Dobra. Spróbuję. I tak wszystkiego nie napiszę w jednym poście.
A wiec tak (tak po staropolsku), radość to nastawienie umysłu. Jakby to powiedzieć, emocja w swoim własnym sensie.
Należy pamiętać, że radość należy do owoców ducha (lub jego elementów) - to z nowego testamentu.
Ze starego testamentu - Jehowa nakazywał się radować.
Radość jest najczęściej splotem różnych 'sił'.
Np. może to być radość, że się zadowoliło Jehowę, głosząc odpowiednią ilość czasu.
Inni mają radość w tym czasie ze współpracy z aniołami.
Jeszcze inni cieszą się z uczestnictwa w akcji ratunkowej.
Można tego mnożyć.
Jest radość z wykonanej pracy. Zwłaszcza tej 'odpowiednio dobrze wykonanej'. To jest mechanizm motywacyjny wykorzystywany wszędzie - od rodziny, przez korporacje, skończywszy na religii.
A w religii, firmie, o charakterze non profit, gdzie pracownik nie dostaje ekwiwalentu pieniężnego, radość z pracy jest ważna.
Dlatego, gdy ktoś rozpowszechni dużo gazetek, zrobi odwiedzin, postudiuje, lub spędzi mnóstwo godzin na rozmowie o głównej tematyce, jest radością.
We wszystkich wypowiedziach (kongresowych, zebraniowych, prywatnych) jest podkreślana radość.
Jedni się nią tak zarazili, że mówili na zgromadzeniu, iż zarazili się radością od innych pionierów i teraz sami są już dziesiąty rok pionierami. Dosłownie radość jest zaraźliwa.
Aby nie rozwodzić tematu emocji (w tym wypadku radości) można dodać, że można radość mieć z cierpienia. Dlatego zachowuj radość w ucisku. O tym jest też w Biblii. Ale to już bardziej na psychologie a nie religioznawstwo. Podpowiem - dzięki odpowiedniemu nastawieniu (radości) przeżyjesz.
Są tacy, którzy mieli radość ze służby, gdy im na monitorze pojawił się napis THE END; a dalej migusiem do domu.