To ciekawe, ale osoby wcześniej mocno zaangażowane (np moja przyjaciółka - wieloletnia pionierka) ma dosłownie te same odczucia co ja. Odzyskany czas i luz psychiczny.
myślę że opisałaś bardzo uniwersalne zjawisko; po prostu wyrwanie z teokratycznego kieratu (niezależnie od okoliczności) przynosi ulgę
ja ur 1972 w 1991 skończyłem liceum i poszedłem w pionierkę 1992 cały w terenie i oto 7 stycznia 1993 idąc w teren złamałem sobie lewą rękę, więc przeleżałem w szpitalu ponad 2 tygodnie - i te 2 tygodnie były wspaniałe!
ręka w gipsie, ja na szpitalnym łóżku; owszem "głosiłem nieoficjalnie", ale to chwilowe oderwanie się od kieratu organizacyjnego powodowało że zacząłem normalnieć;
po wyjściu ze szpitala jeździłem na rehabilitację: specjalne ćwiczenia przywracające sprawność lewej ręce, nie wyrabiałem już pioniera, a kiedyś siedząc w domu przypadkowo zobaczyłem w TV reklamę kursu komputerowego dla niepełnosprawnych, zapisałem sie na ten kurs, ukończyłem go i znalazłem pierwszą w życiu pracę zawodową; siedem miesięcy po złamaniu ręki ja już pracowałem zawodowo, a cele teokratyczne zeszły na dalszy plan...
wyrwanie się z kieratu (choćby na chwilę - w moim wypadku 16 dni w szpitalu) może mieć naprawdę zbawienne skutki
a ponieważ epidemia trwa _znacznie_ dłużej niż 16 dni, więc i skutki mogą być bardzo efektowne...