A jak u was, czy także próbowano w jakiś sposób przyciągnąć Was z powrotem do zboru, gdy byliście już na tzw. aucie?
Może jakoś szczegółowo nie odpiszę. Ale zacznę od tytułu wątku. Myślałem, że będzie dosłownie.
Są osoby, które przez osoby trzecie, a nawet czwarte, pozdrawiają mnie. I nie wiem, tak do końca, czy to jakiś fenomen, podstęp, albo zwyczajna głupota.
Jednego gościa zwyzywałem (tak dosadnie), a on ludziom opowiada, że mamy dobry kontakt; że sobie piszemy, dzwonimy, etc. Coś w stylu pięknej przyjaźni. A dosłownie powiedziałem mu, że jak na ulicy spotkam, to kartonowym pudełkiem po włoskich pomidorach z biedry go optłukę. Ale to akurat dobrze wyrachowana menda świadkowa. Więc nie ma mowy o miłości.
Żona jego, jeszcze lepszy egzemplarz, to zapewne przeczyta do dnia jutrzejszego. Czekam na reakcję.
Za ludźmi ciężko nadążyć.
A tak ogólnie nikt nie dzwoni
I całe szczęście. Spokój i cisza. Na stare lata, jak znalazł.