Niech moja historia będzie przestrogą dla innych młodych osób, które mają podobne dylematy.
Obecnie mam 20pare lat
Moi rodzice są SJ, byłem wychowywany w tej religii i tak jako nastolatek przyjąłem chrzest, czy była to faktycznie taka moja w 100% decyzja? Nie powiedziałbym
Ale nie o tym jest ta historia
Kiedy skończyłem 19 lat poszedłem na studia do innego miasta.
W liceum non stop pilnowany, ciężko mi było wyjść na imprezę z rówieśnikami... bo wiecie świadkowie muszą trzymać się razem... i nie zadawać się ze światem...
I kiedy poszedlem na studia do innego miasta, poczułem wolność, wreszcie nikt mnie nie kontrolowal ( w stylu do klubu pójść nie mozesz, z dziewczynami ze świata się nie zadawaj bo są takie i takie)
Wreszcie mogłem to wszystko przeżyć, i co? Przeżyłem.
Poznałem ładna bardzo mądra fajną dziewczynę, z która byłem prawie rok.
Kiedy dowiedziala się ze jestem świadkiem (w sumie to się odcialem od tej religi ale na papierze nim jestem) i że moi rodzice też nimi są, że nie ma możliwości ze mną wziąć ślubu kościelnego - to się posypało, zostawiła mnie (zresztą teraz chyba już się temu tak nie dziwie)
Po tej dziewczynie była kolejna, zareagowala podobnie, po tych "dwoch próbach, rozczarowaniach" nazwijcie to jak chcecie, zrozumiałem że muszę o tym mówić wprost zaraz na początku znajomości.
Skutek był podobny, kolejne kilka dziewczyn zareagowało podobnie.
Jedna to zaakceptowała od razu, bo jak sama twierdzi ona nie wierzy w kościół.. ale jej rodzice kiedy się o nas dowiedzieli, szybko jej to wyperswadowali i też po 8miesięcznym związku dostałem kosza.
Z kolejna bylo bardzo podobnie.
Nigdy nie szukalem tzw pustego szona, były to mądre i fajne dziewczyny
Morał mojej historii jest taki, że żadna porządna, fajna dziewczyna nie będzie chciała wchodzić w taka skomplikowana relacje. Każda chce mieć ładny ślub kościelny i akceptacje rodziców jeśli chodzi o wybór partnera - małżonka.
Mój wniosek biorąc pod uwagę to co przeżyłem jest następujący
Wychowales się w takim gównie (sory za to ujecie ale ja mając skończone 28 lat tak to postrzegam ) to tkwij w tym dalej albo zmień swoje życie na tyle żeby nie kolidowalo z życiem drugiej połówki, ja na to posunięcie nigdy nie umiałem się zdobyć.
Nie zostane katolikiem bo tego nie czuje ale swiadkiem tez nie chce być.
I póki co została mi samotność... Może to się kiedyś zmieni.
PS. I nigdy nie chodziło w tych relacjach o brak kasy czy moją niezaradność. Mam stała, myślę ze dobrze płatną pracę, mieszkanie i samochód - piszę to bo pewnie zaraz posypia się teksty ze żadna nie chciała nieudacznika