Ok.
Zawsze byłem sceptykiem, już jako dzieciak. Lubiłem czytać. Nałogowo czytałem książki już od przedszkola. To była moja ucieczka od codziennego koszmaru, ojca alkoholika, jednego z trzech milionów ostro uzależnionych od wódy Polaków w latach 80-tych jakich PRL sobie wyhodował. Od kiedy w przedszkolu zdjąłem z półki "Czarnoksiężnika z Oz" czytałem non stop. Przeczytałem tysiące ksiażek. Jedną z tych książek był "Chłopiec z salskich stepów" Igora Newerly znaleziony na wysypisku za miastem wśród sterty wyrzuconych przez kogoś starych książek (był w tej stercie też "Chrystus z karabinem na ramieniu" Kapuścińskiego, "Kraina Bajki" Ewy Szelburg-Zarębiny i podręcznik "Botanika" do podstawówki - wszystkie z tych książek w podobnym stopniu zaważyły na tym kim się później stałem) i w tej książce padło zdanie z Kartezjusza "Wszystko podawać w wątpliwość!" jakie głównemu bohaterowi ktoś podsunął. Nie wierzyć. Krytykować. Sprawdzać. Wtedy może nie miałem aparatu pojęciowego człowieka dojrzałego i wykształconego ale te kilka słów we mnie utkwiło i gdzieś w głebi już siedziało, nawet wtedy kiedy jako zagubiony dzieciak szukający akceptacji dałem się omotać i zindoktrynować tym dobrym ludziom chcącym mnie wyciagnąć z rynsztoka, bombardujących mnie bezwarunkową miłością Świadkom Jehowy, boga prawdziwego.
W liceum w czwartej klasie, będąc już po chrzcie i na najlepszej drodze do raju na ziemi, czytając podręcznik do polskiego trafiłem na "Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka. Ten facet, totalnie zeszmacony przez stalinistów, przerobiony na fantoma bezmyślnie klaskającego na partyjnych spędach, w pewnym momencie swojego zestrachanego życia zdobył się na odwagę i jednej nocy napisał to
"Nie uwierzę, mój drogi, że lew jest jagnięciem!
Nie uwierzę, mój drogi, że jagnię jest lwem!
Nie uwierzę, mój drogi, w magiczne zaklęcie!
Nie uwierzę w rozumy trzymane pod szkłem!
Ale wierzę, że stół ma tylko cztery nogi
Ale wierzę, że piąta noga to chimera
A kiedy się chimery zlatują, mój drogi
Wtedy człowiek powoli na serce umiera.
To prawda, kiedy miedziaki nudziarstwa zagłuszają wielki cel wychowawczy,
Kiedy sępy abstrakcji wyjadają nam mózgi,
Kiedy zamyka się uczniów w podręcznikach bez okien,
Kiedy redukuje się język do trzydziestu zaklęć,
Kiedy gaśnie lampa wyobraźni,
Kiedy dobrzy ludzie z księżyca odmawiają nam prawa do gustu,
To prawda, wtedy nam grozi tępota."
I zaniósł do redakcji i zostawił rękopis na stole i uciekł zanim do głosu doszedł strach a był to rok 1955 kiedy za takie słowa groziło więzienie, solidny wpierdol od UB a potem długoletni wyrok.
To było olśnienie. Od razu zrozumiałem co 40 lat wcześniej przeżywał nieznany mi gość, poddawany dokładnie takiemu samemu procesowi dobrowolnej lobotomii na raty czołowych płatów mózgowia, w imię Dobrej Sprawy, świetlanej przyszłości.
Potem już było bardzo łatwo i prosto.