Może to nie o Betelczyku, ale o zapalonym pionierze, którego miałem okazje kiedyś poznać, który znalazł sposób na życie:
Otóż miałem okazje kiedyś poznać takiego ŚJ-pioniera rekordzistę, który głosił grubo ponad 200 godzin miesięcznie, choć nie był pionierem specjalnym.
Nazywaliśmy go ŚJ-ekolog.
On wpierw we drzwiach pokazywał ludziom fragmenty ze świeckich gazet, że środowisko upada. Że wszystko idzie ku samozagładzie. Że ropa się kończy, czy węgiel. Że głód idzie, itp. itd.
Zbierał wszystkie wycinki katastroficzne które ukazywały, że jak Bóg nie zainterweniuje to wszystko się zawali.
Ludzi często zatykało to, gdy nie czytał im Strażnic lecz pokazywał poważne czasopisma.
On wpierw sprzedał auto i żył z tych pieniędzy.
Później sprzedał mieszkanie i zamieszkał u swej babci, a przejadał te pieniądze z mieszkania.
Teraz pewnie odziedziczył mieszkanie po babci, więc ma co sprzedać jak Armagedon nie nastąpi rychło. Kontakt i wieści z nim mi się urwały, zanim nastał kres nauki o pokoleniu.