pozfrawiam Cię salome, co przychodzi mi brz trudu i szczerze bo szalenie Cię lubię
Bardzo dziękuję Magdo! Miło mi, naprawdę.
Na bazie artykułu ze strony doctrinesoffaith.com postanowiłam przetłumaczyć i zinterpretować na swój sposób duże fragmenty tekstu pt. „Jak uwolnić się z sekty: kilka rad dla chcących opuścić grupę wysokiej kontroli jaką jest organizacja ŚwiadkówJehowy”.
Już kiedyś publikowałam na forum ten tekst, próbuję pozbierać różne moje wcześniejsze posty w jednym wątku.
Może komuś przyda się kilka słów wsparcia.
„Osobie będącej członkiem organizacji SJ nie jest łatwo zaakceptować fakt, że wraz z odejściem może bardzo dużo stracić. W rzeczywistości jest to bardzo stresujące i frustrujące przeżycie, gdyż oficjalne odłączenie się od zboru z pewnością wywoła konsekwencje. Nie ma jednego dobrego sposobu na odejście. Nie da się tego zrobić całkiem bezboleśnie. Ale jest nadzieja: ta decyzja wcale nie musi zrujnować naszego życia. Co więcej, może stanowić początek czegoś nowego i lepszego.
ZROZUMIEĆ SAMEGO SIEBIE Przede wszystkim należy zrozumieć i zaakceptować fakt, że przez lata bycia członkiem sekty wtłoczono nam do głowy wiele różnych poglądów i zasad.
Zastanówmy się, ile dni spędziliśmy w tej organizacji?
Jeden rok równa się 365 dni myślenia na sposób sekty. Dziesięć lat równa się 3650 dni myślenia na sposób sekty. Dwadzieścia lat równa się 7300 dni myślenia na sposób sekty.
Niezaprzeczalnie, musimy przyznać przed sobą samym, że jako Świadkowie Jehowy nie myśleliśmy w taki sposób, w jaki myśli większość ludzi na świecie.
Ale to co może nas zadziwić, to fakt, że podobne do nas odczucia ma niejedna osoba w zborze. Wiele osób skrywa swoje wątpliwości od lat, inni próbują je zagłuszyć, dopatrując się pozytywów pozostania w zborze do końca życia.
Z pewnością istnieje pewna miara strachu, z którą muszą się zmierzyć osoby poddawane przez lata indoktrynacji, a stające przed decyzją o odejściu. Niektórzy radzą sobie z tym strachem lepiej, inni gorzej. Niektórzy po odejściu pałają gniewem i są mocno rozżaleni, ale trwa to intensywnie ale stosunkowo krótko. Wiele osób staje na nogi i otrząsa się z negatywnych emocji rozpoczynając od razu aktywne życie i podejmując nowe wyzwania.
Inni noszą w sobie ból i rozgoryczenie latami, a nawet do końca życia.
Ważne jest zrozumieć, że zupełnie nieświadomie zostaliśmy wciągnięci do organizacji manipulującej umysłami. Wierzyliśmy, że Świadkowie Jehowy stanowią elitę duchową, że byliśmy w gronie wybrańców, którzy mają szansę odziedziczyć życie wieczne w raju na ziemi. Aby oczyścić swoje myślenie z programu, jaki wgrała nam sekta będziemy potrzebować czasu, sporo czasu. Spodziewajmy się, że będziemy przeżywać emocjonalne wzloty i upadki. Niektórym może nie być łatwo. Ale da się z tego wyjść.
SPÓJRZEĆ PRAWDZIE W OCZYNajtrudniejszy jest moment, gdy stajemy przed lustrem i wypada powiedzieć sobie prosto w twarz:
„Tak, jestem w sekcie. Świadkowie Jehowy są sektą. Trudno temu dłużej zaprzeczać. Ale już niedługo nie będę członkiem tej organizacji. Mam to szczęście i ten przywilej, że się zorientowałem/am, że to sekta. Ale oni nie mają już nade mną władzy. Nie chcę i nie będę już więcej ich ofiarą.”
DOKONAĆ ANALIZY
-co nas pociągnęło do tej organizacji?
-co szczególnie wywoływało u nas dobre samopoczucie?
-co sprawiało, że czuliśmy się bezpieczni?
-czy te uczucia się stopniowo zmieniły, po tym jak zostaliśmy oficjalnymi członkami?
-czy czuliśmy ciężar nadmiernych obowiązków?
-czy zaczęliśmy w znaczącym stopniu ograniczać kontakty ze światem zewnętrznym? Czy zdawaliśmy sobie wtedy sprawę z tego, że zaczynamy się izolować od rodziny niebędącej w sekcie i od tzw. normalnych ludzi?
-w jaki sposób postrzegali nas inni członkowie zboru?
-w jaki sposób mogli postrzegać nas ludzie ze świata?
-czy zaczęliśmy czuć, że robimy niewystarczająco dużo?
-czy dostrzegliśmy u siebie zmiany osobowości, czy zmagaliśmy się z depresją, niepokojem, gniewem, poczuciem winy i wstydem?
-czy w jakimś momencie zaczęliśmy odczuwać żal do zboru przez te odczucia, które mieliśmy?
Zacznijmy zatem uczciwą analizę swoich uczuć.. Tak trudno spojrzeć na siebie cudzymi oczami... Ważnym aspektem mentalnego odłączenia się od sekty jest przebaczenie samemu sobie.
Jeśli jesteśmy źli na siebie samych za stracony czas, zadajmy sobie pytanie:
-co dobrego wyniosłem/am z sekty?
-jakie zdobyte tam kwalifikacje i umiejętności pomogły mi stać się taką osobą jaką dziś jestem?
-jak mogę wykorzystać moje umiejętności i wyuczone cechy w dalszym życiu po tym, jak zdecyduję się odejść?
WYGADAĆ SIĘ KOMUŚRozsądnie jest znaleźć sobie rozmówcę, który zechce wysłuchać przez co przechodzimy. Owszem, może być z tym problem, tzw. „ludzie ze świata” nie zrozumieją w pełni problemu. Będą przecierać oczy ze zdumienia lub bagatelizować nasze odczucia. Znajdźmy zatem jakąś grupę wsparcia na portalach społecznościowych i czytajmy historie innych osób. Potem podzielmy się swoją historią. Obiecajmy sobie, że się nie zniechęcimy, że znajdziemy sobie co najmniej jedną osobę, która nas wysłucha ze zrozumieniem, z którą można będzie podzielić się swoimi myślami i od której mamy szansę otrzymać wsparcie.
Może się okazać, że niektóre osoby będą potrzebować pomocy specjalisty psychologa. Ale tu znowu pojawia się potrzeba wyrzucenia z siebie problemu, wygadania się i przepracowania szoku w jakim niewątpliwie się znaleźliśmy po odkryciu „prawdy o prawdzie” .
DAĆ SOBIE CZASNie da się odejść z sekty w jeden dzień. Z pewnością będziemy potrzebować czasu, aby uporządkować swoje myśli. Przeżywamy duchowe trzęsienie ziemi, a może i kryzys wartości. Możliwe, że zdecydujemy się odejść najpierw mentalnie, a dopiero potem fizycznie. Nie obwiniajmy się, że nie mamy dość odwagi i nie dajemy rady podjąć decyzji o oficjalnym odejściu. Niektórzy potrzebują naprawdę dużo czasu, odpływają powoli. Inni planują swoje odejście w iście matematycznym stylu, wyznaczając sobie kolejne etapy krok po kroku. Jeśli czujemy, że nasz świat się absolutnie wali, zrób sobie przerwę, przetrzymajmy to, aż zbierzesz siły. Skupmy się na jakimś porzuconym dawno temu hobby. Starajmy się tworzyć siatkę nowych znajomych, budujmy nowe relacje w szkole, w pracy, wśród sąsiadów.
Jeśli czujemy się bardzo przygnębieni i przerażeni odrzuceniem i ostracyzmem, poczekajmy. Zbierzmy siły. Każdy z nas jest inny. Niektórzy podejmują decyzję o odejściu w ciągu kilku miesięcy po odkryciu prawdy o prawdzie. Inni odchodzą oficjalnie po roku. Inni nie odejdą nigdy. Ludzkie charaktery i temperamenty są niebywale zróżnicowane.
Każdy z nas ma inną sytuację rodzinną, zawodową, materialną, zdrowotną.
Dajmy sobie zatem czas, ale postarajmy się ustalić jakąś datę. Nie mówimy tu o okresie tygodnia lub dwóch tygodni czasu. Dajmy sobie dużo czasu, a jeśli uda nam się odejść przed upływem tej daty, będzie to nasz osobisty sukces. Dla jednych będzie to rok, a dla innych może dwa lata... Wszystko zależy, jakie mamy życiowe plany, jaką mamy sytuację zawodową, mieszkaniową, na ile jesteśmy stabilni psychicznie. Wyznaczenie sobie deadline powoduje, że skupiamy się na celu, a nasza podświadomość oswaja się z nieuchronnie zbliżającą się zmianą życiową.
NIE UFAĆ WSZYSTKIMSzukajmy kontaktów z innymi osobami, które odeszły z sekty. Ale nie spodziewajmy się, że wszyscy z zasady będą naszymi przyjaciółmi. Dobierajmy towarzystwo ostrożnie, niektóre osoby mogą mieć niestety pewne problemy psychiczne i wygląda na to, że nie udało im się wyjść z tej organizacji bez szwanku. Nie można ufać każdemu eks SJ tylko dlatego, że jest eks SJ.