Witaj ondre - posiadasz mądrość, lecz proszę zauważ- w (Ww) na temat krwi w przeciągu ponad stu lat, rożnie zapatrywali się na krew.
Wyrażali najpierw zgodę na transfuzje, potem zakaz, następnie kolejna sensacja frakcje aby zamknąć temat (Ww), umyła ręce jak Poncjusz Piłat i zrzuciła na sumienie każdego szeregowca sekty.
A czy ja gdzieś napisałem, że pochwalam nauki grupy "Watchtower" na temat transfuzji krwi?
Wręcz przeciwnie. W poprzednim poście napisałem, że krytyka ich za zmuszanie innych do stosowania zaleceń pod groźbą ostracyzmu, jest jak najbardziej słuszna.
Ale krytykując wszystkich bez względu na powody odmowy transfuzji, to popadanie w drugą skrajność.
Skoro nawiązujemy tutaj do przykładów z życia wziętych.
Jako młodzieniec i śJ, leżałem łóżko w łózko, na chirurgii z pacjentem w podeszłym wieku (nawet w bardzo podeszłym).
Strasznie się męczył, z dobre 2 dni, konał. Nie wiem, nie pytałem co mu dolega. Podejrzewam, że mogła to być terminalna faza nowotworu. Byłem świadkiem jak zastępca ordynatora zaproponował mu krew. Cytuję dosłownie na "wzmocnienie". Dziadek dał znak, że nie chce tego. Niedługo, na moich oczach, zmarł w objęciach córki.
Jako, że miasto i okolica, w którym szpital był, Warszawą ani Śląskiem nie było, zaciekawiony reakcją człowieka, zrobiłem wywiad wśród znajomych świadków. Okazało się , że pacjent nigdy świadkiem nie był. a tylko żona nim była.
Jak myślisz, czy w tym przypadku można, jak napisała autorka tematu, współczuć mu głupoty, przynależności do ciemnogrodu itd.?