Jedno nie ma nic wspólnego z drugim, bo rozmawiamy tu o normach ustalonych przez ludzi. Jak już wcześniej wykazywaliśmy Biblia praktycznie nie wypowiada się w sprawach współżycia przed małżeństwem, tak jak nie wypowiada się też w temacie transfuzji czy innych, bo po prostu te pojęcia były ówczesnym ludziom obce.
A więc ludzie dopowiedzieli sobie resztę, trochę wchodząc w rolę Boga.
Kiedyś pewna pani zaczęła się ekscytować naukami świadków i pilnie studiowała, do czego także zmuszała swoją jedyną córkę. Dziewczyna chodziła na te wszystkie spotkania , nie tyle pod wpływem matki, co chłopaka jakiego tam poznała.
Młody mężczyzna który wyszedł z ZK, też studiował i Ola wpadła mu w oko. Ale matka była tak chorobliwie poprawna , że mogli się tylko spotykać na zebraniach i raz w tygodniu u niej w domu, pod obecność matki. Nie było mowy o nawet namiastce bliskości, jak to mówiła...zawsze dzielił ich stół. Na odchodne podanie ręki i to pod okiem matki, a jak za długo ją przytrzymał wyrywała rękę córki.
Powtarzała że to dla jej dobra, dla zbawienia w oczach Jehowy, bo jego łaski ble ble ble...znamy to.
Ja ją ostrzegałam, że córka ją szybciej znienawidzi niż pojmie to chore dobro. Jeśli jej nie zaufa ich relacje już napięte na pewno się pogorszą.
Naskakiwała na mnie, że jestem wykluczona więc moje poglądy są wypaczone itd itp. Ja ze względu na dziewczynę, traktowałam ją łagodnie. Szkoda mi było stracić ją z oczu, a jakbym matce dała popalić, to bym już jej więcej nie widział. Pozostało mi tłumaczenie, ale to marnie szło. Miała jedną odp...a bracia to a tamto, chwalą mnie ...wiadomo, żeby tylko im nie zwiała. Czasem już żartem podchodziłam że takim postępowaniem ich tylko pcha ku siebie, bo zakazany owoc wiadomo.... Albo tekstem...krew nie woda, majtki nie pokrzywy...wszystko na nic.
Pewnego wieczoru ktoś puka w drzwi od tarasu, wychodzą a tam młoda zapłakana mówi , że już nie da rady. Że przecież ona nie chce z nim iść zaraz do łóżka, ale normalnie się spotykać. Że tak on jak i ona chodzą na te zebrania żeby się widywać. Jemu się już odechciało świadkowania, ale jak przestanie się interesować to już całkiem straci z nią kontakt.
I tak się żali, płacze i pyta mnie....a czy Jehowa naprawdę mnie pokarze jak się od niego odwrócę lub zrobię coś złego?
Przytuliłam ją i mówię...dziecko, jakby to była prawda z tą karą, to twoja matka byłaby już dawno ukarana za te wyzwiska pod twoim adresem. Przecież uczą że Bóg to miłość, a jaka jest miłość? Cierpliwa, łaskawa, nie unosi się gniewem, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy. A więc jaka kara?
Uściskała mnie i pobiegła. Za dwa dni wpada do mnie jej matka i pyta ....gdzie ona jest? Pytam kto? Moja córka, uciekła z domu. A nie mówiłam....? Na co ona ty Q...przez ciebie. Na co ja jej ze spokojem. Ty pierwsza byłaś Q bo cię z wesela prosto na porodówkę zawieźli.
Jak piz....drzwiami to aż mi w uszach zahuczało.
Suma - sumarum świadkiem nie została, córka podobno poszła głosić i z tej służby już nie wróciła razem dali nogę. Została sama, skończyły się zebrania, skończyły się przyjaźnie. Długo się do mnie nie odzywała, nie tyle z gniewu co ze wstydu.
Córka przyjechała po dwóch latach z kilkumiesięczną córeczką i mężem.
Jak uciekli pojechali do dużego miasta i gdzieś się zatrzymali w noclegowni dla bezdomnych, tam się nimi zainteresował jakiś zakonnik. Dziewczyna poszła jako pomoc na kuchnię do domu opieki, a chłopak został kościelnym. Kiedyś go nakrył proboszcz jak pięknie grał na organach. I tak został organistą i to bardzo wziętym, ponoć pięknie śpiewa i jest wynajmowany do innych kościołów aby śpiewać na ślubach i innych imprezach.
To oni obcy ludzie, wyprawili im skromne wesele, dali pracę, pozwolili uwierzyć w siebie i stanąć na nogi.
Nie zawsze z tym grzechem jest tak prosto, nie zawsze jest on taki oczywisty, ponieważ życie nie jest tylko czarno - białe i dzięki temu pisze najlepsze scenariusze.