Szczególnym zainteresowaniem cieszą się najbliżsi członkowie rodziny z prostej przyczyny ,po prostu mają do nich dostęp.
A członkowie rodziny szybko zauważają, że coś jest nie tak. Pamiętam taka straszą osobę, która głosiła głównie swoim wnukom ale resztę rodziny też próbowała zaangażować. Zaczęła około 2001 roku, po ataku na WTC. Obudziło to w niej jakiejś przekonanie, że koniec jest bliski. Jakiś czas później były ataki w Madrycie? W każdym razie co kilka lat działo się coś, co budziło w niej potrzebę głoszenia bliskim. Po kilku razach wszyscy się uśmiechali i mówili: "Babciu, Armagedon miał być jutro już 5 lat temu". Na co ona: "Bo Armagedon będzie jutro".
Ludzie mają swój rozum i w większości przypadków widzą, że coś tu nie działa w tej świadkowskiej logice.
Swoją drogą wkładanie rodzinie myśli do głowy, że koniec jest bliski, nie musi być wystarczające z tego powodu, że wiele rodzin ŚJ odsunęło się od swoich świeckich rodzin na przestrzeni lat. Wiadomo dlaczego. Powracanie przy okazji pamiątki i kataklizmów budzi w nich oczywiste przekonanie o braku szczerości, lub o tym, że w najlepszym wypadku coś jest z nimi nie tak