladka.
To jego ziom sprzedał mu podstępnego salonowca.
Stefan momentalnie oprzytomniał. Wierzgnął, syknął i podźwignął się postękując, z nabrzmiałą i podbiegłą krwią twarzą.
Niestety, był w pułapce. Jego wytrenowane sumienie, nie pozwoliło mu na nawiązanie kontaktu wzrokowego by podjąć grę i wskazać uderzającego. Cóż mógł począć? Kanon gry w salonowca pozostawał niezmienny. Zmuszony był po chrześcijańsku nadstawiać drugi pośladek…
- Ech Stefek, możesz się bezpiecznie wyprostować. Gibki jesteś niczym wąż odkurzacza. Ucałuj Jadwinię - rzucił pogodnie ziom i oddalił się z rechotem.