rozwinę myśl:
współczesne dziennikarstwo zeszło na psy i nie opisuje nawet pół procenta realnej rzeczywistości
nie jestem dziennikarzem, więc nie muszę pisać "pod tezę" właściciela gazety (w szczególności gazety prokościelnej lub antykościelnej) ale uwielbiam rozmawiać z ludźmi i nie oceniając po prostu zapytać ich o motywacje którymi sie kierowali
w ten sposób dowiedziałem sie np. o tym że nie tylko paryż wart jest mszy ale mieszkanie własnościowe w warszawie również jest warte mszy (co wyżej już wspominałem)
od innej rozmówczyni dowiedziałem sie że sama "aktualnie" czuje się ateistką ale pogoniła precz faceta który nie chciał ślubu kościelnego. Uzasadnienie było takie, że jeśli facet "jest talibem" to nie ma znaczenia że jest "akurat" talibem antyklerykalnym. Ona po prostu fanatycznie nienawidzi fanatyków i dlatego facet ma u niej pozamiatane mimo że w łóżku był dobry.
jeszcze inny mój znajomy od wielu lat do kościoła nie chodzi i nawet świąt nie obchodzi, ale uparł sie że musi mieć ślub kościelny gdyż z powodów majątkowych wolał żyć w konkubinacie.
Kiedy zrobiłem wielkie oczy, wyjaśnił mi, że dużo straciłby gdyby zawarł ślub cywilny (a sama intercyza to za mało) więc namówił narzeczoną na ślub kościelny ale taki bez skutków cywilnych (załatwia sie to dziwactwo u biskupa i on sobie to załatwił).
Dociekałem po co mu ten teatrzyk skoro przecież on i tak kategorycznie wyklucza istnienie Boga któremu ślubował że nie porzuci konkretnej kobiety.
Usłyszałem że mój znajomy żadnemu bogu niczego nie ślubował ale wprost przeciwnie: ślubował swojej kobiecie, a nieistniejącego boga jedynie wezwał na świadka "i to naprawdę nie jego wina że nieistniejący bóg był na tym ślubie nieobecny". Zaintrygowało mnie to jeszcze bardziej.
Otrzymałem wyjaśnienie, że dzięki temu że uroczystość odbyła się, panna nie truje d.. o ślub cywilny. Co więcej: jego wybranka (jak to ujął) "nie jest prawniczką i być może właśnie dlatego" nie odróżnia prawa cywilnego od prawa kościelnego, a niezaprzeczalną korzyścią jest to, że przestała nalegać na podjęcie decyzji skutkującej negatywnymi skutkami podatkowymi.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to dość często może chodzić właśnie o pieniądze.
Wywód znajomego mimo że zaskakujący okazał się bardzo konkretny i logiczny i wewnętrznie spójny.
Badania naukowe i/lub badania naukawe mogą tego nie wykazywać, gdyż opisują dokładnie to co chce wyczytać zleceniodawca, a życie jest dużo szersze i bardziej wielowątkowe.
Trzy przykłady ślubu kościelnego osoby niewierzącej wskazały mi że motywacją mogą być pieniądze, ale niekoniecznie.
W jednym przypadku chodziło o strach przed "jakimkolwiek" fanatyzmem, w tym przypadku przed fanatyzmem antykościelnym. Jeśli konkretna kobieta tak właśnie zdefiniowała swoje potrzeby życiowe, to (niejako z definicji) jest to wybór "słuszny dlatego że jej własny".